Chapter 18

4.4K 284 119
                                    

Cóż.. Tym rozdziałem zaczynamy ostatnią część opowiadania. Mam nadzieję, że nikt z Was nie postanowił przerywać czytania z powodu śmierci Alexa, a jeśli jednak to jego strata, bo od teraz zacznie się moim zdaniem to co najciekawsze xD

No nic.. Miłego czytania i do następnego rozdziału ^^


~*~*~


- Zostaw go. - usłyszałem głos nad sobą i poczułem dłoń na swoim ramieniu. Pojebało go? Mam go zostawić? Nigdy. Ja go kocham. A on.. on.. W jednej chwili się podniosłem i w napadzie furii przyszpiliłem faceta do ściany. Korzystając z jego zdezorientowania zacząłem okładać go pięściami gdzie tylko mogłem. Niestety już po chwili moje nadgarstki zostały uwięzione w jego obleśnych łapach.


- Uspokój się. - powiedział spokojnie.


- Pojebało cię koleś?! Zastrzeliłeś mojego Pana, a ja go kochałem! Odebrałeś mi moje jedyne szczęście, a teraz każesz mi się uspokoić?! I jeszcze mówisz to takim tonem?! Wypruję z ciebie flaki!  - wydzierałem się wniebogłosy. Potem nagle cała złość odeszła. Ponownie zalałem się łzami i padłbym na kolana, gdyby mnie nie trzymał.


- Chodźmy stąd. - szepnął zaczynając mnie powoli wyprowadzać. Zacząłem się wyrywać, drapać go i kopać, jednak nic nie poskutkowało. Zanim wywlekł mnie z pomieszczenia ostatni raz udało mi się zerknąć na spokojną twarz Alexa, w której już nie było życia.


Wyprowadził mnie przed posesję. Nawet nie rozglądałem się, żeby zobaczyć czy znam tę okolicę. Cały czas wylewałem słone krople chcąc wracać tam do Alexa.


- Spal dom. - usłyszałem ciche słowa, koło mnie mignął jakiś wielki facet z czymś w ręku. Momentalnie łzy przestały płynąć, a ja nabrałem nowych sił. Nie pozwolę na to. Jakimś cudem udało mi się wyrwać. Jedyne co miałem przed oczami to tego kolesia z wielkim pojemnikiem. Oblewał dom jakąś cieczą. Nie mam pojęcia jakim sposobem w dłoni trzymałem pokaźny kamień i stałem przy mężczyźnie. W następnej już chwili facet zginał się z bólu trzymając się za głowę i wyklinając najprawdopodobniej na mnie. Kolejną chwilę potem leżałem na ziemi czując ogromny ból na twarzy i brzuchu. Nie umiałem złapać tchu co łapczywie starałem się zrobić. Ktoś postawił mnie do pionu. Bardzo delikatnie wziął na ręce i powiedział do tego neandertalczyka, że policzy się z nim później.


- Odpocznij. Dużo dziś przeszedłeś. - znowu ten głos. Nie miałem siły się z nim sprzeczać, ani ponownie wyrywać. Natłok emocji zrobił swoje i odpłynąłem.


Obudziłem się w jakimś łóżku. Strasznie bolała mnie twarz. Pierwsze co zrobiłem to uniosłem dłoń i chciałem jej dotknąć, ale jakiś głos mi tego zakazał.


- Gdzie jestem? - spytałem rozglądając się jednym okiem po pomieszczeniu.


- W moim domu. - odpowiedział. Spojrzałem w stronę swojego rozmówcy i cały się ożywiłem.


- Nie zbliżaj się do mnie! - krzyknąłem momentalnie przypominając sobie co się wydarzyło nim zasnąłem.


- Uspokój się. Nic ci nie zrobię, nie musisz się bać. - znowu wyskoczył z tym swoim spokojnym tonem i słowami 'uspokój się' zupełnie jakby nic się nie stało. Jakby nie zamordował Alexa i nie spalił go wraz ze swoim synem. Ten koleś jest chory. Jeżeli myśli, że będę potulny to się grubo myli. Pokarzę mu co to prawdziwe piekło.


- Powiedziałem nie zbliżaj się. - powtórzyłem powoli groźnie mrużąc przy tym oczy. Ten tylko westchnął zrezygnowany.


- Jak będziesz chciał coś zjeść to wyjdź tymi drzwiami. - poinstruował. - Idź prosto i pierwszy skręt na lewo. Dojdziesz do salonu. Stamtąd wyjdź prawym wyjściem, a trafisz do kuchni. Kucharka zrobi ci co tylko będziesz chciał. Te drzwi.. - wskazał na drugie. - prowadzą do łazienki. Jest całkowicie do twojej dyspozycji. W szafie masz ubrania. Wybierz sobie jakie ci się spodobają. - mówił dość szybko i mechanicznie, ale wszystko zrozumiałem. Prychnąłem na to i padłem na łóżko. Ogłaszam strajk głodowy!


Jak powiedziałem tak zrobiłem. Ja słowa dotrzymuję. Nie jadłem już chyba z pięć dni co nie spodobało się ojcu Alana. To chyba moja sprawa w jaki sposób chcę zdechnąć i nic mu do tego.


- Musisz jeść. - słyszałem to codziennie. Już mi się tymi słowami rzygać chciało.


- Spieprzaj dziadu. - powiedziałem słabo. Nie będzie mi mówił co mam robić. Na resztę jego reprymendy nie zwróciłem uwagi. Znowu powtarzał to co zawsze, potem posiedział ze mną z godzinę i zostawił samego. Wiem, że sobie szkodzę, ale nie mogę jeść. Cały czas mam przed oczami Alexa i Alana skąpanych we krwi. Mam wrażenie, że powinienem leżeć tam przy nich. Zostać spalonym jak oni i mieć wyjebane na ten świat.


- Kurwa. - syknąłem sam do siebie. Wstałem z łóżka i poczłapałem do ubikacji. Może i nie jem, ale pić muszę. Odkręciłem kran, po czym napiłem się szybko. Najchętniej bym się utopił, ale facet się wycwanił i postawił prysznic zamiast wanny. Lustra nie mam, także nie mogę sobie nawet żył podciąć. Jakieś utrapienie. Czuję się jak w klatce. Niczym sobie krzywdy nie zrobię. Ale coś się wymyśli. Potrzebuję tylko trochę czasu.

Trudno jest kochać będąc ranionymWhere stories live. Discover now