6. Dręczycielka

220 10 2
                                    

Stanęłam z założonymi rękoma pod piersiami przed umazaną fioletowym sprayem szafką. Podziwiałam krzywe pismo głoszące "BITCH" mając w głowie jedynie scenę, w której dopadam sprawcę w swoje ręce. A dobrze wiedziałam kto to zrobił. Aktualnie tylko jednej osobie zaszłam tak bardzo za skórę, żeby ta chciała się mścić publicznie.

- Proszę, ciepła woda z mydłem i gąbka - odezwał się sprzątaczka stawiając obok wspomniane rzeczy, a potem odchodząc korytarzem.

Słyszałam szepty za plecami, ale się nie odezwałam, nawet nie obróciłam się za siebie, by zganić gapiów i ich przepędzić tylko wzięłam gąbkę, zamoczyłam w wodzie i zaczęłam szorować szpetny napis. Już po chwili przeklinałam widząc, że spray wcale nie chce zejść tak łatwo jak na początku sądziłam. Tarłam coraz mocniej i coraz bardziej zniecierpliwiona, kiedy po moich dwóch stronach stanęli oparci barkami o inne szafki Alex i Kelly. Przyglądali się jak powoli staję się tykającą bombą.

- Pomożemy ci - zaproponował chłopak, ale odrzuciłam jego propozycję.

- Wiesz, możesz poprosić o pomoc, razem pójdzie nam szybciej - tłumaczyła Reid posyłając mi pełne politowania spojrzenie.

- Dam sobie radę sama - podkreśliłam ostatnie słowo.

- Jesteś uparta jak osioł, nic do ciebie nie dociera. Sama, sama - zaczęła mnie przedrzeźniać. - Schowaj tą pieprzoną dumę do kieszeni i daj sobie pomóc.

Przerwałam szorowanie i spojrzałam wściekle najpierw na nią, a później na Berry'ego, który posłał mi delikatny, ale ciepły uśmiech. Westchnęłam i już miałam otwierać usta, żeby skapitulować i poprosić ich o pomoc, kiedy zza moich pleców odezwał się przesłodzony głos sprawczyni całego zamieszania.

- Ktoś wreszcie nazwał rzeczy po imieniu. Ciekawe kto to, chętnie bym tą osobę poznała i pogratulowała.

Rebecca stała dumnie na środku, a po jej obu stronach dumnie prezentowała się jej świta. Aria nie była zbytnio zaciekawiona i błądziła gdzieś myślami, za to Stacy wbijała we mnie spojrzenie piwnych oczu. Ogniście rude włosy spoczywały zarzucone na jednym ramieniu odznaczając się na czarno-szarym mundurku. Wróciłam do obserwowania Jones nieświadomie zaciskając dłonie, przez co z gąbki pociekły stróżki wody rozbijając się na podłodze.

- Rozpoczęłaś wojnę Becca - oznajmiłam ciskając w niż piorunami z oczu.

- Moja matka to burmistrzyni, nie jesteś w stanie zrobić mi czegokolwiek.

- Nie bądź tego taka pewna. Jeszcze nie wiesz na co mnie stać.

W moich słowach pobrzmiewała niewypowiedziana groźba, zapowiedź i ostrzeżenie przed tym na co byłam w stanie zrobić, a byłam gotowa na wiele. Rebecca widząc niebezpieczny błysk w moich oczach na chwilę się zawahała. Niepewność na chwilę rozświetliła jej opaloną tropikalnym słońcem twarz, a potem szybko zniknęła, gdy dziewczyna przypomniała sobie jakie mamy widowisko i że każdy bacznie nas obserwował.

- To się okaże.

Moje usta leniwie wykrzywiły się w kpiącym uśmiechu na kiepską odzywkę Jones, która zaczęła się krępować i stresować co prowadziło do plątania się języka i braku zdolności do kreatywniejszej riposty. Widziała co się dzieje, dlatego zażenowanie i poczucie osuwającej jej się spod nóg ziemi próbowała zamaskować wściekłością, ale mnie nie dało się tak łatwo nabrać.

- Powiedz mi Rebecca, jak długo twoja matka będzie tolerowała twoje wybryki? Jak długo będzie sprzątała twoje brudy, broniła cię i wybielałą? Pamiętaj, w końcu powie nie, a ty będziesz musiała zmierzyć się z tym, do czego doprowadziłaś.

The Snake poisonWhere stories live. Discover now