Chapter 10

5.5K 341 72
                                    

- Nie podoba ci się? Mówiłeś, że ten jest najlepszy. – normalnie musiał to powiedzieć, co?! Miałem ochotę go zabić, ale nie mogłem się nawet ruszyć i nie przeżyłbym jakbym mu coś zrobił. To głupie.

- Nic przecież nie mówię.

- I to mnie właśnie niepokoi. Jak możesz nie wypowiedzieć się o tym pyszczku? – spytał podchodząc do przerażonego chłopaka i podstawiając jego zapłakaną twarz tuż przed moje oblicze. Odwróciłem wzrok. Co mu tak zależy na moim zdaniu?

- Dobra, skoro nie chcesz nic powiedzieć, to on oberwie. Po każdym pytaniu, na które nie odpowiesz dostanie w twarz. – powiedział poirytowany i uderzył po raz pierwszy. Usłyszałem syk bólu i jak coś, a raczej ktoś, bo z pewnością był to Alan upada na podłogę.

- To jak, podoba ci się? – spytał patrząc po mnie wyzywająco.

- Podoba. – nie chcę, żeby go przeze mnie bił. Nawet jeżeli najprawdopodobniej ma mnie zastąpić. Chyba humor mu się poprawił, bo się uśmiechnął, chociaż równie dobrze mogła spodobać mu się ta chora gra.

- Co ci się w nim najbardziej podoba? – czyli jednak nie poprawił. Dalej zamierza grać w tą grę. Ale co mam mu powiedzieć? To, że jest tak do niego podobny? Nie ma mowy. Nie, nie powiem tego. Za nic. Siedziałem cicho jak zaklęty do czasu aż nie usłyszałem kolejnego uderzenia.

- Odpowiedz do cholery! – wydarł się.. Alan? Tak to na pewno był on. Cholera czemu on chce ze mną tak pogrywać? I po co kupił sobie tego bachora skoro go katuje? Nie ma się na kim wyżywać? Helooł tu jestem jak co!

- Oczy! Jego oczy! – krzyknąłem, gdy pięść Pana leciała w stronę Alana. Momentalnie zatrzymał dłoń i spojrzał po mnie.

- Jednak masz język w gębie...? Grajmy dalej. Co ci się w tych oczach podoba? – kolejne pytanie. Ile ma zamiar tak grać? A co do oczu to są najbardziej podobne do tych pana. Niemal identyczne.

- Mam słabość do ciemnych oczu. – odpowiedziałem zrezygnowany. Cholerny psychol i tak go uderzył. Zacisnąłem pięści na pościeli nie mając co innego zrobić. Gdybym chociaż mógł się ruszyć. Wiem, że i tak nic by to nie dało, ale przecież nie mogę tak po prostu leżeć i patrzeć jak go katuje.

- Na razie koniec zabawy. Coś jeszcze wymyślę. – powiedział do mnie. – A potem zajmę się tobą jak należy. – dodał kierując te słowa do Alana. Przejechał przy tym językiem po ustach z lubieżnym uśmieszkiem. To może oznaczać tylko jedno...

Zostaliśmy sami. Alan zaczął się powoli zbierać z podłogi, a ja odwróciłem głowę tak, żeby na niego nie patrzeć. Wiedząc, że to przeze mnie wygląda jak wygląda po prostu nie mogłem się do tego zmusić.

- Nie mogłeś od razu odpowiadać? Cieszy cię mój ból? – syknął znajdując się nie wiadomo kiedy nade mną. W jego głosie słychać było złość. No to chyba jakiś żart. Że mnie to niby cieszy? Tak to bym chyba nie odpowiadał nie?

- Pojebało cię? Mogłem równie dobrze siedzieć cicho, a wtedy by cię zakatował. Przyzwyczajaj się do bólu. Tego fizycznego i psychicznego. Pan niszczy ludzi od środka i od zewnątrz jednocześnie. Ty miałeś taryfę ulgową. Ja już pierwszego dnia zostałem brutalnie zgwałcony. W porównaniu do mnie miałeś sielankę. – odpowiedziałem wnerwiony. Nie będzie mi szczyl mówił, że specjalnie pozwoliłem go katować. A w ogóle to co on robi na moim łóżku? – Wypierdalaj z mojego łóżka! Znajdź sobie jakieś miejsce, ale tu na pewno nie zagrzejesz! – wykrzyknąłem. Alan chwilę się zastanowił po czym uśmiechnął i zrzucił mnie z posłania. Gruchnąłem porządnie, a dosłownie wszystkie rany nie pomijając żeber zapulsowały tępym i mdlącym bólem. Zrobiło mi się słabo. Taki ból na raz to zdecydowanie za dużo jak dla mnie.

- O kurwa. – powiedziałem spazmatycznie łapiąc powietrze. Alan jakby mnie nie było. W ogóle nie zwracając na mnie uwagi uwalił się na łóżku. No pięknie. Nie dość, że sam wybrałem tego pierdolonego dzieciaka, zostanę przez niego zastąpiony, to jeszcze traktuje mnie jak śmiecia. Kij z tym, że tak się właśnie czuję, ale nikt poza Panem nie ma prawa mnie tak traktować. Nie miałem nawet siły, żeby się przekręcić do wygodniejszej pozycji. Byłem niesamowicie zmęczony i obolały. Zasnąłem mając nadzieję chociaż przez chwilę nie czuć bólu.

~*~

Obudził mnie czyjś krzyk. Do świadomości zaczęły docierać kolejne dźwięki, które z każdą sekundą były coraz bliżej. Zacisnąłem mocno powieki by po chwili niepewnie je otworzyć. W tym momencie dotarło do mnie co się dzieje. Pan stał nad Alanem i katował go pasem z metalowym zakończeniem. Raz po raz uderzając zostawił na jego ciele pojedyncze ślady. Alan wił się z bólu płacząc i krzycząc żeby przestał.

- Przepraszam!.. Nie bij już..! – nie mogłem tego słuchać. Znalazłem siły, żeby unieść dłonie do uszu i je zatkać. W tym momencie Pan chyba zauważył, że się obudziłem. Zaprzestał czynności jaką jeszcze sekundę temu wykonywał z takim skupieniem i podszedł do mnie. Bojąc się, że też oberwę szybko skuliłem się zadając sobie dodatkowy ból. Czekałem na uderzenie, które jednak nie nastało. Zamiast tego Pan podniósł mnie i trzymając na rękach wyniósł z pokoju zostawiając zrozpaczonego Alana samego.

- Zrobił ci coś? – spytał kładąc mnie na jakimś materacu. Momentalnie spojrzałem na niego z autentycznym niedowierzaniem. On się MNĄ interesuje? Od kiedy?

- Ja... Nie... Jedynie wylądowałem na podłodze... Bolą mnie żebra. – powiedziałem w końcu. Pan przez chwilę się nad czymś zastanawiał, a potem pogłaskał mnie ku mojemu zaskoczeniu i wstał.

- Daj mi godzinę. Skończę 'rozmawiać' z Alanem i zobaczymy co jest z twoimi żebrami. – rzucił i nie czekając na odpowiedź wyszedł zostawiając mnie samego. Nie chciałem nawet myśleć jak ta rozmowa będzie wyglądać dlatego też na ten czas spróbowałem się wyłączyć pogrążając się w marzeniach o tym jakby to było, gdyby nie pojawił się ten cały Alan.  


~*~*~*~

Za Wami kolejny rozdział.. mam nadzieję, że się podobał. Ze swojej strony mogę tylko podziękować za to, że jesteście i chce się Wam czytać to opowiadanie, oraz zapewnić, że teraz będzie już tylko ciekawiej (nawet jeśli przez jakiś czas si.. a zresztą co ja Wam będę mówić, sami zobaczycie XD 
Do następnego! 

Trudno jest kochać będąc ranionymWhere stories live. Discover now