Chapter 1

15.2K 519 239
                                    

Znowu to robię. Mimo wstrętu i bólu jaki odczuwam nie potrafię przestać. Czy kiedyś to się skończy? Sam już nie wiem. Czuję do siebie obrzydzenie za to, że jestem tak słaby. Nie potrafię dotrzymać własnej obietnicy, którą składam zawsze po tym co następuje.

Leżę teraz roznegliżowany na łóżku, obok mnie spoczywa krem, gruba kredka, jakiś większy mazak i latarka.

Zaczynam od kremu, nabieram trochę na palec po czym zbliżam go do poranionego odbytu. Mimo, że wiem jak to się skończy, brnę w to dalej nie patrząc na konsekwencje. Wiem, że znowu będę krwawił, będzie bolało, ale co z tego? To nic.

Ostrożnie wkładam nawilżony czubek palca by zaraz zagłębić go dalej. Gdy już w miarę się przyzwyczajam zaczynam nim poruszać. Po jakimś czasie nie daje mi to przyjemności.

Sięgam więc po kredkę, robię z nią dokładnie to co z palcem na początku i oczywiście wprowadzam do odbytu.

Sam nie wiem czemu to robię, po prostu daje mi to swego rodzaju ulgę. Czy jestem masochistą? Część z was pewnie stwierdzi, że tak, bo jaki chłopak robi sobie takie rzeczy. Pewnie powiecie, że to nienormalne, że dlaczego latarką, kredką i mazakiem. Wszystko przez to, że nikt nie może o tym wiedzieć. Będą chcieli usilnie mi pomóc czego chyba nie chcę. Pomimo własnych obietnic, nie chcę z tym kończyć. Wiem, że to mnie kaleczy, jednak to nic. To naprawdę nic, póki niszczy to tylko mnie. Tak jest dobrze.

Nawet nie zauważyłem, kiedy kredka przestała mi wystarczać i złapałem za mazak. Zacząłem czuć to co zwykle. Wstręt. Wstyd. Ból... Ten wewnętrzny jak i zewnętrzny oraz upokorzenie. Zdecydowanie jestem masochistą i pewno jestem też chory na podłoży psychicznym, ale co tam.

W końcu, po jakimś czasie złapałem latarkę rozmiarów niemałego penisa. Nawilżyłem ją obficie i zacząłem wprowadzać do rozchylającej się, poranionej poprzednimi razami dziurki.

Syknąłem głośniej, gdy udało się wprowadzić urządzenie do końca. Zostawiłem je na jakiś czas samemu sobie, aby przyzwyczaić się do dyskomfortu jaki obecnie odczuwałem i zająłem się swoim penisem. Byłem już w miarę podniecony, także niedługo zajęło mi doprowadzenie się do odpowiedniego mi stanu. Tak, zdecydowanie jestem popieprzony.

Wkrótce straciłem panowanie nad tym co robię. Zacząłem gwałtownie poruszać latarką. Jęczałem przy tym jak rasowa dziwka i jak na razie było mi z tym dobrze. Gorzej będzie potem, gdy to się skończy, gdy wrócę do rzeczywistości.

Poczułem krew wypływającą z mego odbytu po każdym kolejnym ruchu latarki. Nie robiło to na mnie żadnego wrażenia. Jeszcze nie doszedłem, co oznacza, że nie zaprzestanę tylko przez to, że polało się trochę krwi. Wręcz przeciwnie. Usiadłem na łóżku łapiąc stopami za latarkę i zacząłem się na nią nabijać szybciej niż poruszałem nią wcześniej ręką. O tak, to jest to.

W końcu doszedłem kończąc tym samym ten chory rytuał. Wyjąłem latarkę z poranionej i krwawiącej dziurki po czym położyłem się na łóżku pozwalając krwi wypływać. Co z tego, że jak nie posprzątam, to ktoś to w końcu zobaczy? Co z tego, że będą awantury i pilnowanie niemające końca? To nie ważne. Teraz nie mam siły o tym myśleć, jestem zmęczony...

Obudziłem się nie wiem po jakim czasie, dolna partia ciała piekła niemiłosiernie. Dziwne, nikt mnie nie obudził? Nikt nie wyzywał? Nie płakał nad moją głupotą? Coś tu jest nie tak.

Ze zbolałą miną i niemałym trudem podniosłem się do pionu i maleńkimi kroczkami udałem się do ubikacji. Tam szybko napuściłem letniej wody, wyuczony już, że lepiej nie wchodzić w takim stanie do gorącej i po wejściu zacząłem zmywać z siebie wszystkie ślady. Okropnie bolało, gdy przemywałem odbyt od wewnątrz, ale muszę. Nie chcę przecież by wdało się zakażenie. Po wszystkim wyszedłem ostrożnie i wytarłem się dokładnie. Podreptałem do siebie.

~*~

Minęło sporo czasu odkąd ostatni raz to sobie zrobiłem. Można powiedzieć, że mi przeszło? Nie, to zasługa mojego przyjaciela. Pomógł mi nie pytając o cokolwiek, nie powiedział też nic moim rodzicom, co mnie ucieszyło. Teraz nie jestem już tym szesnastoletnim szczeniakiem. Mam już osiemnaście lat i w miarę normalne życie. Właśnie wracam do domu, gdy nagle nie wiadomo jakim prawem spowija mnie ciemność. Nieustępliwa, nieugięta, przerażająca ciemność. Tracę czucie, nie wiem co się dzieje i co najważniejsze nie wiem co będzie dalej.

Trudno jest kochać będąc ranionymWhere stories live. Discover now