Chapter 13

5.1K 340 73
                                    

Trochę późno za co przepraszam, ale w końcu jest~ ^^

Miłego czytania!


~*~*~

A może by tak udawać, że jeszcze śpię? Może się nie połapie? Albo od razu zacznę przepraszać. Chyba jednak zostanę przy tym pierwszym. Szybko na powrót zamknąłem oczy, jednak jak się można było spodziewać nie dał się nabrał. 


- Serio, tak chcesz się bawić? Dobra uznajmy, że dalej śpisz. - usłyszałem rozbawiony głos Pana. Ehhh no nic. Nie ma co leżeć jak ta kłoda. Dowiem się szybko o co chodzi, znając moje szczęście to oberwę, potem będę ryczeć i znowu chwila wytchnienia.


- Nie.. Dlaczego jeszcze mnie nie ukarałeś Panie? - spytałem podnosząc się lekko. Ból co prawda jest troszeczkę mniejszy, ale minie jeszcze jakiś czas zanim będę mógł się normalnie poruszać.


- Ukarać cię? Za co? - spytał zdziwiony. Jak to? Nie chce mnie ukarać? A może się ze mną bawi?


- Znam ten wzrok. Oznacza, że zrobiłem coś źle. - odparłem spokojnie. Pan popatrzył na mnie przez chwilę po czym wstał. Zacisnąłem mocno powieki oczekując ciosu. Jakie było moje zdziwienie, gdy zamiast niego poczułem jak materac obok ugina się, a Pan bierze mnie w ramiona i przytula delikatnie.


- Bałem się o ciebie. - wyszeptał. - Jak wszedłem do sypialni, a ciebie nie było na prawdę zacząłem się bać. Serce waliło mi jak młotem. Jak zobaczyłem cię dryfującego w wannie prawie dostałem zawału. Chyba zasnąłeś. Prawie cię straciłem. - dodał głaskając mnie delikatnie po głowie. Jak to stracił? Ja się nigdzie nie wybieram. - Nie rób mi już tego... Nie strasz mnie tak więcej. - dokończył, po czym delikatnie ucałował czubek mojej głowy. On się chyba o mnie nie martwił nie? To niemożliwe.


- Po co mi to mówisz Panie? - rzekłem sucho. Sam się zdziwiłem tym chłodem w moim głosie. - Przecież jestem tylko twoim niewolnikiem, w dodatku zastąpiłeś mnie teraz Alanem. Ja już nie jestem ci potrzebny, więc po co wypowiadasz do mnie takie słowa? - czy on nie widzi ile bólu mi zadaje mówiąc to takim tonem? Odsunął mnie od siebie po czym spojrzał zdziwiony.


- Uważasz, że cię zastąpiłem? - spytał niedowierzająco. Wstał i zaczął się przechadzać w tę i z powrotem po pokoju. - Jakbym cię zastąpił to po co wzywałbym do ciebie lekarza? Po co opatrywałbym twoje rany? Po co przenosiłbym cię do swojej sypialni? Po cholerę wyciągałbym cię z wanny i ratował życie? Jaki miałbym w tym cel? – był zły i to bardzo. Zastanówmy się, jaki mógłby mieć w tym cel? Wiem!


- Dla zaspokojenia sumienia? A może to była chęć zobaczenia jeszcze większego bólu na mojej twarzy, gdy już się mnie pozbędziesz.. Panie? – odpowiedziałem pytaniem na pytanie. Teraz to go zdenerwowałem. Zacisnął ręce w pięści aż pobielały i spojrzał na mnie z furią w oczach. Przełknąłem ciężko ślinę i uważnie zacząłem mu się przyglądać. Podszedł do mnie, podniósł dłoń do góry mierząc się do uderzenia i.. zamarł. Zamiast mnie uderzyć złapał za wazon stojący na szafce nocnej i cisnął nim o podłogę. Szkło roztrysnęło się dookoła, jednak on zdając się tego nie zauważać po prostu wyszedł. Szybkim krokiem opuścił pomieszczenie.


- Co w niego wstąpiło? Tak bardzo wstrząsnęła nim prawda? – pytałem sam siebie. Nie będę się nad tym zastanawiać. Trzeba to posprzątać.


Wstałem zaciskając mocno zęby i starając się zadać jak najmniejszy ból. Siedząc już, a nie leżąc zwlekłem się na kolana i zacząłem zbierać większe odłamki szkieł. Nie przejmowałem się mniejszymi, które raniły moje kolana czy stopy. Większy ból znosiłem.


Gdy szkło było już sprzątnięte wyrzuciłem je do kosza w ubikacji. Zostałem tam przemywając ranki. Poczekałem, aż krew przestanie płynąć i zaschnie tworząc małe strupki. Dopiero wtedy wróciłem do sypialni i padłem z powrotem na łóżko. Zastanawiałem się czemu Pan po prostu mi nie przyłożył. Przecież jestem nikim. Kto by się przejmował jednym głupim istnieniem. Chodzą ich po tym zakłamanym świecie jeszcze miliardy. Może wybierać ile wlezie. Najlepiej niech mnie po prostu zabije i będzie spokój. Nie mając ochoty na nic kompletnie postanowiłem iść spać. I tak nie mógłbym za dużo zrobić w moim obecnym stanie. Nie chciałem dodatkowo podpadać, więc nie wchodziłem pod kołdrę. Zasnąłem na pościeli. Budząc się poczułem, że leżę na czymś, pod czymś i coś mnie trzyma. Otworzyłem jedno oko, do którego zaraz dołączyło drugie rozszerzając się w zdziwieniu. Otóż tak. Jak się okazuje leżałem pod kołdrą, na klatce piersiowej Pana, który na domiar tego obejmował mnie szczelnie. Gdyby nie to, że było mi tak wygodnie i cieplutko to już dawno bym zwiał. Zamiast tego teraz leżę i wdycham zapach Pana. Muszę przyznać, że pachnie bosko... Zaraz stop! Nie mogę zapomnieć o wczorajszym. Szybko się podniosłem sycząc z bólu. Mądry ja zapomniał o żebrach. Niestety wstając wyrwałem się z objęć Pana czym go obudziłem. Jak bardzo tym razem sobie nagrabiłem...

Trudno jest kochać będąc ranionymTempat cerita menjadi hidup. Temukan sekarang