Chapter 11

5.3K 325 34
                                    


Pan tak jak powiedział wrócił po godzinie już spokojny. Był z nim jakiś koleś. Całkiem miły. Stwierdził, że mam złamane dwa żebra tak jakbym sam tego nie wiedział.  No po prostu geniusz, głupi by się domyślił, serio. Zwłaszcza, że nawet najmniejszy ruch czy dotyk zajebiście bolał. Także gratulacje, że do tego doszedł, serio trzeba być ekspertem. Jakby mnie ręce nie nawalały, to bym mu nawet zaklaskał.


Po kolejnej godzinie nadawania z jego strony owinął mnie ciasno bandażem elastycznym wokół klatki piersiowej, pogadał chwilę z Panem i wyszedł. Teraz mimo, że mniej boli to ruszyć się całkowicie nie mogę. Dziwne, że ten cały doktorek nic nie powiedział widząc inne rany. Niemożliwe, żeby ich nie zauważył.


- Jak się czujesz? – Pan wyrósł przy mnie jak spod ziemi. Byłem pewien, że wyjdzie zaraz za lekarzem. Muszę przestać myśleć.


- Lepiej. Co z Alanem? – nadal się o niego martwię, przecież zrzucenie z łóżka nie jest przestępstwem, o ile za to mu się oberwało.


- Interesuje cię on? A może ci się spodobał? – zaczął wypytywać. Jak mu mogło coś takiego wpaść do głowy? Za nic w świecie bym się nim nie zainteresował.


- Nie! – krzyknąłem i zaraz zamilkłem. Pan przez chwilę miał jakby zdezorientowany wyraz twarzy, jednak to była tylko sekunda.


- I po co się unosić? Odpoczywaj teraz, a Alanem się nie przejmuj. – po tych słowach wstał i wyszedł. Nie no pewnie. Bardzo mnie tym pocieszył i uspokoił. Mam się nim nie przejmować. Chociaż może rzeczywiście nie warto? Sam już nie wiem. Zrezygnowany znowu zacząłem myśleć. Tym razem moją głowę zaprzątała myśl po co wzywał do mnie lekarza i chciał pomóc mi doprowadzić się do porządku skoro i tak się mnie pozbędzie, bo raczej nie zostawi mając Alana i nie wypuści na wolność w obawie, że komuś powiem co robi. Nawet jeśli nie znam jego imienia, to wiem jak wygląda. Są przecież te całe portrety pamięciowe i takie duperele, ale mimo wszystko raczej bym go nie wydał. Prędzej bym ze sobą skończył.


- Spałeś coś? – i znowu prawie padłem na zawał. Czy on musi mnie tak straszyć?


- Nie, cały czas myślałem. Ile czasu byłem sam? – nie wiem czy wolno mi pytać, ale zaryzykowałem.


- Z pięć godzin, już wieczór. – odpowiedział przysiadając na skraju łóżka. Popatrzył po mnie po czym sięgnął na ziemię i podniósł z niej miskę z wodą i ręcznikiem. Zaczął delikatnie przecierać moją twarz i odsłonięte kawałki skóry, a głupi ja oczywiście zacząłem palić buraka, bo jakżeby inaczej.


- Powinieneś odpoczywać, żeby szybciej odzyskać siły. – rzekł i pogłaskał mnie po głowie. Czemu daje mi tyle czułości? Czemu taki jest? To mi nie pomaga. Nie chcę nic do niego czuć, bo wiem, że to nie ma sensu, ale mimo to chcę żeby się mnie nie pozbywał. Żeby Alana nie było, ale to niemożliwe. To chore. Cała moja sytuacja jest chora o mnie nie wspominając. Leżałem sobie cicho pozwalając mu na co tylko chciał, ale on jedynie siedział i na mnie patrzył. To zaczynało być irytujące jednak nic nie mówiłem.


- Jesteś głodny? – spytał w końcu. No tak, to byłoby zbyt piękne jakby siedział cicho. – Wyglądasz okropnie, strasznie schudłeś. – a czyja myśli to wina? Może moja? No nie bardzo. Spojrzałem na niego dziwnie, a on nic sobie z tego nie robiąc po prostu wyszedł. Wrócił po jakimś czasie z talerzem kanapek i zaczął mnie karmić. Biedna ofiara losu czyli ja nawet nie mogłem sam rąk podnosić.


- Już nie mogę. – powiedziałem patrząc z przerażeniem jak łapie za kolejną kanapkę. Jakbym ją zjadł to pewnie niezłe przedstawienie by było.


- I tak dużo zjadłeś, a to dobrze. – powiedział dziwnie jakby nieswoim głosem.


- Co się dzieje z Alanem? Za co go ukarałeś? – najwyżej mi nie odpowie, raczej mnie nie uderzy zważając na mój stan, więc mogę trochę powypytywać.


- Nie zaprzątaj sobie tym głowy, nic mu nie jest. Gdyby nie pozwalał sobie na za dużo to bym go nie karał. – fajnie. Dużo się dowiedziałem. Serio, teraz już na pewno wiem za co go skatował.


- Jestem zmęczony. Dobranoc. – zamknąłem oczy chcąc zostać sam. Ziewnąłem do tego o dziwo nie udając. Może rzeczywiście przyda mi się odpoczynek.

- Dobranoc. – pocałował mnie i wyszedł. Nie wiem czemu, ale dzięki temu jakoś łatwiej mi się zasnęło. Może jednak się mnie nie pozbędzie? Może jednak coś dla niego znaczę?


~*~*~

Iii kolejny rozdział za Wami ^^ Mam nadzieję, że Wam się podobał.

Do następnego ⌒.⌒

Trudno jest kochać będąc ranionymOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz