2. TinkerBell

518 18 3
                                    

Przez prawie całe lato nawiedzały mnie myśli, w których zastanawiam się, co się stało z tamtą dziewczynką. Nie mogłam przestać wieczorami wpatrywać się w miejsce, gdzie wtedy stał samochód, z którego wyskoczyła i pognała do przodu, w stronę lasu. Gorsze od tego było jednak poczucie, że ktoś ciągle mnie obserwował. Wieczór, dzień... to nie miało znaczenia, cały czas czułam na sobie czyjeś przeszywające spojrzenie. Na każdy głośniejszy dźwięk spinałam się, a po ciele pełzły nieprzyjemne dreszcze. Często spoglądałam przez przeszklone okna, by się upewnić, że nikt na zewnątrz nie czyha tam na moje życie, którego jeszcze nie chciałam tracić, a przynajmniej nie z takiego powodu. Nigdy nikogo podejrzanego nie widziałam, ale to cholerne uczucie mnie nie opuszczało.

W ostatnim tygodniu wakacji udało mi się powoli przechodzić do codzienności nad tym co się stało. Miałam z tego powodu wyrzuty sumienia, bo to co się stało to nie było coś zwyczajnego, to odbiegało od normalności w zupełności. Ale nigdy nie zrobię kroku w przód, zawsze będę w tym samym miejscu, jeśli nic bym nie zrobiła. Gdybym nie starała się zapomnieć.

To tak łatwo brzmi. Zapomnieć o chłopaku spod ciemnej gwiazdy porywającego małe dziewczynki. Przecież to się w głowie nie mieści. Takie coś... Wiedziałam o działalności przestępczej prężnie działającej w Cleveland – to w końcu miasto przepełnione ludźmi stworzonymi do grzeszenia, którzy chcieli grzeszyć - ale nigdy dotąd nie miałam przyjemności spotkać się z czymś na taką skalę. Do tej pory uczestniczyłam tylko w małych przestępstwach, wandalizmach, oszustwach, drobnych rabunkach i włamaniach... wszystko było "nieszkodliwe". Ale to czego byłam świadkiem... tego było chyba za dużo jak dla mnie.

A to był dopiero początek. Nawet nie byłam blisko czubka tej ogromnej góry otoczonej gęsto spiralami coraz to nowszych i bardziej pokręconych kłamstw i intryg.

Tak oto minęły mi całe dwa miesiące niezwykle stresujących wakacji, na których końcu czekał na mnie powrót do szkoły. CHS – Cleveland High School imienia Winterbrooka, to szkoła pełna ludzi, którzy potrafią zniszczyć człowiekowi psychikę, roztrzaskać jakby była najdelikatniejszą porcelaną i rozsypać na bruku po to, by inni po niej deptali. Ale jeśli ma się sposób, jest całkiem możliwe, że przeżyjesz.

Pierwszy dzień jest zawsze dniem próby. Wszyscy przychodzą odwaleni jak szczury na otwarcie kanałów. Czarne mundurki z szarymi wstawkami pachną czystością i są nienagannie wyprasowane, na twarzach dziewczyn widnieje pełny, nienaganny makijaż, a w całej szkole jeszcze długo po pierwszym września unosi się smród zmieszanych ze sobą perfum, których każdy w ten dzień używa w zbyt wielkiej ilości. Wszyscy się chwalą, gdzie byli na wakacjach albo co im się ciekawego przydarzyło, ale mogę was zapewnić, że zdecydowana większość z tego wszystkiego to kłamstwa opowiadane po to by zabłysnąć na tle innych, aby pokazać, że jest się niby tym "lepszym".

Jeśli nie wpasujesz się w szablon, wiedz, że jesteś spisany na straty, dlatego też przed wyjściem z domu sprawdziłam, czy wszystko jest jak na leży i wsiadam w auto by dojechać na miejsce.

Pogoda jakby cieszyła się z mojego nieszczęścia, ponieważ słońce wystawało zza białych chmur prażąc skórę swoimi promieniami, sprawiając, że pot zaczął perlić mi się z tyłu karku. Wzdychając ociężale wyszłam z klimatyzowanego auta, zmierzając prosto do budynku szkoły, do którego pośpiesznie szło już parę innych uczniów, zapewne by schronić się między grubymi ścianami budynku przed upałem. Kilku bardziej wytrwałych postanowiło zostać na zewnątrz, gdzie witali się ze swoimi znajomymi, choć po ich twarzach szło z łatwością wywnioskować, że nie cieszą się z powrotu do szkolnej rzeczywistości. Rozumiałam ich. Nikt z nas nie chciał oglądać nawzajem swoich mord, które znaliśmy już wszyscy.

Idąc w stronę wejścia przywitałam się z paroma osobami, przyklejając na usta sztuczny uśmiech mający na celu niepokazania mnie jako gbura i sukę już pierwszego dnia szkoły. Musiałam dbać o pozory swojej reputacji.

Na auli odbyła się akademia pełna wzniosłych przemówień Masona Severe – naszego dyrektora, który rozwodził się na temat przestrzegania regulaminu i innych nie wartych wspomnienia rzeczach. Na koniec każdy z nas dostał do ręki nowy plan lekcji, z którym, jak nam powiedziano mamy obowiązek się zapoznać. Nie wszyscy byli zachwyceni, ale ja z przyjemnością stwierdziłam, że ten mój nie był najgorszy. Zawsze mogło być gorzej.

Gdy wreszcie pozwolono nam się rozejść na korytarzu zostałam potrącona przez kilka Świerzynek - tak nazywano u nas pierwszaki, czyli nowe pokolenie bogatych dzieciaków bogatych ludzi. Zanim zdążyły mi puścić nerwy i zwyzywałabym któregoś, dopadli do mnie Kelly z Alex i mieli wyjątkowo ponure wyrazy twarzy. Pasowaliśmy do siebie jak ulał.

- Wyścig szczurów czas zacząć - mówię, a oni oboje jęczą z niezadowolenia.

- Nawet mi nie przypominaj – prosi Kelly obejmując się zbyt szczupłymi ramionami. - To okropne.

- W sumie to tak, ale nie znowu takie najgorsze.

- Dla ciebie tak, bo kręcisz tu swój biznes, a my nie. - wtrąca Alex opierając ramię o bark Kelly, która jest tak mała, że przy moim metr siedemdziesiąt sięga mi jedynie podbródka. Dziewczyna od razu zrzuca z siebie ramię chłopaka posyłając mu zabójcze spojrzenie, a ja wzruszam ramionami z niewzruszoną miną.

Moje kryminalne mikroimperium. To nic wielkiego, tylko zwykła bukmacherka na umiarkowaną skalę. Żadnych oszustw. Tylko uczciwy biznes. Ludzie potrafią zakładać się naprawdę o wszystko, takie rzeczy, które mogą nigdy nie dojść do skutku, a ja na tym korzystam, bo czemu by nie? Biorę tylko te które przyniosą mi zysk, jak na przykład: która drużyna wygra kolejny mecz futbolu, na kogo następnym razem uweźmie się szkolna diva, jaki deser będzie w szkolnej stołówce przez najbliższy tydzień itp.

Prawdziwi bukmacherzy pobierają tak zwana marżę w oparciu na zbilansowanych rachunkach gwarantujących zysk. A to znaczy, że kiedy ktoś stawia sto dolarów, to tak naprawdę zakład dotyczy dziewięćdziesięciu dolców, pozostałe dziesięć idzie do bukmachera. To znaczy, że pobieram dziesięć procent z całej kwoty, którą ma otrzymać zwycięzca, a wygrana często nie jest tak mała jakby się mogło zdawać. Bukmachera nie obchodzi, kto wygra, interesuje go tylko, czy odpowiednio ustalił prawdopodobieństwo, tak żeby pieniądze uzyskane od przegranych wystarczyły na opłacenie zwycięzców. Nie musisz być mistrzem, żeby zacząć, ale musisz zacząć, żeby być mistrzem. Ktoś, kto chce zarabiać na przekrętach, musi być przekonany, że jest sprytniejszy niż pozostali i że przewidział każdy scenariusz. Że wszystko ujdzie mu na sucho. Że każdego jest w stanie zrobić w durnia.

Sztuka polega też na tym by pozostać "niewidzialnym" dla potencjalnego zagrożenia. (czytaj: nauczyciele i kapusie) choć jestem pewna, że krążą w śród nauczycieli informacje o nielegalnym biznesie jaki sobie prowadzę, ale z pewnością nie wiedzą kto jest tym bukmacherem, ponieważ gdyby wiedzieli to już dawno wyjebaliby mnie stąd na zbity pysk. Z kapusiami sobie radzę, pomaga mi Alex. Gdy tylko pojawiają się jakieś niebezpieczne pogłoski on wysyła króciutkie wiadomości, niemożliwe do namierzenia, z treścią, która zawiera upomnienie i przestrogę dla każdego kto chciałby o mnie donieść. Mam oczy i uszy wszędzie. Mam swoich szpiegów, swoje własne ptaszyny.

Idąc zatłoczonym korytarzem w pewnym momencie ja i moi przyjaciele się rozdzielamy, każdy z nas idzie na swoje zajęcia zgodnie z tym co jest napisane na planie lekcji. Bez trudu trafiam do dość dużej sali pomalowanej na szaro z czerwonymi elementami wykończeniowymi. Wybieram sobie ostatnią ławkę pod ścianą i rozsiadam się wygodnie. Przeglądam media społecznościowe, które aż huczą od relacji z pierwszego dnia szkoły. Przewracam na to oczami.

The Snake poisonWhere stories live. Discover now