Chapter XIV

1.4K 136 6
                                    

*Hikaru*

Patrzyliśmy przed siebie nie wiedząc co robić. Ziemia załamywała się dosłownie pod naszymi stopami. Posłałem Yuu puste spojrzenie. Chwilę później mój wzrok powędrował w stronę naszego przewodnika, a raczej w miejsce gdzie jeszcze chwilę temu go widzieliśmy. Teraz nie było po nim ani śladu. Po ziemi krążył jedynie cień ogromnych rozmiarów ptaka. Na niebie zobaczyliśmy śnieżnobiałego orła unoszącego się kilka metrów nad naszymi głowami. Kończył nam się czas, ziemia kruszyła się coraz szybciej, żeby w końcu wchłonąć w przepaść nasze ciała. Jednak Yuuki jak zawsze miał plan. Z głośnym rykiem na ustach przemienił się w cudonwnego wilka, na którego grzbiecie wylądowałem. Mój, teraz już włochaty, przyjaciel popędził w stronę wysokich drzew widocznych po naszej lewej stronie. Mocno trzymałem się zwierzęcia, a w myślach krzyczałem sam na siebie za moją słabość. Powinienem sam teraz biec u jego boku, po przemianie. Nie rozumiałem co było ze mną nie tak.

Wciąż powiększająca się przepaść została daleko za nami. Zyskaliśmy kilka cennych sekund na obmyślenie dalszego planu. Yuuki stanął głośno dysząc. Ślina ciekła mu z pyska, a jego sierść w wielu miejscach była mokra. Wiedziałem jak wielkim wysiłkiem było przetransportowanie mnie aż tak wielki kawał. Ostrożnie ześlizgnąłem się z jego grzbietu i zacząłem wypatrywać orła. Siedział na jednym z wyższych drzew. To była podpowiedź, bez namysłu zacząłem wspinać się na jedno z nich jednocześnie mówiąc Yuukiemu, żeby uczynił to samo. Ziemia wokół nas zaczynała się załamywać. Włochacz, nadal stojący na niepewnym gruncie, wracał do swej pierwotnej postaci. Niestety w zaledwie ułamek sekundy zniknął mi z oczu, a jedyne co po nim zostało to echo rozpaczliwego krzyku połączone z niesamowicie głośnym rykiem.

*Naoki*

W pomieszczeniu panowała gronowa ciemność. Ręce i nogi bolały mnie od kajdan, do których zostałem przypięty. Lodowaty metal wżynał się w moje wiszące na nim ciało. Jednak nie miałem nawet siły, żeby choć trochę zmniejszyć ból. Uśmiechałem się, nie do końca wiedziałem dlaczego. Może dlatego, że byłem dumny z siebie? A może to był uśmiech rozpaczy? Nie... Po prostu w głębi serca czułem, że Hikaru jest coraz bliżej celu. Wiedziałem, że w końcu do mnie wróci, i że znów będę mógł go zobaczyć. Pragnąłem tego, bardzo się do niego przywiązałem. Będąc sam na sam w zamkniętym pokoju często miałem przed oczami wspomnienia z naszego pierwszego spotkania. Przez pewien czas wciąż napływające myśli związane z Hikaru przeszkadzały mi... Jednak dzięki nim zdałem sobie sprawę z tego jak bardzo ważny jest dla mnie ten chłopak. Nigdy nie dopuszczałem do mojego serca nikogo, lecz teraz nawet nie dostrzegłem tego, że ktoś się tam pojawił. Jak? Jak to się stało?

Po kilku godzinach tego typu przemyśleń drzwi od komnaty otworzyły się, a do środka, wraz z rażącym światłem, wszedł mężczyzna. Zanim moje oczy przyzwyczaiły się do jasności, zobaczyłem jedynie wysoką postać odzianą w ciemną szatę z kapturem zaciągniętym po sam nos. Nieznajomy podszedł do mnie powolnym krokiem i stanął tuż obok.

- Jak Ci mija dzień, więźniu? - zapytał powolnie. Jego głos przypominał dźwięk jak przy otwieraniu drzwi z zardzewiałymi zawiasami.

- Super, dostarczacie takiej rozrywki, że nawet nie czuję jak ten czas zapieprza! - odparłem ironicznie przeplatając słowa ze śmiechem. Tak, chciałem go sprowokować, udało się. Za tą, moim zdaniem, cudowną odzywkę dostałem dość mocny cios w szczękę.

- Widzę, że to wszystko jest dla Ciebie zabawą.

- No a nie? Myślałem, że to cyrk. Już od jakiegoś czasu czekam na tego co miał mnie zabawiać, żąglować kręglami i tak dalej. A tu dupa, chłopaczyna gdzieś zabłądził. No chyba, że zjedliście go na obiad. - po tym dostałem już trochę mocniej. Poczułem jak krew spływa mi po brodzie.

- Takie to zabawne?

- Powtarzasz się człowieku. No ale dobra, teraz mi powiedz... - znów cicho zachichotałem - Smaczny był?

Koleś się ostro na mnie wkurzył, uderzył mnie mocno w brzuch, a potem w głowę. Na chwilę odcięło mnie od świata, a gdy już trochę wróciłem do siebie, poczułem jak ktoś wlecze mnie po zimnym podłożu. Co się dzieje do cholery?!

*Hikaru*

Nie zdążyłem nawet zareagować, a Nasanieru, w skórze pięknego orła, był już gdzieś przy przepaści, w którą wpadł Yuuki. Oboje zniknęli z mych oczu wśród pękającej ziemi i jej zasp. Z zapartym tchem czekałem na to, co miało się wydarzyć. No właśnie, tylko co to miało być? Wrócą czy też nie? Co się ze mną stanie jeśli przepadną? Wiedziałem, że bez nich sobie nie poradzę.

Wspiąłem się wyżej na drzewo, wszystko coraz bardziej się trzęsło co było sporym utrudnieniem całej misji. Jednak bardzo powoli wszystko się udało. Ponownie spojrzałem w dół w poszukiwaniu moich towarzyszy. Długo wodziłem wzrokiem raz jedną, raz w drugą stronę. Aż w końcu ujrzałem orła trzymającego w swych łapach Yuukiego. Chłopak był cały poobdzierany, jednak nie to było największym problemem. Na jego głowie zauważyłem sporą ranę, z której obficie sączyła się krew. Całe włosy były nią posklejane, tak samo jak jego twarz, cała czerwona. Nasanieru delikatnie zawiesił nieprzytomnego chłopaka na kilku gałęziach drzewa, na którym przesiadywałem. Coraz mocniejsze wstrząsy niepokoiły mnie. Powoli przedostałem się do białowłosego. Rana była poważna, nie mogłem zbyt wiele na to poradzić. Wtedy żałowałem, że przed wyprawą nie przygotowałem się lepiej. W kieszeni znalazłem czystą chusteczkę. Delikatnie przyłożyłem ją do krwawiącej rany.

- Wytrzymaj maluchu, jeszcze troszkę. - szepnąłem powstrzymując łzy.

Heeelooooł~ ^.^ Jest 2:20 a ja właśnie skończyłem pisać rozdział xD No brawo ja :') Nie złośćcie się na mnie za tą długą przerwę ;___; Naprawdę CUDEM napisałem ten rozdział >~< Ale mam nadzieję, że nie ma tragedii... ;~; Nie rozpisuję się bardzo bo już padam na ćfasz~ xD
Dobranockaaa ^^

NEKOWhere stories live. Discover now