Chapter 7

7.3K 379 48
                                    

Przepraszam za ten mały poślizg w czasie, bo jak może niektórzy wiedzą rozdział powinien pojawić się wczoraj wieczorem z racji siedmiu gwiazdek. Niestety nie byłam w stanie go wstawić, ponieważ do dzisiejszego wieczora byłam poza domem.
Nie mniej jednak cieszę się, że ten pomysł przypadł wam do gustu (bo takie odnoszę wrażenie), także utrzymam 'zasadę' z poprzedniej notki i jak tylko pojawi się siódma gwiazdka wstawię rozdział, choćbym miała to zrobić jeszcze dziś!

Miłego czytania :)

~*~


Obudziłem się obolały w TYCH miejscach. Delikatnie i ostrożnie dźwignąłem się do siadu, rozejrzałem po pokoju i prawie padłem na zawał. Przy biurku siedział mój Pan wpatrując się we mnie intensywnie. Jakoś dziwnie się czułem pod tym spojrzeniem, zwłaszcza, że ja byłem nagi, a on ubrany.

- Ominęło cię śniadanie. - powiedział najzwyczajniej w świecie. Jakoś mnie to nie za bardzo obchodziło, więc nic nie powiedziałem. - Masz tu przybory do malowania. Ciesz się, bo to jedyna twoja prośba jaką spełniłem. - dodał i po prostu wyszedł.

Nie no super, mogę rysować! Na razie wolałem się jednak za to nie brać, bo patrząc po tym co podsuwała mi wyobraźnia wolałem nie sięgać po ołówek.

Do końca dnia nie ruszyłem się z łóżka, mało jadłem i na dodatek trochę zdenerwowałem Pana. To na pewno nie wróży dobrze, ale czasu nie cofnę. Szczerze to nawet nie żałuję.

Następnego dnia nie było lepiej, było dużo gorzej. Miałem jakiś zły humor, a Pan dodatkowo mnie irytował i nie dawał spokoju.

- Nic nie rysowałeś? – dwudziesty raz zadał to pytanie, już go nie zignorowałem.

- Nic, kompletnie nic, zadowolony? – zapytałem niezbyt grzecznie, a po chwili poczułem pieczenie na szczęce w miejscu, za które zostałem boleśnie złapany.

- Nie zapominaj do kogo się zwracasz. – powiedział przez zaciśnięte zęby.

- No tak, przepraszam Panie, może wypiąć ci dupę, żebyś mógł sobie użyć i zostawić mnie samego. – chyba powiedziałem za dużo. Każde moje słowo ociekało ironią i niemożliwym by było, gdyby tego nie zauważył. Spojrzałem jednak na niego hardo i pożałowałem.

- Nie przeginaj kurwa. Zapomniałeś chyba, że do tego służysz. – powiedział i to było gorsze od pobicia czy jakiejś tortury. Uświadomił mi coś o czym zapomniałem, że służę tylko do pieprzenia. No bo do czego innego.

Do moich oczu napłynęły łzy. Nie miałem najmniejszej ochoty na odgryzanie się. Chciałem jedynie zostać sam. Niestety...

- Ale wiesz co? Skoro sam oferujesz to nie będę rezygnował. – był wkurzony. Złapał mnie i brutalnie zdarł to co miałem na sobie, a dużo tego nie było. Muszę się przyzwyczajać, bo tak teraz będzie wyglądać moje życie. Nie opierałem się, gdy uderzył mnie kilka razy na co zasyczałem cichutko.

- Podnieca cię ból? – zapytał widząc, że po jego ostatnim ciosie mój członek nieznacznie się podniósł. – No proszę, mały masochista się znalazł. Nie będę odmawiać przyjemności. – dodał uderzając mnie w twarz. Z wargi poleciała mi strużka krwi, ale nie przejąłem się nią, tak jak on. Chyba postanowił się wyżyć, bo uderzał z dużą siłą, a ja stękałem z bólu. Na granicy świadomości poczułem jak wchodzi we mnie brutalnie i porusza agresywnie biodrami nie czekając nawet na to bym przyzwyczaił się do uczucia rozpychania, czy może raczej w tym momencie rozrywania, bo nie zaprzątał sobie głowy czymś tak trywialnym jak odpowiednie przygotowanie mnie do aktu, który śmiało nazwać mogę gwałtem. Sapał mi do ucha, a ja nie chciałem tego słyszeć. Przed oczami pojawił mi się jego pierwszy gwałt na mnie. Wiedziałem, że płaczę, ale to nie było ważne. Ważne było to, że mimo iż nie chciałem to i tak odczuwałem rosnące z każdą chwilą podniecenie. Naprawdę jestem popieprzony. Żeby odczuwać przyjemność podczas gwałtu i to tak brutalnego trzeba mieć nierówno pod sufitem. W końcu zemdlałem co wyszło mi chyba na dobre, bo nie doczekałem końca tego jakże uroczego 'spotkania'. Stan bez bólu i cierpienia... Jednak nie na długo, bo wiedziałem, że w końcu się obudzę.

Kolejne dni nie były lepsze. Za każdym razem, gdy do mnie przychodził byłem katowany i gwałcony, a moja psychika upadała po każdym takim poniżeniu. W końcu przestałem reagować na to co mi robi. Leżałem tylko nieruchomo, a z oczu leciały łzy. Nic więcej. Nie czułem już bólu, bo większego się nie dało. Nareszcie poznałem prawdziwe oblicze Pana.

Zaczął mnie traktować jak śmiecia, nic nie znaczące gówno do pieprzenia, gdy ma się zły humor czy jest się zbyt zestresowanym. Przywykłem do tego. Już nawet nie liczę ile razy robi to w ciągu jednego dnia. Ważne jest, że pod koniec zawsze mdleję i nie słyszę tego znienawidzonego westchnienia świadczącego, że skończył.

- Zastanawia mnie jak długo pociągniesz wiesz? – zapytał pewnego dnia zanim zaczął.

Mnie samego też to nurtuje, bo czy nie byłoby lepiej, gdybym zdechł i nie musiał tego znosić? Dla mnie na pewno tak, ale wtedy ten bydlak zniszczyłby życie jakiegoś innego chłopaka, dlatego nie mogę się poddać.

- A może bym cię tak potorturował co? – zapytał spokojnie paląc papierosa.

Nie no pewnie. Tylko na to czekam. Aż się nade mną jeszcze bardziej poznęcasz i już kompletnie zniszczysz psychicznie, bo jak widzę dla ciebie to nie są tortury, a najpewniej rodzaj gry wstępnej. Szkoda, że mam zbyt opuchniętą twarz i zbyt mało siły, aby mu to powiedzieć.

- To nie taki zły pomysł. – odpowiedział za mnie i strzepnął popiół na moje posiniaczone ciało. Gdybym mógł to bym się skrzywił, ale moja twarz jest już tak opuchnięta, że nie mogę wyrazić nią niczego. Najważniejsze, żeby udało mi się to przetrwać.

Trudno jest kochać będąc ranionymWhere stories live. Discover now