Chapter 19

4.2K 261 48
                                    

Trochę mnie tu nie było.. Postaram się, żeby taka sytuacja się nie powtórzyła, a na razie zapraszam do czytania :)


~*~*~*~

Powoli upływały kolejne dni. Każdy zdawał się być taki sam jak poprzedni. Notorycznie nie jadłem, od czasu do czasu coś wypiłem i tradycyjnie wysłuchiwałem tego co ma do powiedzenia ojciec Alana. Ogólnie rzecz ujmując to znikałem w oczach. Pewnego razu idąc do ubikacji po prostu zasłabłem. Obudziłem się wtedy w łóżku z kroplówką i wenflonem. Byłem niesamowicie wkurwiony. Wyrwałem to ustrojstwo tak gwałtownie, że aż krew trysnęła na ścianę za mną. Potem już tylko powoli się sączyła, a ja spoglądałem na nią z niepokojącą dla osób postronnych fascynacją. Oczywiście potem drugi i trzeci raz wkuwano mi to cholerstwo. Przez to co mi wpychano do jedzenia przybrałem na wadze, a w mojej głowie powstał piękny plan. Chciałem spaść tak nisko jak jeszcze nikt. To było moim jedynym celem.

- Twoja waga jest już w porządku. Myślę, że możemy pozwolić ci samodzielnie jeść. - powiedział koleś w kitlu i zaczął pozbywać się kroplówki jak i wenflonu. Ucieszyłem się nie powiem, ale na zewnątrz nie dałem nic po sobie poznać. Gdy tylko zostałem sam wstałem i udałem się pod prysznic. Świeży i pachnący ubrałem się w pierwsze lepsze ciuchy i udałem się do kuchni. Zjadłem, żeby sprawiać wrażenie normalnego po czym zacząłem zwiedzać dom. Szybko znalazłem się w ogrodzie. Dowiedziałem się, gdzie obecnie jestem i z kim mam do czynienia. Okazało się, że tata Alana mieszka w wielkiej willi i na pewno jest szanowanym jak i znanym człowiekiem.

- Al.. To znaczy Kaien jak się czujesz? - poprawił się szybko wyżej wspomniany jegomość.

- Dobrze.. przepraszam, że doprowadziłem się do takiego stanu i przysporzyłem panu zmartwień. – tak, muszę udawać grzecznego i potulnego. To będzie idealne złudzenie.

- Nie przejmuj się, ważne, że już jest lepiej. - podszedł do mnie i poczochrał mi włosy. Miałem ochotę odepchnąć jego dłoń, ale jak chcę dopiąć swego to muszę to ścierpieć. Uśmiechnąłem się więc delikatnie.

- Jest coś co mógłbym robić? - spytałem niepewnie.

- Hmm.. może komputer? Albo inaczej. Powiedz mi czym się interesujesz? - to mnie zdziwiło, ale niech dziadowi będzie.

- Lubię malować. - odparłem krótko. Nie mam pojęcia co mógłbym mu powiedzieć oprócz tego.

- Świetnie.. Jeszcze dziś do twojej dyspozycji będzie sztaluga i potrzebne ci przybory. - powiedział uśmiechnięty, wyciągnął telefon i odszedł.

Może i bym się z tego ucieszył.. kiedyś. Teraz mi to lata. I tak długo tu nie zabawię, a temu dupkowi jeszcze się odechce mnie tu trzymać.

- Witam, mogę przeszkodzić? - jakaś kobieta wyrosła przede mną i zaczęła mnie irytować samym swoim istnieniem.

- Jeżeli już musisz. - odpowiedziałem w ogóle nie zwracając uwagi na to, że jest ode mnie dużo starsza.

- Jestem psychologiem. Pan Daniel prosił, żebym z tobą porozmawiała. - powiedziała przymilnym głosem. No ona chyba śni, że ja będę z nią o czymkolwiek rozmawiał. Niech wraca skąd przyszła.

- Nie ma takiej potrzeby. Ze mną wszystko w porządku. Nie potrzebuję rozmów z psychologami. - odparłem zirytowany. Chcąc pozbyć się jej towarzystwa ruszyłem do domu. Niestety to upierdliwe babsko cały czas było za mną.

- Niestety będziesz musiał ze mną porozmawiać. Za to otrzymałam pieniądze.

- Śnij dalej. Lepiej idź do Daniela i oddaj mu całą kwotę, bo o rozmowie możesz marzyć.

- Tata pozwala ci mówić do siebie po imieniu? - zdziwiła się wyraźnie, a ja już nie wytrzymałem. Wszystko zrozumiem, ale żeby nazwać tego bydlaka moim ojcem! Tego nie ścierpię!

- Tata? - spytałem kpiąco. - To. Nie. Jest. Mój. Tata. - syczałem każde słowo stojąc niebezpiecznie blisko niej. - Ten gnój nie jest ze mną w żaden sposób spokrewniony! On pozbawił mnie mojej miłości! Zabrał od ukochanej osoby! Przetrzymuje mnie tu! I to miałby być mój tata?! – krzyczałem najgłośniej jak tylko umiałem. Jeszcze chyba nikt mnie tak nie wkurwił. – Spierdalaj lepiej ode mnie, bo teraz to nie ręczę za siebie. – wyszeptałem jeszcze po czym odsunąłem się i szybkim marszem ruszyłem do obecnie mojego pokoju. Miałem ochotę roznieść wszystko i wszystkich.

- Kaien? – ciche pytanie dobiegło od strony drzwi. Momentalnie zwróciłem w tamtą stronę swój wzrok i już nie wytrzymałem. Po jaką cholerę on tu przylazł?

- Spierdalaj! Daj mi spokój. Chcę być sam! – wrzeszcząc podszedłem do drzwi i dosłownie wyrzuciłem Daniela z pokoju. Potem jak małe dziecko osunąłem się po drewnie i popadłem w rozpacz. Jestem żałosny.

Uspokoiłem się sam nie wiem po jakim czasie. Było już ciemno. Wyszedłem z pomieszczenia i udałem się do kuchni. Dostałem kanapki i gorącą czekoladę. Nie chcąc jeść samemu zostałem w pomieszczeniu z kucharką.

- Dobrze się czujesz? Jesteś strasznie blady. – powiedziała zatroskana. Nie miałem siły się na nią złościć.

- Nie. Tak bardzo nie chcę tu być. Chciałbym umrzeć. – mruknąłem słabo.

- Co ty mówisz. Nie powinieneś tak nawet myśleć. Życie jest ważne. Każdy żyje po coś. – przysiadła się do mnie. Biła od niej taka dziwna aura. Coś czułem, że to będzie jedyna kobieta, z którą normalnie i o wszystkim będę mógł porozmawiać.

Siedziałem u niej jeszcze długo po tym jak zjadłem. Miło mi się z nią rozmawiało. Nie zmienia to jednak faktu, że mam swój cel. Teraz mam też pomysł. Potrzebuję laptopa.

Trudno jest kochać będąc ranionymWhere stories live. Discover now