chapter XVI

1.4K 122 32
                                    

Witam ^^ Jak tam u Was? :D Ostatni rozdział był bez żadnej notatki ani nic :C A chciałem powiedzieć, że po tej długiej przerwie nie pisania niczego... postaram się do Was wrócić! ^3^ Mam nadzieję, że rozdziały nie będą jakieś bardzo tragiczne... No ale to się jeszcze zobaczy :D Pozdrowionka! :3 Zapraszam do czytania :P 

     Stałem w bezruchu, w ręce trzymałem sztylet. Bałem się, bardzo się bałem. Nie miałem żadnej wiedzy na temat pająków. Nie wiedziałem jak bardzo są agresywne, jak groźne dla człowieka. Zwłaszcza te większe ode mnie! Nie wykonywałem żadnych gwałtownych ruchów, dopóki wielonożny stwór nie poruszył się. Tak bardzo się przeraziłem, że potknąłem się o jakiś kamień i upadłem. Pajęczyca wydała z siebie okrutnie głośny pisk i ruszyła na mnie. W porę udało mi się wstać i uniknąć ukąszenia, stwierdziłem, że nie mogę ciągle przed nią uciekać, i tak jest szybsza ode mnie. Zacząłem więc amatorsko wymachiwać sztyletem, zupełnie przypadkiem raniąc napastnika w jedno z jego odnóży. Towarzyszył temu pisk, który wręcz ogłuszał. Zatkałem uszy osuwając się po śliskiej ściance jednej ze skał stojących za mną. Myślałem, że to koniec. Nie widziałem ani pająka, ani niczego innego, co stanowiłoby zagrożenie. Gdy nieprzyjemny dźwięk zniknął ostrożnie wstałem i zacząłem się rozglądać. Nie wiem czemu, nadal czułem czyjąś obecność. To było podejrzane. Rozglądałem się po okolicy starając się nie robić hałasu. Nie było nikogo ani niczego. Przystanąłem na chwilę, aby odetchnąć i na nowo znaleźć kierunek mojej wędrówki. Okazało się, że szedłem w zupełnie przeciwną stronę. Odwróciłem się więc żeby ruszyć w dalszą drogę, niestety było to niemożliwe. Zanim zdołałem wykonać jakikolwiek ruch, mój wcześniejszy wróg zatopił we mnie swoje żądło. Jad rozprzestrzenił się po moim ciele tak szybko, że nie przeczołgałem się nawet przez metr. Potem nie pamiętałem już niczego. 

     Przebudziłem się dopiero po kilku godzinach. Nie wiem dokładnie po ilu, dwóch? Może trzech. Nadal było ciemno. Przynajmniej tak myślałem, w sumie nie wiedziałem niczego. Dopiero po dłuższej chwili dotarło do mnie, że cały owinięty jestem pajęczą siecią, i nie leżę, a wiszę! Stwierdziłem, że miotanie się nic mi nie pomoże, to tylko zwróciłoby uwagę pająka. Próbowałem myśleć racjonalnie, jednak mój mózg pracował jeszcze nieco wolniej niż powinien. Dopiero po kilku minutach przypomniałem sobie o sztylecie. Sieć była tak mocna, że dosięgnięcie go było niemałym wyzwaniem. Jednak po kilku próbach udało mi się. Przeciąłem nici i wyswobodziłem się z pułapki, kończąc twardym lądowaniem na chropowatym podłożu. Usunąłem resztki lepkiej sieci z ubrań i plecaka, po czym udałem się przed siebie. Okazało się, że znajdowałem się w jakiejś jaskini. Najpewniej był to dom pajęczycy. Cicho stąpałem wąską szczeliną, nasłuchując jakiegokolwiek innego ruchu, niż te, które wykonywałem ja. Na moje szczęście słyszałem tylko kapiącą wodę i własne kroki. Droga zaczynała się poszerzać, wkrótce znalazłem się w sporej części jaskini, gdzie w ciemnościach ujrzałem wielkie pajęcze cielsko spoczywające obok jaj. 

Więc to dlatego na mnie napadłaś, chroniłaś je... - pomyślałem. Jednak wiedziałem, że chciała też zrobić sobie ze mnie kolację. Byłem wściekły do tego stopnia, że znów poczułem przyjemną falę ciepła rozprzestrzeniającą się po moim ciele. Tak jak myślałem, pierścień zapłonął czerwonym ogniem. Podszedłem cicho do pajęczycy i wbiłem sztylet w jej głowę. Zaczęła piszczeć i się miotać, jednak ja powtórzyłem czynność raniąc ją po raz kolejny. Zawinęła odnóża pod odwłok, pisk ustał. Dumny z siebie, wysunąłem ostrze i wybiegłem z jaskini, zostawiając w niej truchło. Sayonara... 

     *Naoki*

     Strażnik, który wcześniej przyprowadził mnie do sali, doprowadził moje ciało do pozycji klęczącej. Widziałem w oczach Atsushiego dziwne zadowolenie. Czyżby to nie był cały jego plan? Ten mężczyzna bardzo często mnie zaskakiwał, mimo, że myślałem, że znam go na wylot. Nie jestem pewien czy on sam zna siebie w stu procentach. Patrzyłem mu w oczy, gdy zaczął "rzucać zaklęcie". W duszy śmiałem się tak bardzo, że opanowanie twarzy sprawiało mi spory problem. Mimo wszystko, zachowałem powagę. 

NEKOOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz