chapter XIX (najpefniej pszetostatnji ;3;)

707 88 30
                                    

     Witojcie ludziska~! Ja wiem, że zasługuje na niezły opierdziel .___. No bo ostatnio rozdziały w ogóle się nie pojawiały, a teraz jeszcze wyjeżdżam z tekstem, że to przedostatni rozdział xD No aleee... Wiecie no, nic nie trwa wiecznie ;3; Może kiedyś zbiorę siły na jakomś tam kontynułejszyn, ale na razie postanowiłem zakończyć to tak jak zaplanowałem. Niby mam jakąś tam koncepcję na ciąg dalszy, ale nic nie jest jeszcze pewne, ani nawet w połowie zaplanowane, więc ostrzegam! Nic nie obiecuję >~< No, w każdym razie, bardzo Was przepraszam za tak długą przerwę ;_____; (Nie wiem ile będzie trwała następna bo aktualnie zgonuję w łóżeczku ;3; xD) Mam nadzieję, że mimo to nie zostawicie mnie samego .___. Pozdrawiam cieplutko! 

Pozdrawiam CIEPLUTKO również grawers, wiem, że to uwielbiasz xDDD 

Miłego czytania :D 

- Chwilowe mdłości, niejasność umysłu, pustka w głowie i proszę, jesteśmy na miejscu! - powiedziałem próbując pocieszyć maluchy po twardym lądowaniu na ziemi. Cała trójka spojrzała na mnie z ironicznym uśmiechem, zrozumiałem, że lepiej było się nie odzywać...

Rozejrzałem się dookoła, byliśmy w jakimś lesie. Nie do końca wiedziałem gdzie, ale wydawało mi się jakbym znał te okolice. Szkraby zbierały nasze rzeczy, a ja stałem nieruchomo. Szukałem tego miejsca w pamięci, instynkt podpowiadał mi, żeby udać się na północ. Nie byłem pewien tej decyzji, jednak całą grupą ruszyliśmy właśnie w tamtą stronę.

- Hii~san, skąd wiesz, że to dobra droga? - zapytał Yuu dorównując mi kroku.

- Nie wiem, to po prostu przeczucie. Ale zawsze lepiej się ruszać, niż stać w miejscu, prawda? - zapytałem uśmiechając się.

- To po co maszerujemy? Tylko tracimy czas. Już możesz dokonywać przemiany, koteczku. - usłyszałem zza pleców głos Wataru. Mój uśmiech stał się jeszcze większy, oczy zapłonęły czerwienią. Mruknąłem w odpowiedzi, chwilę potem przez las mknęła grupa zwierząt, a nie ludzi.

Trafiliśmy na dobrze znany mi szlak. Widziałem znaki na drzewach, czułem znajomy zapach Naokiego. Tak, to właśnie tu zdobywałem umiejętności, dokładnie w tym miejscu. Dzieciaki też wiedziały gdzie jesteśmy, widziałem te ich uśmiechy. To wszystko przywoływało bardzo dobre wspomnienia. Chciałem, żeby to jak najszybciej powróciło. Wiedziałem, że paczka się rozpadła. Layla zdradziła, Suzaku nie żyje, w sumie nawet nie wiem co z Atsushim. Mam jednak nadzieję, że starca oszczędzili...

Wieczorem znaleźliśmy się obok ruin naszej nory. Nie zostało tam nic prócz gruzów. Szukaliśmy wśród nich naszych, chcieliśmy ich pochować, ale nie znaleźliśmy ani jednego ciała. To było podejrzane, ale nie zamierzaliśmy dłużej się nad tym zastanawiać. Musieliśmy dostać się do siedziby wroga, a mieliśmy na to bardzo mało czasu. Zastanawialiśmy się, czy dotarcie tam na czas jest w ogóle możliwe. Szanse były znikome, jednak, nie miałem zamiaru się poddać, nie po tym wszystkim, co przeżyłem. Wszystko po to, żeby wrócić do tego świata, teraz mam to tak zostawić? Nie, nie ma nawet takiej opcji.

Zrobiliśmy sobie krótki postój, wszyscy byliśmy zmęczeni po nieustannym biegu. Jednak nie mieliśmy za wiele czasu na odpoczynek, każda minuta była dla nas ważna. Mieliśmy jeszcze jeden kłopot, nie wiedzieliśmy dokładnie gdzie ta ich wielka siedziba się aktualnie znajduje, co było dla nas dużym problemem.

- Hii~san, nie dotrzemy tam, nie znamy trasy, nie możemy sobie nawet skrócić drogi, nie zdążymy! - odezwał się Jun.

- Masz rację... Ale co możemy zrobić? - zapytałem zrezygnowany, siadając na kamieniu leżącym obok. - Nie mam pojęcia dzieciaki...

Wszyscy czworo usiedliśmy zrezygnowani, zupełna pustka w głowie. Jako najstarszy z całego towarzystwa powinienem wziąć sprawy w swoje ręce i wymyślić cokolwiek. Ale czułem się bezsilny, zupełnie bezradny. Czas przemykał obok nas, wręcz przed nami uciekając. Nie mogliśmy go zatrzymać, ani zwolnić. Przeszywał nas jak wiatr, beztroski, swawolny wiatr. Przyjemnie chłodny, przynoszący ze sobą znajome zapachy...

W tym momencie olśniło mnie. Wstałem i dokonałem przemiany, nie odpowiadałem na wszelkie pytania towarzyszy, nie mieliśmy już na to czasu. Zacząłem wyłapywać wszelkie przynoszone z wiatrem zapachy, szukałem tego jednego, konkretnego. Charakterystyczna woń, którą rozpoznam wszędzie, nawet wśród tysiąca innych. Nie traciłem nadziei, starałem się jak tylko mogłem. Nie chciałem, żeby to wszystko co przeszliśmy, tak po prostu przepadło.
Po dłuższych poszukiwaniach "tego zapachu" udało mi się znaleźć trop, za którym od razu podążyliśmy. Nie wiedziałem, jak długo się utrzyma, ale miałem nadzieję, że uda nam się dotrzeć na miejsce. Nie mogliśmy się już zatrzymać, jedyne co nam pozostało to wyścig z czasem, za niecałą godzinę nasza szansa mogła przepaść. Musieliśmy się spieszyć.

*Naoki*

Z utęsknieniem czekałem, aż Layla odejdzie i będę mógł zostać sam na sam ze swoimi myślami. Niestety upierdliwa kobieta nie miała zamiaru dać mi spokoju nawet na moment. Zaczynało mnie denerwować nieustanne pukanie do drzwi i jej okrzyki. Nie mogąc już wytrzymać, otworzyłem drzwi z zamachem.

- Powiedziałem przecież, że wszystko jest okej. - wyszeptałem.

- A mnie się wydaje, że właśnie nie do końca okej. - odpowiedziała wieszając mi się na szyi.

- No bo... ja chyba nie do końca jestem na to gotowy...

- O czym ty mówisz? Nie chcesz naszego ślubu?! - krzyknęła dziewczyna.

- Widzisz... Nie to, że nie chcę... Ale nie wydaje Ci się, że to trochę za szybko...? - zapytałem niepewnie.

- Ja chyba wiem, w czym leży problem. - powiedziała Layla i pociągnęła mnie za rękę. - Pokażę Ci coś.

- Dokąd mnie prowadzisz?

- Zobaczysz...

***

Layla zaprowadziła mnie do wielkiej komnaty, w której było zupełnie ciemno. Kotary były powieszone tak, żeby zakrywały okiennice i nie przepuszczały światła. Bałem się tego, co miałem właśnie zobaczyć. I słusznie. Kiedy dziewczyna odsłoniła jedną z okiennic dosłownie mnie zamurowało. Nie wiedziałem, czy mam zacząć płakać czy stamtąd po prostu wybiec. W komnacie stały dwa wielkie akwaria w kształcie walca. Po podłodze plątały się kolorowe przewody prowadzące do komputerów stojących w dalszej części pokoju. Akwaria były zasłonięte białą, lekko przezroczystą folią, więc nie wiedziałem co jest w środku. Widziałem jedynie niewyraźny zarys, nic poza tym.

- Chcesz pokazać mi... rybki..? Skarbie, to naprawdę nie poprawi mi-

- To nie rybki baaka! - przerwała mi dziewczyna. Po tych słowach zsunęła folię, to co zobaczyłem wywołało u mnie niewyobrażalny szok. - Znienawidź go za to, że nawet nie chciał im pomóc. Nie przesuniesz ślubu, on nam w tym nie przeszkodzi.

- H...hai...

*Hikaru*

Ku mojemu zdziwieniu trop zamiast zanikać, stawał się coraz bardziej wyczuwalny, intensywniejszy niż na początku. Dzieciaki biegły wiernie tuż za mną. Zdołaliśmy przebiec spory dystans w krótkim czasie. Przebiliśmy się przez gęsty las, niewielkie bagna i łąki tuż za nimi. Miałem nadzieję, że mój nos mnie nie zawiedzie po takim czasie.
Czułem, że jesteśmy coraz bliżej celu. Okolica stawała się coraz mroczniejsza, chmury pokrywały niebo, ani księżyc ani słońce nie przebiłyby się przez ich grubą warstwę. Wszyscy niepewnie spoglądaliśmy przed siebie, wypatrując naszego celu. Wydawał się być tak blisko, jednak nie mogliśmy do niego dotrzeć. Przyspieszyliśmy, wciąż mając nadzieję, że zdążymy na czas. W mojej głowie krążyła tylko jedna myśl: 

"Wyciągnę Cię stamtąd, Naoki..." 

NEKOOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz