Rozdział 22

1.7K 144 8
                                    

Zacząłem delikatnie podcinać jej gardło i w tym momencie do domu wszedł Jack z Nicką.

*Z.P.W. Jessy*
Czułam zimne ostrze noża na swoim gardle, po czym spływające po nim delikatne, ciepłe krople krwi. Całe szczęście w odpowiednim momencie wróciła nasza parka.
-Jeff? Co ty, do cholery, robisz?! Chcesz ją zabić?!- krzyknął Jack.
-Tak chcę ją zabić! Wystarczająco mnie...
-Chłopaku, ogarnij się! Znowu to samo?
-Nie, teraz nareszcie przejrzałem na oczy. Już nie mam tej rządzy krwi...
-Jeffy, proszę puść mnie- zaczęłam płakać. Chłopak odepchnął mnie od siebie.
-Zrozumiałaś?! Nienawidzę cię, a tym bardziej nie kocham!- te słowa zabolały mnie o wiele bardziej niż to, co zrobił mi przed momentem. Zaczęłam płakać. Ale chciałam mu się postawić, chciałam, żeby wiedział że też potrafię być silna.
-Wiesz co Jeff? Jesteś idiotą! Niczego nie wartym idiotą! Wynoś się stąd, rozumiesz?!- krzyczałam przez łzy. Chłopak wyszedł, głośno trzaskając za sobą drzwiami.
-Jessy! Nic ci nie jest?- pytała mnie Nicka.
-Gardło się zagoi, gorzej z sercem...
-Chodź mała- Jack wziął mnie na ręce i położył na kanapie. Chciałabym, żeby to był Jeff.
-Nie musicie tak mnie pilnować, nic mi nie jest- powiedziałam. Ktoś zapukał do drzwi. Jack poszedł otworzyć. W nich stał Jeff.
-Czego chcesz? Mało zamieszania zrobiłeś?- pytał go szatyn.
-Nie rozumiesz, ja... znowu coś się dzieje, nie wiem co to jest. Teraz pamiętam wszystko, ale nie mam nad tym kontroli... Jessy, przepraszam...- zobaczyłam w jego oczach... łzy? Jeff... płakał? Brunet przepchnął się obok Jack'a i podbiegł do mnie.
-Jeffy...
-Ciii, nic nie mów. Miałaś rację kiedy mówiłaś, że jestem idiotą, ale ja naprawdę nad tym nie panuję...
-Wierzę ci i... nie jesteś idiotą, mówiłam to...-przerwał mi Jack.
-To może my pójdziemy a wy sobie pogadajcie- oboje wyszli.
-Mówiłam tak, bo byłam zła i... smutna, bo powiedziałeś...
-Wiem, co powiedziałem, ale to nie prawda. Ja cię kocham...

Siedzieliśmy w ciszy, nikt nie miał odwagi nic powiedzieć. Patrzyłam tylko w te śliczne oczka Jeff'a.
-Muszę ci to wynagrodzić- powiedział, delikatnie przejeżdżając palcami po nacięciu na mojej szyi.
-Jak niby?
-Może jakiś wyjazd na weekend? Razem z Nicką i Jack'iem. Co ty na to?- spytał chłopak.
-Super!- krzyknęłam i podskoczyłam z kanapy.
-Ej, spokojnie, jeszcze coś ci się stanie...
-Nic mi nie jest, chodźmy do Nicki i Jack'a!

Poszliśmy z Jeff'em na dwór.
-Hej! Nicka! Jack! Czekajcie!- krzyknęłam, kiedy ich zobaczyłam.
-Jessy? Powinnaś odpoczywać! Co ty robisz?- rzuciła szybko Nicka.
-Przecież nic mi nie jest. Mamy dla was niespodziankę!
-Jaką?- spytał Jack.
-Jedziemy nad jezioro!- krzyknęłam szczęśliwa.
-Jak to? Tam jest pełno ludzi- powiedział smutny szatyn.
-Nie martw się o to. Tam, gdzie będziemy nie ma nikogo- powiedział Jeff i przytulił mnie.
-Jeff, chodź na chwilę- Jack wziął bruneta na bok. My dalej fascynowałyśmy się wyjazdem.

*****
Dzięki za komentarze, widzę, że się rozkręcacie ^^ czytam wszystkie, piszcie śmiało i do następnego :3

Skrzyżowanie naszych dróg//Jeff the killer (Fanfiction, Love Story)Wo Geschichten leben. Entdecke jetzt