Chapter 9

6K 341 56
                                    

- Kaien obudź się! – usłyszałem krzyk Pana, a zaraz po tym trzask drzwi i w pokoju zrobiło się jasno. To ja mam tu światło? Fajnie. Uchyliłem powieki od razu zauważając nad sobą pięć zdjęć przedstawiających różnych chłopaków.


- Który ci się podoba? – spytał. Słysząc jego głos doszedłem do wniosku, że jest podekscytowany. Zerknąłem na niego i pierwszym co rzuciło mi się w oczy to jego szeroki uśmiech.


- Żaden. – odparłem z przekonaniem, a ten się naburmuszył.


- No weź, wybierz jednego. Chcę któregoś ściągnąć do pieprzenia, bo ciebie teraz nie mogę. – powiedział, a mnie coś ukuło w środku. Znudziłem mu się? Już mnie nie chce? Coś bardzo mocno ścisnęło mi żołądek i za nic nie chciało puścić. Spojrzałem na Pana z bólem w oczach, ale on zdawał się tego nie widzieć.


- No to który? – ponowił pytanie, a ja miałem ochotę złapać każde zdjęcie po kolei i podrzeć je w drobny mak.


- Po co pytasz mnie o zdanie? Chcesz, żebym znał swego następcę? – spytałem zamykając oczy. Nie chciałem patrzeć ani na fotografie przed sobą, ani na osobę, która właśnie tak bardzo mnie rani. To absurdalne, ale taka jest prawda i nie ma co się oszukiwać.


- Oh, no nie dąsaj się. Wybierz jedno. – cały czas zachęcał puszczając to co mówię mimo uszu. Kolejne ukłucie. Postanowiłem wybrać jedno dla świętego spokoju, a potem cierpieć w samotności, aż w końcu przyjdzie i się mnie pozbędzie, bo to przecież dla niego nie kłopot. On może mieć wszystko, a ja nawet nie mam własnego zdania. Nic nie mam, jedyne co mogę, to czekać, aż przyjdzie i albo mnie skatuje, albo zgwałci. Nawet nie mogę się nie zgodzić, bo będzie tylko gorzej.


Uniosłem powieki i zacząłem przyglądać się każdemu zdjęciu z osobna. Po dłuższym czasie powoli uniosłem drżącą rękę i wziąłem jedno zdjęcie przedstawiające lekko umięśnionego bruneta. Był on w pewien sposób podobny do Pana. Będzie im razem dobrze.


- Ten. – powiedziałem podając mu fotografię.


- Nie powinieneś się ruszać, cała ręka trzęsie ci się z tego wysiłku, jeszcze nie masz na tyle sił. – powiedział udając zatroskanie. Żeby on wiedział jak bardzo się myli. Ręka mi drży tylko i wyłącznie dlatego, że skazałem właśnie jakąś osobę na życie takie jak moje. W bólu i cierpieniu. W nieszczęściu i niewolnictwie. W tym pieprzonym więzieniu, gdzie umrze, tak jak ja. Poniżony i zbrukany.


- Dzięki. – usłyszałem trzask drzwi i światło zgasło pozostawiając mnie samego z moim cierpieniem. Na co ja liczyłem? Że ten wyniosły mężczyzna się zakocha.. We mnie? W zabawce do pieprzenia i bicia? Pojedyncza, gorąca i pełna bólu kropla wypłynęła tworząc ścieżkę na policzku. I po co wyję? Nie powinienem mieć uczuć. To tak boli. Wiedza o tym, że Pan będzie miał nowego niewolnika tak bardzo boli. Nie chcę tego czuć. Myślałem, że jestem i będę jedyny. Wyjątkowy. Że pewnego dnia Pan mnie pokocha. Głupie to, wiem, ale to ja. Jestem nienormalny. Jeszcze jedna łza, za którą pojawiły się kolejne, a ja pogrążyłem się w całkowitej rozpaczy. Dlaczego musiałem się zakochać? Dlaczego?


- Popierdoliło mnie. Niech już lepiej przyjdzie i mnie zabije skracając męki. – szeptałem w spazmach płaczu. Zacząłem się trząść od natłoku negatywnych emocji. Dopiero teraz do mnie dotarło, że dla niego jestem tylko pierdoloną zabawką, którą jak się znudzi może wyrzucić.


Sam nie wiem kiedy zasnąłem wyczerpany niekończącym się płaczem i zacząłem śnić scenę swej śmierci. Pan patrzył tam na mnie z pogardą, a u jego boku zobaczyłem tego bruneta z parszywie tryumfalnym uśmieszkiem. Zobaczyłem nóż, który miarowo nacinał moją skórę odcinając ją płatami. Krew wypływała nie szczędząc w okazywaniu jak jej dużo. Podłoga z każdą chwilą przybierała kolor szkarłatu, a ja leżałem bezwładnie i patrzyłem prosto w te czarne tęczówki. Z ostatnim tchnieniem z mych ust wydostało się tylko jedno słowo. „Przepraszam" tylko to powiedziałem. Nie wiem nawet czemu, Przecież nic nie zrobiłem. Pan patrzył na moje martwe ciało oblizując ostrze, a jego nowy zwierzaczek splunął na mnie i od tak wpił się w jego usta zapominając o moim istnieniu, które zresztą nie miało żadnego znaczenia.


Otworzyłem gwałtownie oczy i zacząłem łapać powietrze jakbym nie oddychał od wieków. Gdy już upewniłem się, że to był tylko koszmar zacząłem na nowo płakać, ale na moje zdziwienie doszedł do mnie drugi, cichszy szloch. Momentalnie zaprzestałem łkania i starałem się wykryć źródło drugiego dźwięku.


- Kim jesteś? – spytałem lokalizując trzęsącą się kupkę w okolicy biurka. Na moje słowa postać momentalnie zamarła. Dotarło do mnie kim on jest. Szybko go sprowadził. Ciekawe, czy już go wyruchał, czy jednak jeszcze nie, a może zrobi to na moich oczach, żeby pokazać jak dobrze jest mu z kimś innym.


- Podejdź tu, ja nie mogę się ruszyć. – powiedziałem, a po chwili zobaczyłem jak niepewnie zbliża się do łóżka. Gdy był na tyle blisko, że mogłem go zauważyć dostrzegłem jego przerażenie na mój widok. Nie dziwię się, że tak zareagował, pewnie zdaje sobie sprawę, że czeka go to samo.


- Jak się nazywasz? – zadałem kolejne pytanie. Może chociaż na to odpowie.


- Alan. – wyszeptał niepewnie wycierając mokre oczy.


- Nie płacz. Jak się tu dostałeś?


- Ja.. Sprzedali mnie. – powiedział załamany, a ja rozszerzyłem oczy. To dlatego było ich pięciu. Wziął go z jakiejś aukcji. Nie odezwałem się już. Nie chciałem nic więcej wiedzieć. Nie teraz. Teraz chcę być sam. Niestety.


- Widzę, że się poznaliście. – usłyszałem jakby znikąd i w tym też momencie w pokoju zapalono światło. – Śliczny co? – nic nie odpowiedziałem. Wiedziałem jak bardzo się cieszy ze swojego nowego nabytku. To zabolało, znowu. Teraz tylko czekać, aż ze mną skończy. Tak.. pozostała tylko kwestia czasu, aż nadejdzie mój koniec, bo po co mu ja, gdy ma go.

Trudno jest kochać będąc ranionymWhere stories live. Discover now