9. Szekspir

225 13 7
                                    

- Nie mam ochoty wychodzić z domu.

- Ostatnio poza szkołą nigdzie nie wychodzisz - usłyszałam zmęczony namawianiem mnie głos Alexa przez głośnik w telefonie.

- Nigdzie nie idę - zakomunikowałam po raz kolejny twardym, zdecydowanym i już lekko poddenerwowanym tonem.

Całą trójką byliśmy na chacie video więc widziałam, jak chłopak wywraca na mnie swoimi czekoladowymi oczami, natomiast Kelly niezainteresowana kłótnią piłowała swoje długie paznokcie siedząc przy swoim biurku.

- To impreza Halloween! - podekscytowanie w jego głosie było niemal namacalne.

Czy ja wyrażałam się nie jasno? No zaraz szlak mnie trafi. Zamknęłam na moment oczy licząc do dziesięciu by się trochę uspokoić, ale jakoś bardzo mi to nie pomogło.

- No właśnie. Nie mamy już po piętnaście lat by uczestniczyć w takich dziecinadach.

Nie byłam nawet w najmniejszym stopniu uradowana z tego idiotycznego pomysłu. Nie chciałam wychodzić z domu, mojego azylu, bezpiecznej przestrzeni tylko po to by iść się nachlać i spędzić czas z tymi wszystkimi fałszywymi ludźmi, których na pewno tam nie zabraknie. Nie miałam zamiaru tam iść, nawet z moimi najlepszymi przyjaciółmi.

Nie ukrywałam, że na moją niechęć mógł wpłynąć jeszcze jeden czynnik, a mianowicie, nie chciałam spotkać Liama. Od nieprzyjemnego incydentu na meczu minęły ponad dwa tygodnie, podczas których unikałam go jak ognia. Gdy tylko go widziałam od razu zmieniałam kierunek i szłam w przeciwną stronę lub skręcałam w boczny korytarz, by po prostu nie musieć się z nim konfrontować. Tchórz! - powtarzałam sobie cały czas. Karciłam siebie za każdym razem. Powinnam mu pokazać, że to co zrobił i powiedział na mnie nie wpłynęło, ale prawda była całkowicie inna. Drżałam za każdym razem jak powracało do mnie to wspomnienie uczucia zaciskającej się pętli na nadgarstku.

Moja ręka była już prawie zdrowa, został jedynie delikatny ślad jeszcze nie do końca wygojonego siniaka, ale to i tak dobrze w porównaniu z pierwszymi dniami. Czerwone ślady pozostawione przez jego długie, chude, zimne palce zrobiły się przeraźliwie sine, były tak mocno fioletowe, że to aż przerażało, a dodatkowy ból i dyskomfort przy każdym ruchu dłoni był dość uciążliwy. Nakładałam na obolałe miejsce maści, które rzekomo miały pomóc w szybszej regeneracji, ale i tak nie były to środki natychmiastowego działania, a śladów nie szło zakryć nawet moim najbardziej kryjącym podkładem, więc musiałam chodzić w rzeczach z długim rękawem. Cieszyłam się jednak z tego, że przyjaciele nic nie zauważyli.

- Annabeth Brown rusz w końcu tą swoją kształtną dupę, bo jeśli nie, to sam po ciebie przyjadę i wytargam cię z łóżka.

Poprawiłam kołdrę, pod którą leżałam i wystawiłam w jego stronę środkowy palec posyłając mu przy tym nienawistne spojrzenie. Ten baran chciał mnie wyciągnąć z mojej świątyni. Pff, dobre mi sobie, morze próbować, ale jego misja zakończy się fiaskiem lub ugryzieniem i porażką.

- To jak? Umie o czternastej? - Kelly postanowiła się w końcu odezwać. Spojrzałam na nią, ale dziewczyna dalej nie spojrzała w kamerę tylko zajmowała się swoimi paznokciami w kolorze pastelowej zieleni.

- Jest środek tygodnia! - próbowałam dalej protestować, ale wiedziałam, że jestem na straconej pozycji, ponieważ gdy Reid i Berry łączą siły, to bardzo ciężko jest wygrać taką bitwę.

- Mówi się trudno i idzie się dalej - lekceważący ton blondyna sprawiał, iż nabrałam ochoty wbić mu łokieć prosto w brzuch. Przymknęłam zmęczona oczy i trzymałam ich w tej niepewności błądząc myślami i wymyślając sto różnych czarnych scenariuszy. Może potrąci mnie tam auto albo ktoś dosypie mi jakiejś trucizny, po której umrę? Nigdy nic nie wiadomo także...

The Snake poisonWhere stories live. Discover now