Chapter XI

1.7K 177 3
                                    

Ohayoo~ ^^
Przybywam do Was z nowym, krótkim rozdzialikiem. Może rewelacji nie ma, ale zawsze coś. ;) W gwiazdkach będą ukazywane imiona postaci, ma to na celu przeniesienie Was do innego miejsca. Akcja rozgrywa się w innych światach, więc musiałem wymyślić coś, żeby się nie pogubić.. x) Życzę powodzenia~ :)

Biel, wszędzie rażąca, przejrzysta poświata. Nie widziałem nic prócz niej i rozmazanej sylwetki Atsushiego. Oczy skąpane w mych słonych łzach, rozmazywały wszystko, jakby ktoś rozlał wodę na świeżo namalowany farbami obraz.

Otarłem przezroczyste krople o płaszcz Naokiego, który ciągle był przesiąknięty jego słodkim zapachem. Jego roześmiana twarz, jego uśmiech, jego dotyk. Wszystko powracało, co się dzieje do cholery?

- Hii~chan, już czas - usłyszałem znajomy mi głos. Wszystko na krótką chwilę wróciło do normy. Ujrzałem Yuukiego u boku starszego człowieka.

- Yuuki? Co tu robisz? - zadałem krótkie pytanie, próbując skupić się na danej chwili.

- Pójdziecie razem, mały wytłumaczy Ci wszystko po drodze. Spieszcie się, nie zastało nam zbyt wiele czasu. - mężczyzna w kapturze mówił, jak zawsze ze spokojem.

Nie do końca zrozumiałem, mój umysł był przyćmiony, coś stanowiło blokadę, której nie mogłem ominąć. Czułem, jak głowa mi pulsuje od bólu, od tego całego męntliku, jakby miała możliwość eksplodować pod naciskiem tak wielu myśli na raz. Ktoś chwycił mnie za rękę i pociągnął do portalu. Przez dłuższą chwilę nie czułem nic, zamknąłem jedynie oczy i czekałem na to, co ma nadejść.

*Naoki*

Drzwi do portalu zostały przywalone gruzami korytarza. Zdążyłem jeszcze uciec. Nieprzyjaciele zdążyli wtargnąć już do naszej siedziby, napotkałem kilku z nich na drodze do zbrojowni. Na szczęście miałem przy sobie swój sztylet, dałem sobie z nimi radę. Nie wiem jak wielu jeszcze ich tam było. Zaopatrzyłem się w swój miecz, stoczyłem z nim wiele bitew, był niezastąpiony. Prócz tego noże do rzucania, niezbędne zawsze u mego boku. Jeszcze nigdy nie zdarzyło się tak, żebym spudłował.

Uzbrojony, nabrałem pewności siebie i ochoty do walki. Byłem w pełni gotowy na starcie z tymi istotami. Znałem ich wszystkie ruchy, to była tylko kwestia zaskoczenia. Nigdy nie spodziewają się, co zrobię. Nie potrafią odczytać moich myśli, jestem dla nich zbyt inteligętmy. Skromnością też nie grzeszę... Jednakże, nie moja wina, że oni nie zasługują na to, by nazywać ich 'mądrymi istotami'.
Usłyszałem głosny i przerażony krzyk Juna. Pobiegłem do głównych sal, to tam właśnie ich napotkałem. Dzielnie walczyli, Atsushi wraz z nimi. Suzaku zniknął, Layla też. Czemu nie ma ich akurat wtedy, gdy są potrzebni? Postanowiłem oczyścić swoje myśli, w tej chwili miałem inny problem. Przyłączyłem się do walki, musiałem obronić najmłodszych, i tak już wiele zrobili. Byłem z nich dumny, odpierali atak przez tak długi czas, oczyścili dolne partie z najeźdźców. Tacy mali, a przezwyciężyli strach i pochwycili miecze. Postawa godna pochwały i naśladowania.

Wygnanie intruzów z głównych sal przyszło nam z trudem, ale osiągneliśmy swój cel. Fala nieprzyjaciela została siłą wyrzucona z nory, jednak przy jej wejściu pisane mi było stoczyć pojedynek z samym Gadrielem. Po plecach przebiegł mi zimny dreszcz, odpędzający wszystki złe myśli. Chwyciłem mocniej rękojeść miecza, przyjmując bojową postawę. Lekki uśmiech zagościł na mej twarzy, nie zastanawiając się, ruszyłem biegiem w stronę mojego przeciwnika.

*Hikaru*

- Już możesz otworzyć oczy, Hikaru - dotarł do mnie spokojny głos białowłosego.

Tak też zrobiłem, lekko przerażony podniosłem powieki. Gdy moj wzrok się zaostrzył, byłem wstanie tylko lekko otworzyć usta ze zdziwienia. Miejsce, w którym właśnie się znajdowaliśmy, było przepiękne. Otaczały nas ogromnych rozmiarów zielone drzewa z mięsistymi koronami. Trawa skroplona lekką rosą, oddawała piękne wiosenne zapachy. Stąpając po niej, czułem, jakbym chodził po chmurach. Krople spływające po koniczynie, odbijały nieliczne promienie słońca, wpadające przez niewielkie luki w liściastej pierzynie drzew. Przyglądałem się temu wszystkiemu z takim zdumieniem, że sam nie wierzyłem, abym mógł być w takim miejscu. Yuuki zaczepił mnie delikatnie, spojrzałem w jego stronę. Otaczały nas piękne motyle, ich skrzydełka były w kolorze szafiru, a od spodu mieniły się różnymi kolorami. Wyglądały przepięknie, czułem świeży powiew ciepłego wiatru, który oczyścił mój, wcześniej zamglony wspomnieniami, umysł.

- Yuuki... - wydusiłem - Gdzie my jesteśmy?

- W naszej wyobraźni. - odpowiedział. - Konstrukcja całego tego świata, jego wygląd i zapach odzwierciedla Twoje myśli, pragnienia czy fantazje. Chodzi po prostu o to co masz lub miałeś kiedyś w głowie. Aż boję się co będzie dalej, skoro nasze myśli złączyły się i stworzyły coś takiego.. - zamyślił się.

- Gorzej nie będzie! - zaśmiałem się.

- To się okaże... - szepnął pod nosem. - No dobrze, chodźmy!

- Dokąd?

- Zobaczysz, mamy sporo drogi do przebycia, tak przynajmniej mi się wydaje... - z każdym, wypowiedzianym przez białowłosego, słowem dostrzegałem coraz większy niepokój. Wiedziałem, że coś może być nie tak.

Podążyliśmy żwawym krokiem w głąb zielonego, żywego lasu. Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że określenie 'żywy' ma dosłowne znaczenie.

*Naoki*

Gadriel okazał się być silniejszy, niż mi się wydawało. Nareszcie mogłem nazwać go godnym przeciwnikiem. Na początku bawiło mnie to, cała ta sytuacja wywoływała u mnie uśmiech na ustach. To właśnie w jego towarzystwie toczyłem walkę z panem wielkim przywódcą całego tego stowarzyszenia dziwolągów.
Wszystko szło świetnie, póki inni nie zaczęli mi przeszkadzać. Jednak kilku na jednego to dość niesprawiedliwe. Jednakże, włożyłem w to wszystko odrobinę więcej siły i chęci, dzięki czemu dawałem radę, mimo iż walka była nierówna.

- Poddaj się już. - usłyszałem syk Gadriela w mojej głowie.

- Nie grasz fair, to do Ciebie nie podobne. - odrzekłem, gdy ostrza naszych mieczy złączyły się na dłyższą chwilę.

- Ja po prostu wykonuję rozkazy, a Ty mi wszystko utrudniasz.

- Wybacz tatusiowy agencie G, nie mam zamiaru przestać. - odpowiedziałem stanowczo, na co on jedynie się zaśmiał.

- Nie zdajesz sobie sprawy z tego, w co się wpakowałeś. Myślisz, że nas zniszczysz? Zmieciesz z powierzchni ziemi? To wy nie macie prawa istnieć, nasz wierny naród przetrwa jeszcze wiele długich lat. A ty, rodzynku, wpadłeś w pułapkę jak nędzna mysz. Tak mi przykro.

Nie do końca zrozumiałem o co mu chodziło, wszystko pojąłem dopiero chwilę później, gdy Layla przyłożyła mi nóż do gardła. Zaskoczyło mnie to, byłem pewien, że jest po naszej stronie, a jednak zdradziła wszystkich.
Atsushi został złapany, tak samo i Suzaku. Maluchów nie widziałem. Gdzie się podziewają?

- Zastanów się Naoki, możesz przejść na naszą stronę, schwytać Hikaru i po sprawie...

- Nigdy tego nie zrobię, choćbym nawet miał zginąć.

Gadriel wykonał dyskretny ruch ręką, jeden z jego strażników wbił Suzaku nóż między żebra. Krzyknąłem, żeby tego nie robił, jednak na marne. Byłem obezwładniony, chłopak padł na ziemię nie wypowiadając nawet słowa. Tak go ceniłem, był świetnym żołnierzem, jednym z najlepszym wojowników. Zginął tak szybko, na dodatek z mojej winy...

Poddałem się, od tej chwili naszą jedyną nadzieją był Hikaru.

NEKOWaar verhalen tot leven komen. Ontdek het nu