Chapter 23

3K 227 24
                                    

Przed Wami przedostatni rozdział. Oststni planuję wstawić w poniedziałek. Mam nadzieję, że będziecie na niego czekać z wielką niecierpliwością :)

~*~*~*~*~*~


- Ty.. - nic więcej nie powiedział. Po prostu patrzył na obraz z furią. Dopiero po jakimś czasie otrząsnął się z tego szoku. Nie zdążyłem wtedy za dużo dostrzec, bo tak mocno oberwałem, że zatoczyłem się do tyłu upuszczając anty ramę.

- Czyli się nie podoba? – jeszcze go podpuszczałem. Niech się wyżyję, a mi to różnicy nie zrobi, może będę miał farta i mnie zakatuje.

- Ty pojebany dzieciaku. To ja tu chcę dla ciebie jak najlepiej. Dbam o ciebie, popuszczam ci, wydaję na ciebie pieniądze, a ty mi się tak odwdzięczasz? – mówił z wręcz namacalną nienawiścią. Doskoczył do mnie i powalił na podłogę. W następnej chwili okładał mnie pięściami. Nie miałem ochoty nawet go odpychać. Niech uderza. Mnie to nie robi różnicy. I tak już długo tu nie zabawię.

Z każdym kolejnym uderzeniem czułem jak po twarzy cieknie mi krew. Ja jednak dalej leżałem niewzruszony patrząc prosto w jego oczy. To jedna z rzeczy jakich nauczyłem się u Alexa. Wyłączyć się na zadawany ból i patrzeć prosto na swego oprawcę. Albo wkurzy go to jeszcze bardziej, albo zadowoli.

Czułem rozciętą wargę, łuk brwiowy, kości policzkowe, nos. Wszystko pulsowało tępym bólem, ale co to dla mnie. Przecież jestem pierdolonym masochistą. Dziwne, że jeszcze mi nie stanął.

Z sił opadł po niedługim czasie. Chyba otrząsnął się z tego co go opętało, bo patrzył na mnie teraz z niedowierzaniem na twarzy. Niech się dobrze przyjrzy. To jego własne dzieło. Może być z siebie dumny.

Zrzuciłem go z siebie jednym ruchem po czym wstałem.

- Trzeba było powiedzieć, że się nie podoba, a nie tak reagować. – powiedziałem czując tą jebaną satysfakcję z doprowadzenia go do takiego stanu, po czym opuściłem jego gabinet. Wróciłem do siebie, usiadłem na łóżku, złapałem poduszkę i dokładnie odcisnąłem na niej swoją zakrwawioną twarz.

- Całkiem ładne. – szepnąłem do siebie przyglądając się powstałej plamie i odłożyłem ją na bok. Opadłem na pościel i zacząłem zastanawiać się co jeszcze mógłbym zrobić, żeby mu się narazić. Ciężko będzie przebić prezent przeprosinowy, ale się postaram. Po jakiejś godzinie bezczynnego leżenia w końcu postanowiłem umyć twarz. Dopiero wtedy udałem się do kuchni coś zjeść.

- Matko boska Kaien co ci się stało? – ta miła kucharka zaczęła panikować jak tylko mnie zobaczyła. – To puchnie, poczekaj dam ci lodu. – krzątała się jak opętana.

- Nic mi nie jest. Proszę sobie mną głowy nie zaprzątać tylko powiedzieć czemu pani nie było. – tryb uprzejmy włączony.

- Jakie nic mi nie jest. Przecież widzę. Masz. – podała mi woreczek i kazała przyłożyć do policzka. – Chyba nie powinnam ci mówić.

- No tak, ma pani całkowitą rację, bo tu jest tyle osób, z którymi ja rozmawiam i zaraz wszyscy będą wiedzieć o pani wszystko. – zaśmiałem się, a ona wraz ze mną, jednak zaraz spoważniała.

- To delikatna sprawa. Dowiedziałam się, że moja wnuczka jest poważnie chora. Muszę pomóc w zbieraniu na operację, która nie jest tania. – powiedziała. Trochę mi się jej żal zrobiło, bo szkoda jak tak miłą osobę spotyka nieszczęście.

- Przykro mi. – nigdy nie wiem co powiedzieć jak ktoś się smuci. Czemu tak mam?

- Niepotrzebnie. Przyłożę się do pracy, wezmę na siebie dodatkowe obowiązki i jakoś to będzie. – powiedziała i nagle coś nią drgnęło. – Pewnie przyszedłeś, żeby coś zjeść, a ja ci tu głowę zawracam swoimi sprawami. Przepraszam, zaraz ci coś przygotuję. Daj ten lód, bo się roztopił. Poczekaj przyniosę ci kolejny. – zmieniła temat. Jedna z najszybszych dróg ucieczki. Nie będę naciskał.

Zjadłem już w totalnej ciszy, podziękowałem, a następnie znowu wróciłem do siebie. Nie mam za bardzo co robić. Z obitym ryjem nie będę ludzi straszyć. Obecne zajęcia są strasznie nudne. Jedyne co na pewno muszę zrobić to skończyć pisać swoją historię. To jest na razie najważniejsze.

Trudno jest kochać będąc ranionymWhere stories live. Discover now