Chapter XXI (istna komedia, Dodatek Wakacyjny)

72 9 4
                                    

Obudziłem się późnym rankiem. Nie wystawiając nawet nosa zza kołdry, poczułem jak tonę we własnych potach. Lato w tym roku było wyjątkowo gorące, ale nie narzekałem. Ciepło słońca nigdy nie przeszkadzało mi na tyle, żebym kiedykolwiek był niezadowolony z pogody. Wstałem z łóżka i od razu skoczyłem pod prysznic.

Pod strumieniem przyjemnie chłodnej wody zacząłem się zastanawiać gdzie podziała się cała reszta. Nie zastałem Naokiego w łóżku, ani też nie słyszałem, żeby dzieciaki kręciły się gdzieś w pobliżu. Nie miałem złych myśli, mimo tego, że od ostatnich wydarzeń nie minęło wiele czasu. Byliśmy bezpieczni, zagrożenie minęło wraz ze śmiercią Gadriela, którego własnoręcznie... lub, własnołapnie (?), zabiłem. Nie czuję się z tym źle, w końcu on skrzywdził wszystkich, których kochałem.

Gdy wyszedłem spod prysznica udałem się na przechadzkę po norze. Chciałem znaleźć resztę domowników, jednak nie zastałem nikogo. Zupełna cisza towarzyszyła mi w każdym pomieszczeniu. Nawet Atsushi gdzieś wyparował. Pomyślałem, że może wspólnie udali się na spacer, lub dzieciaki bawią się gdzieś w lesie, a Naoki ćwiczy na polanie. Odtrąciłem wszelkie zmartwienia. Przyszedł czas na spotkanie z rodzicami.

Naoki powiedział mi o wszystkim co pokazała mu Layla. W głębi serca byłem wściekły, że sam nie mogłem tego zobaczyć, ale z drugiej strony zrozumiałem, że to mogłoby złamać mi serce. Teraz moi rodzice spoczywają spokojnie w grobach, które przygotował dla nich Atsushi. Często tam chodzę i rozmawiam z nimi. Może to obłęd, lecz brakuje mi ich bardzo. Prawie ich nie pamiętam. Moim jedynym wspomnieniem jest obraz ich śmierci. Wszystko bym dał, żeby móc cofnąć czas i ich uratować.

Na nagrobkach poukładałem świeże kwiaty, wiem, że mama je uwielbiała. Mieliśmy ogromny ogród, w którym przesiadywała. Piła herbatę, czytała książki, a ja często przyglądałem się jej jak obłąkany. Oh mamo... gdybyś tylko mogła tu ze mną być. Na pewno byłabyś ze mnie dumna. Jestem kotem, ogromnym kocurem...!
Moje przemyślenia przerwał nagły hałas dochodzący z nory. Coś było nie tak. Przemieniłem się i wpadłem do środka nie zastanawiając się nad niczym. Nasi domownicy nigdy nie robili aż takiego harmideru.

W postaci białego kocura krzątałem się po domu szukając źródła zagrożenia. Kiedy trafiłem do głównej sali coś zaatakowało mnie tak szybko, że nawet nie zdążyłem zareagować. Było ich conajmniej trzech, skrępowali mnie i zasłonili oczy, nawet nie widziałem ich twarzy.

~***~

Obudziłem się po jakimś czasie, najwidoczniej zostałem uśpiony. Z powrotem byłem człowiekiem. Rozejrzałem się, leżałem w norze, tylko jakby... Co tu się do jasnej cholery stało?! Białe łóżko, biała pościel, białe futro na podłodze. Co to ma, kurna, być.
Dopiero po chwili zorientowałem się, że nie jestem skrępowany. Odziany byłem w biel. Coś było nie tak, wyszedłem z pokoju lekko spanikowany. Na korytarzu ujrzałem brokatowe strzałki, jak widać ktoś dokładnie zaplanował gdzie mam trafić. Podążałem więc za znakami, co innego mi pozostało. Tym bardziej, że nora, w której aktualnie się znajdowałem nie była moim domem. Dotarłem do ogromnych, drewnianych wrót. Klamki przypominały Lwie łby, a materiał, z których zostały zrobione błyszczał się jakby był ze szkła. Otworzyłem je ostrożnie, spodziewałem się zobaczyć najgorsze. Światło wpadające przez szparę poraziło mnie tak bardzo, że dopiero wychodząc za próg mogłem dojrzeć cokolwiek.

- No nie wierzę...

~***~

Na zewnątrz zobaczyłem piękny ogród pełen kwiatów, białą altankę wśród wysokich różanych krzewów, ogromny labirynt z żywopłotu i wiele więcej. Podążyłem ścieżką na wprost, tam, za kilkoma drzewami ujrzałem jego. Naoki stał ubrany w biały garnitur na mostku przy niewielkim stawie. Zaraz za nim stał Atsushi również odświętnie ubrany, uśmiechający się promiennie. Nie mogłem pojąć, co właśnie się dzieje, z krzaków wyleciała trójka dzieciaków, przytuliłem ich wszystkich razem i ruszyłem w stronę ukochanego.

NEKOWhere stories live. Discover now