17. Zakład

153 6 0
                                    

Tak, jak od pewnego czasu i tym razem przebudziłam się w środku nocy, jakąś godzinę po tym jak zasnęłam obok Liama. Nie umiałam ponownie zasnąć, więc przez pewien czas wpatrywałam się w niezasłonięte okna, za którymi noc nie była taka ciemna, jaką spodziewałam się ujrzeć.

Dźwignęłam się na łokciach i spojrzałam w lewo, gdzie na drugim końcu łóżka leżał chłopak, rozłożony na całej wolnej przestrzeni i zaplątany w jasną pościel. Z roztrzepanymi włosami, spokojem emanującym od jego potężnej sylwetki wyglądał jak jeden z bogów. To jak cienie kładły się na jego mięśniach podkreślając je zapierało dech. Przełknęłam ciężko czując jak po kręgosłupie biegnie elektryczny dreszcz podniecenia. Serce zabiło mocniej na niezwykle nieprzyzwoite obrazy, które pojawiły się w moim umyśle, ale zaraz wszystko odrzuciłam.

Ciemność to czas, w którym wszystkie skryte fantazje wylewają się na powierzchnie niczym niepowstrzymywane, a to potrafi być niebezpieczne.

Pochyliłam się opierając jedną ręką o kolano, zaś drugą zaczynając masować klatkę piersiową z myślą, że może mi to coś pomoże. Zacisnęłam powieki i liczyłam oddechy. Spirala się zawężała, a ja zaczęłam coraz bardziej panikować. Byłam bezbronna, bo mój własny organizm postanowił się zwrócić przeciwko mnie. Coraz bardziej spadałam i kiedy myślałam, że doszłam do końca i zaraz wpadnę w przepaść, wszystko ustało. Nagle przeminęło, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Tym razem się uwolniłam, choć nie byłam pewna, ile razy jeszcze zdołam to zrobić. W ostatnim momencie powstrzymałam nadciągające mroczki i omdlenie.

Powoli wyprostowałam się i rozejrzałam wokół własnej osi. Nikogo tam nie było i nikt nie widział momentu mojej słabości. Dobrze. Zaczęłam po omacku i powoli powłóczyć nogami w stronę przestronnego salonu.

Wcześniej zaaferowana wszystkim co się wydarzyło nie miałam ani czasu, ani ochoty na porządne rozejrzenie się po całym mieszkaniu, teraz jednak postanowiłam się trochę porozglądać. Wyszłam z korytarza trafiając do dużej otwartej przestrzeni. Na rozległy salon składały się dwie ogromne, wyglądające na niezwykle wygodne kanapy, duży telewizor plazmowy, kino domowe, PlayStation i stolik kawowy. Gdzieniegdzie walały się ubrania niedbale porzucone, zapomniane. Po drugiej stronie ogromnego pomieszczenia znajdowała się kuchnia. Duża, przestronna, z błyszczącymi w cieniu blatami. Tradycyjnie jak we wszystkich nowoczesnych domach zaprojektowanych przez dekoratora wnętrz (Liam umiał się porządnie i dobrze ubrać, ale szczerze wątpiłam by poświęcił choć trochę swojego cennego czasu, żeby wybrać sobie meble) można było znaleźć tam wyspę kuchenną.

Wszystko wyglądało na niebotycznie drogie i zadbane, jednak jedna rzecz bardzo mnie zdziwiła. W całym domu chłopaka nie znalazłam ani jednego kwiatka. Nawet takiego całkowicie zielonego bez kolorowych pąków. Była tylko misa pełna zielonych jabłek stojąca obok zlewu i dwóch szklanek.

Zaczęłam iść niepewnie, a plaśnięcia bosych stup o podłogę przełamywały dzwoniącą wuszach ciszę. Obeszłam wyspę przeciągając opuszkami palców po chłodnej, nieskazitelnejpowierzchni. Przystanęłam i chciałam sięgnąć po szklane naczynie, kiedy przed oczami stanęły mimroczki, a głowa zaczęła pulsować przenikliwym bólem. Syknęłam łapiąc się mocno brzegu blatuzaciskając mocno oczy. W momencie zrobiło mi się zimno. Właśnie przez te objawy rozpoznałam usiebie stan całkowitego wyczerpania, kiedy mój organizm ciągnie na ostatnich procentach baterii.Ostatnio wpadałam w ten stan zbyt często. Było źle, bardzo źle. Potrzebowałam wypoczynku ispokoju, z czego świetnie zdawałam sobie sprawę, ale pomimo tej świadomości nie robiłam nic bycoś zmienić.

Odczekałam kilka chwil zanim wszystko minie i z powrotem otwarłam oczy pochylając sięnad zlewem i ciężko oddychając. Ręka mi tak drżała, że kiedy chwyciłam jedną ze szklanek ta zaczęłauderzać w drugą niczym mały dzwonek. Zapełniłam naczynie wodą z kranu i zaczęłam powoli pićwpatrzona w widok rozciągający się zza okna.

The Snake poisonWhere stories live. Discover now