Rozdział 22

210 27 4
                                    


- No popatrz jeszcze ma siłę pyskować. Mało ci?

Czuję ciepłą dłoń ocierającą krew z moich ust... Później już tylko ciemność.

***

Z objęć morfeusza budzi mnie przeszywający ból głowy.

Niechętnie otwieram oczy. Pomału podnoszę się do pozycji siedzącej.

Uważnie lustruję pokój w poszukiwaniu zagrożenia, lecz nic nie przykuwa mojej uwagi.

Mój wzrok zatrzymuje się podziwiając chmury poruszające się po niebie za oknem. 

Jest ranek, na co wskazuje budzące się do życia słońce, promienie słoneczne próbują wedrzeć się do pomieszczenia. 

Analizuję wydarzenia, które miały miejsce, jak mogę założyć na przestrzeni kilku ostatnich dni.

Na samą myśl, że Sam mógłby zapłacić życiem za odnalezienie mnie robi mi się niedobrze...

 Biorę głęboki wdech i powoli wypuszczam zgromadzone w płucach powietrze... 

Próbuję powstrzymać zbierająca się żółć w gardle. Spokojnie Cornelia... tutaj cię nie znajdzie. Jest bezpieczny...

Prawda jest taka, że próbuję oszukać samą siebie... Przez długi czas to robiłam i tym razem powinno się udać.

Próbuję przyjąć najwygodniejszą pozycję, ale kajdanki utrudniają mi to.

Znowu mam wenflon, a to skurwysyn...

Wyrywam go po raz drugi i wyrzucam przed siebie. Niech sobie nie myśli, że wygra ze mną.

Podciągam nogi do klatki piersiowej i obejmuje wolną ręką.

Mam dwie opcje: pogodzić się z losem jaki jest mi pisany albo zakończyć to wszystko raz, a na zawsze i nie mieć na sumieniu już żadnej bliskiej mi osoby.

Zawieszam wzrok na klamce w oczekiwaniu, że drgnie, a drzwi się otworzą, lecz nic takiego się nie dzieje. 

Kiedy mam już zrezygnować i powrócić w objęcia morfeusza, drzwi się nagle otwierają, a zza nich wyłania się Luke.

Widząc, że patrzę w jego stronę na jego twarzy pojawia się uśmiech.

- Poranny z ciebie ptaszek.

Gryzę się w język powstrzymując przy tym ochotę na zwyzywanie go.

- Naprawdę? - spogląda na plastikowy przedmiot, który kilkanaście minut temu jeszcze był wbity w moją dłoń.

Opieram głowę o ścianę  i wbijam wzrok w podłogę.

- Nie szanujesz mojej pracy. - staje centralnie nade mną.

- Do trzech razy sztuka... - szepczę.

Kuca naprzeciwko mnie boleśnie łapiąc za moją szczękę.

- Coś ty powiedziała?! - cedzi przez zęby.

- Nie kazałam Ci faszerować mnie lekami, nie prosiłam o żadną jebaną kroplówkę, więc się ode mnie odpierdol!

Mówię ci mała, sama pchasz się w gips.

Łapię za jego rękę i próbuję wyrwać się z jego uścisku, ale on jeszcze bardziej zaciska palce.

- Już chyba wystarczająco wyżyłeś się na mnie. - nasze spojrzenia się spotykają.

- Gdyby nie Nathan dawno byś leżała martwa z pianą w ustach na wskutek przedawkowania. - przysuwa moją twarz do swojej.

- Na co czekasz? Zrób to! Powiedzmy, że pomogę ci się pozbyć problemu, który ci tak bardzo spędza sen z powiek. Nathanowi powiesz, że musiałeś odebrać ważny telefon, wyszedłeś na balkon przekonany, że nadal śpię pozostawiając przy mnie torbę z lekami. Kiedy wróciłeś zorientowałeś się, że udawałam, ale niestety było już za późno. Problem z głowy. 

Widzę błysk w jego oczach.

- No dawaj, przecież nigdy się nie domyśli, że to ty podałeś mi te leki. To nie może być aż tak trudne dla ciebie. Jest to korzyść dla nas obojgu. Nie uważasz?

Puszcza moją szczękę, którą szybko zaczynam rozmasowywać.

Wstaje kierując się do biurka, na którym znajduje się torba. Bierze ją do ręki i odwraca się w moją stronę, opierając się o blat.

- Powiem ci, bardzo kusząca propozycja. Ale taka śmierć byłaby wybawieniem dla ciebie. A ja obiecałem sobie, że będziesz cierpiała jeszcze długo. 

Mój promyk nadziei jak szybko się zapalił tak szybko gaśnie.

- Wiedziałeś Nathan jaka cwana z niej bestia? - spogląda w lewą stronę, a mój wzrok wędruje za jego.

Drzwi się uchylają, a oparty o ramę Nathan patrzy z przekrzywioną głową na mnie.

Kurwa, kurwa, kurwa... już po mnie... Klnę w myślach.

Luke jak zwykle mnie przechytrzył. Gdyby wzrok mógł zabijać dawno leżałby martwy na ziemi.

- Zawsze była cwana, ale nie wiedziałem, że aż tak. Poprawiłaś się kruszyno, ale nie na długo. Chyba musimy sobie poważnie porozmawiać. - krzyżuje ręce na piersi.

Na twarzy Luka pojawia się triumfalny uśmiech, a po moich plecach przechodzi dreszcz.


To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: 4 days ago ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Nieznajomy 3Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz