Chapter 24

5.3K 366 152
                                    

Minął miesiąc. Przez cały ten czas skupiałem się na kończeniu swoich spraw. Dowiedziałem się kilku ciekawych rzeczy, do których wrócę później. Co robiłem przez cały miesiąc? Kończyłem swoją opowieść, która pochłonęła sporą część czasu, malowałem, dużo rozmawiałem z Alexem. Jeżeli można nazwać to przyjaźnią to zaprzyjaźniłem się z gosposią. Od czasu do czasu denerwowałem Daniela tak dla wyładowania. Żeby się zrelaksować dokonywałem samogwałtów wyobrażając sobie, że to wszystko robi Alex. Trochę też czytałem. Podsumowując spełniałem się jak tylko mogłem. Wszystko dlatego, że zakończyłem przygotowania do mojego genialnego planu. Oczywiście już po wszystkim, ale opowiem jak najlepiej potrafię. Zacznę od dzisiejszego poranka.
Wstałem sobie w zajebistym humorze. Specjalnie wczoraj się niczym nie zgwałciłem, żeby być dziś w pełni sprawnym. Nie mogłem sobie pozwolić na jakiekolwiek bóle. Ubrałem się na biało, bo tak najbardziej mi pasowało. Kolory potem pięknie się komponowały. Zjadłem pożywne śniadanko, bo jak można pracować na pusty żołądek. Gosposię odesłałem do domu. Nie będzie już potrzebna. Osobiście zamknąłem za nią drzwi i zacząłem bal. Rozprostowałem palce i z wielkim uśmiechem ruszyłem w głąb domu. Panowała uspokajająca cisza. Wprawiała mnie ona w stan ekstazy. Powoli jakby z ociąganiem ruszyłem do kuchni. Stanąłem przy jednej z szuflad i powolutku ją wysunąłem. Aż oczy zaczęły mi błyszczeć, gdy ujrzałem zawartość. Właśnie tego było mi potrzeba. Wziąłem w dłonie pierwszy z noży po czym zważyłem go w dłoniach. Idealny, tylko jeszcze zobaczyć ostrość. Bez żadnego skrzywienia przejechałem ostrzem po palcu. Widząc stróżkę krwi uśmiechnąłem się do siebie i położyłem go na blat oblizując palec. To samo zrobiłem z kolejnymi trzema. Pozostałe nie były mi potrzebne, więc złapałem je i wyrzuciłem przez okno. To samo zrobiłem z pozostałymi ostrymi narzędziami. Nie chcę niespodzianek. Ruszyłem dalej. Jeden nóż miałem przy sobie, a pozostałe trzy pochowałem starannie w domu. Nigdy nic nie wiadomo.
- Gdzie teraz? – zapytałem sam siebie. – A tak, trzeba pozamykać zbędne pomieszczenia. – odpowiedziałem po chwili zastanowienia. Udałem się do salonu, gdzie w barku na samym końcu ukryty był pęk kluczy. Podrzuciłem nim kilkakrotnie idąc w stronę piwnicy, którą porządnie zamknąłem. To samo zrobiłem ze spiżarką, kilkoma składzikami i pokojami, które mi się dziś nie przydadzą. Jak dobrze, że Daniel ma dziś sporo roboty. Zawsze wtedy nie wychodzi ze swojego gabinetu aż do nocy. Jak mi przykro, że za niedługo mimowolnie go opuści. Fajnie jest też wiedzieć, że klucze, które miałem w dłoniach były jedynymi. Gdy zakończyłem przygotowania klucze do zamkniętych pomieszczeń, które wcześniej poodpinałem od reszty przypadkowo wpadły mi po pisuaru, a ja całkiem przypadkiem spuściłem wodę. No cóż, szkoda. Mówi się trudno. Zostało ostatnie co musiałem zrobić przed rozpoczęciem.
Wszedłem do sypialni Daniela. Tak jak podejrzewałem była pusta. Czyli tak jak powinien siedzi w gabinecie pogrążony w pracy. Podszedłem do stolika nocnego. Jak ja kocham ułatwianie roboty. Otworzyłem ją po czym wyjąłem zbędne rzeczy. Potem uśmiechając się do siebie ruszyłem do zdjęcia Alana stojącego na komodzie. Jeszcze tak przewidywalnego człowieka nie widziałem nigdy. Jakiś może tydzień temu się o tym dowiedziałem jak postanowiłem trochę poszpiegować. Otworzyłem ramkę i wyjąłem mały złoty kluczyk. Pasowa idealnie do ukrytej w szufladzie skrytki. Otworzyłem ją i wziąłem leżącą tam broń oraz tłumik. Następnie zamknąłem skrytkę i odłożyłem wszystko na swoje miejsce. Ramkę złożyłem na nowo, a kluczyk schowałem do kieszeni.
Już czas na finał. Zamknąłem jeszcze tylko główne drzwi wejściowe i pozasłaniałem zasłony. W ciemnościach wszystko jest zabawniejsze, a jako, że kocham chodzić po tym domu gdy jest ciemno wiem jak poruszać się po nim bezszelestnie. Pozbyłem się wadzących mi kluczy zostawiając tylko jeden i odbyłem już ostatnią przechadzkę przed główną atrakcją. Bezpieczniki. To był mój ostatni cel. Odciąłem prąd i szczerze wszystko co się dało. Na sam koniec dla pewności, że tego nie pozałącza uszkodziłem całą instalację. Teraz tylko czekać na efekty moich ciężkich przygotowań.
- Kaien! – nie musiałem długo czekać na jego nawoływania. To będzie piękne. Słyszałem każdy jego krok stojąc w jednym z najciemniejszych kątów. Szedł pewnym siebie krokiem. – Kaien, kurwa w co ty się znowu bawisz?! Dlaczego okna są zasłonięte?! – wydarł się całkiem blisko mnie. Aż się oblizałem. Podszedł do jednego z okien co mi się nie spodobało.
- Zostaw. – powiedziałem, gdy już przy nim stał. – Tak nie będzie zabawy. – dodałem i ruszyłem zmieniając swoją pozycję. Kurwa przydałby się noktowizor, ale chuj i tak dobrze go widzę.
- W co ty grasz? – zapytał obracając się w stronę miejsca, które jeszcze chwilę temu zajmowałem. Co za debil. Nie żal mi takiego człowieka. Wyrządzę ludzkości przysługę.
- Ja? – zapytałem. Zdziwił się słysząc mnie z innego miejsca. Widziałem jak zdezorientowany obraca się dookoła. Gdy stanął spokojnie kontynuowałem. – To będzie interesująca gra. Zobaczysz, że i tobie się spodoba. – szeptałem zaraz potem znowu zmieniając położenie. Zaszedłem go od tyłu i delikatnie przejechałem ostrzem po jego skórze. Podskoczył zaskoczony i chciał mnie złapać, jednak był zbyt wolny. Gdy on starał się wypatrzeć mnie w ciemnościach ja ruszyłem do jego gabinetu. Jedyne miejsce, w którym mnie dziś nie było. Chwilę mu zajmie zorientowanie się, że mnie tam nie ma, a potem, że bezpieczniki są do dupy.
 Zacząłem przeszukiwać jago biurko. Szukałem tego jednego urządzenia tak bardzo mi teraz potrzebnego. Bez niego nie będzie mowy o dalszej zabawie. Już traciłem nadzieję, gdy w oczy rzucił mi się mały pilocik leżący na dnie jednej z szuflad. Uratowany. Teraz mogłem kontynuować. Złapałem go w dłonie i wyszedłem zamykając gabinet. Kluczyk wsunąłem do drugiej kieszeni, a sam wróciłem do salonu.
- Jak ci się podoba zabawa? – spytałem siadając na podłodze. Natychmiastowo obrócił się w moją stronę.
- Przestań się kurwa wygłupiać. – warknął rozbawiając mnie tylko. Jak go łatwo doprowadzić do szału. – Przez twoje chore gierki straciłem kilka godzin ciężkiej pracy. – powiedział i znowu ruszył do okna. Złapał za zasłony i rozciągnął je na boki wpuszczając do środka światło.
- Mówiłem, żebyś tego nie robił. Nie słuchasz mnie Danielu. – powiedziałem kręcąc głową. Mężczyzna obrócił się do mnie przodem, a ja pomachałem mu pilocikiem po czym kliknąłem na jeden z przycisków. W jednej chwili dało się słyszeć coś jakby ktoś spuszczał wielkie żelazne żaluzje, a w drugiej okna od strony zewnętrznej zaczęły być zasłaniane przez stalowe płyty. Korzystając z jego zaskoczenia zerwałem się z miejsca i skryłem w jednym z korytarzy. Już po chwili było trzy razy ciemniej niż kilka minut temu. Mogłem kroczyć po całym domu z pełną swobodą. Wróciłem do salonu.
- Tak będzie lepiej, nie uważasz? – zapytałem. – Uwielbiam nowoczesne technologie ochronne. Nic się przez nie nieprzedostanie, żaden dźwięk, czy nawet najmniejsza wiązka światła. – dodałem.
- Kompletnie ci odbiło? Co ty wyprawiasz? – zapytał wkurzony. Nie odpowiedziałem. Podszedłem za to do niego na odległość wyciągniętej ręki i machnąłem nożem raniąc go przelotnie. Zaraz potem odskoczyłem na bok i odsunąłem się pod ścianę.
- Kurwa! Co ty robisz? Przez ciebie krwawię. – był w szoku.
- Jak to co? Bawię się. – roześmiałem się głośno. – To dopiero początek tego co zaplanowałem. Długo się do tego przygotowywałem. Przewidziałem wszystko. To będzie przyjemna gra. – zakończyłem po czym zniknąłem w jednym z korytarzy. Daniel jak podejrzewałem ruszył zaraz za mną wściekły na całego. Rozbawił nie tym niesamowicie. W pewnym momencie przystanąłem i kucnąłem. Nie było mowy, żeby mnie zobaczył skulonego przy ścianie. Nie miał jak, gdy nic nie widział. Jak tylko do uszu zaczął mi dochodzić jego coraz głośniejszy oddech nie miałem wątpliwości, że się zbliża. Wyciągnąłem wtedy rękę z nożem i czekałem na rezultaty.
- Aaaa ja pierdolę! – krzyknął mijając mnie. Idealnie się wpasował przejeżdżając dość porządnie po połowie ostrza. Ja tylko zachichotałem i już mnie nie było. Na powrót ruszyłem do salonu. To tu odegra się akcja. Miałem ten plus, że na nogach miałem skarpety co wyciszało moje kroki. Mówiłem, że się przygotowałem.
- Daniel ile mam na ciebie czekać? – zapytałem dość głośno zwracając na siebie uwagę. – Przez ciebie zabawa staje się nudna. – dodałem niby smuto. Zdziwiło mnie, że przez dłuższy czas się nie pokazał. Ale już po chwili uświadomiłem sobie co robił, a raczej próbował zrobić. – To na nic. Wszystko jest pozamykane, a przecież sam mi niedawno wspominałeś, że drzwi w tym domu są niesamowicie mocne i mogę nimi trzaskać do woli jeżeli ma mi to pomóc. Pomogło. Dowiedziałem, się, że od tak sobie ich nie wyważysz. – powiedziałem z dziką satysfakcją.
- Ty pojebany szczylu! Niech ja cię tylko dorwę! Zajebię cię jak psa! – wrzeszczał w napływie złości, albo może raczej furii. Nieważne.
 - To mnie złap. – powiedziałem wyciągając broń. Wcześniej zorientowałem się, że mam trzy naboje. I jeden załadowany. – Powodzenia. – wymierzyłem nie za wysoko czekając na jego przybycie. – Boli cię coś? Słyszę twoje cierpienie. – mruknąłem skupiony po chwili ciągnąc za spust.
- Ja pierdole! Masz moją broń? Skąd?! – chyba nie trafiłem. No cóż, do trzech razy sztuka.
- Robiłem mały obchód i jakoś sama mi się nawinęła. – rzekłem wzruszając beztrosko ramionami. Musiałem znowu zmienić miejsce. Szczerze to i tak mnie nie zobaczy tak jak ja nie widzę go. Niestety na jego nieszczęście, ja mam tu większe szanse. Przecież przeżyłem u Alexa. Miałem tam takie warunki, że to by było rajem. Rozsiadłem się dokładnie na środku pomieszczenia na stole. Nasłuchiwałem uważnie każdego szmeru lokalizując dzięki temu Daniela. Oddałem drugi strzał. Tym razem trafny, bo padł na ziemię z krzykiem.
- No popatrz. Jednak mam cela, a już wątpiłem. – powiedziałem dumny. Nie było sensu już się bawić i tak za dużo bym nie zrobił. Po prostu do niego podszedłem. – Liczyłem na dłuższą zabawę. – rozżaliłem się. – Rusz dupę, bo inaczej zginiesz. – warknąłem przystawiając mu lufę do skroni. Debil wstał posłusznie, jeszcze nie wiedział, że będzie żałował. Zaprowadziłem go do gabinetu. Otworzyłem drzwi i wepchnąłem do środka.
- Wyciągaj czeki. – powiedziałem tonem pewnym siebie i nie znoszącym sprzeciwu. Zrobił to o co poprosiłem. – A teraz wypisz czek na kucharkę. Ma być przyzwoity.
- Jak niby mam to zrobić, bez światła? – zapytał
- Na pewno masz gdzieś tu swój telefon. Za dużo nim nie zrobisz, ale światła będzie ci starczyć. – odparłem znudzony. Dwie minuty później otrzymałem czek na sporą kwotę. – Bardzo dobrze. Teraz chodź.
W salonie miałem przygotowane pocięte prześcieradła. Związałem go porządnie i posadziłem na stole.
- Wybacz, że tak na ślepo. – powiedziałem, po czym jednym cięciem pozbawiłem go genitaliów. Wydarł się niesamowicie, ale to mnie nie zatrzymało. Zacząłem nacinać go dosłownie wszędzie, a każde kolejne cięcie było głębsze od poprzedniego. Po chwili byłem pewny, że już nie da rady mi nic zrobić. Rozwiązałem go i zacząłem końcowy etap. Mianowicie ćwiartowanie. Dobre dwie godziny się męczyłem z krojeniem i drobnieniem go. Ale w końcu skończyłem. Ujebałem się przy tym niesamowicie plamiąc całkowicie biały ubiór. Zmęczenie było drugą sprawą. Wstałem wycierając pot i krew z twarzy. Szkoda, że nie ma psów, miałyby ucztę.
Mając czyste dłonie ruszyłem do gabinetu po czek. Schowałem go chwilę później w laptopie. Dopisałem resztę historii i schowałem go do miejsca, gdzie tylko Pani Dorota zajrzy. Miałem pewność, że to przeczyta. Hasło zna. Sam je jej podałem kilka dni temu.
 Kończąc historię. Swoje życie zakończyłem w sypialni. Zginąłem jak Alex. Strzeliłem sobie w serce.


Mam nadzieję, że ostatni rozdział Was usatysfakcjonował. Dziękuję, że czytaliście to opowiadanie.

Trudno jest kochać będąc ranionymOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz