Chapter 17

4.4K 301 39
                                    

Z góry przepraszam za ten poślizg w czasie i mam nadzieję, że po tym rozdziale nie będziecie chcieli mnie zamordować xD


~*~*~


Podszedł ze mną na środek pomieszczenia i złapał za jeden łańcuch ciągnąc go w dół. Obniżył na odpowiednią wysokość po czym złapał mój nadgarstek. Odruchowo zacząłem się wyrywać co poskutkowało zaciśnięciem się jego dłoni tak, że aż nogi się pode mną ugięły. Pociągnął mnie za nią do góry i obniżył twarz na wysokość mojej.

- Nie kombinuj. - wysyczał, jego oczy spojrzały na mnie, jednak już po chwili ich nie było. Wyprostował się i już miał zapinać mój nadgarstek, gdy po pomieszczeniu rozniósł się dźwięk przychodzącego połączenia. Alex westchnął i opuścił moją dłoń, nie puszczając jej jednak. Drugą ręką sięgnął po aparat, odebrał i zaczął słuchać tego co ktoś miał do powiedzenia. Z każdym słowem osoby po drugiej stronie brwi Alexa marszczyły się, a wyraz jego twarzy zmieniał się drastycznie. Zaczął wyglądać co najmniej jak furiat.

- Co ty kurwa pierdolisz? Kim on był? ... Jak cię dorwę to zajebię jak psa! Ostatni raz kogoś od ciebie kupiłem! .. Lepiej się zwijaj, bo jak skończę z tym przydupasem, to zajmę się tobą! OSOBIŚCIE! - Nie wiem o co dokładnie chodziło, ale wolałem siedzieć cicho. Jakoś nie uśmiechało mi się obrywanie od takiego Alexa. Nawet ja go nie doprowadziłem do takiego stanu.

- Nawet nie drgnij. - warknął do mnie po czym po prostu wyszedł. Nawet nie zamknął drzwi co jest jak zbawienie. Odczekałem trochę po czym delikatnie je uchyliłem. Nikogo za nimi nie było, a korytarz był ciemny. Wyślizgnąłem się na niego i podążyłem w tę samą stronę co Alex. Mam nadzieję, że się na niego nie natknę. Powoli szedłem  nie oglądając się za siebie. W pewnej chwili dotarłem do schodów i nie myśląc zacząłem iść w górę. Uchyliłem drzwi ostatecznie opuszczając piwnicę. Na korytarzu nie widząc nikogo, ani niczego, co mogłoby być podejrzane zacząłem kierować się w lewo. Minęła dosłownie chwila, gdy do moich uszu doleciały podniesione głosy dwóch osób. Jeden na pewno należał do Alexa, ale drugiego nie znałem. Dziwne by było gdybym znał. Przyspieszyłem kroku chcąc dowiedzieć się o co konkretnie chodzi. Tym sposobem dotarłem do salonu, gdzie na samym środku stał Alex i jakiś obcy mężczyzna celujący do niego z broni. Chciałem się ruszyć, jednak nogi mnie nie słuchały. Jakby chciały, żebym się nie wtrącał i zobaczył jak to wszystko się potoczy.

- Nie pierdoł mi głupot! Wiem, że to ty! - krzyczał nieznajomy. Co Alex mu zrobił?

- A kto panu to powiedział? Ten szmaciarz z giełdy żywym towarem? On w taki sposób pozbywa się osób, które mu zawadzają. - odparł spokojnie Alex. Giełda, giełda.. Alex coś kupował na giełdzie? Osz.. Alan.

- Potwierdziło to kilka osób. To na pewno ty go kupiłeś. Oddaj mi go! - facet podszedł do Alexa i dźgnął go lufą.

- Spokojnie.. Chce go pan? Ależ oczywiście. Już pana prowadzę do syneczka. - zakpił, a moje oczy przybrały postać pięciozłotówek.. to jego.. ojciec. Czyli Alan pochodził z bogatej rodziny, bo patrząc po wyglądzie jego najprawdopodobniej ojca inaczej tego nazwać nie można.

- Prowadź. - rzekł tamten, Alex obrócił się w moją stronę i chyba mnie zauważył, bo przez chwilę na mnie spoglądał, jednak to był tylko ułamek sekundy. Już po chwili skierował kroki do korytarza na prawo ode mnie. Cofnąłem się trochę chcąc ukryć jakoś swą obecność. Nie wiem czy mi się udało, ale chyba tak, bo jeszcze żyję. Gdy straciłem ich z oczu wszedłem do salonu i podszedłem do korytarza, w którym zniknęli obaj mężczyźni. Widziałem Alexa otwierającego drzwi. On naprawdę ma zamiar pokazać temu kolesiowi zmasakrowane ciało syna? Albo jest skończonym debilem, albo szaleńcem. Wpuścił ojca Alana pierwszego, a sam wszedł zaraz za nim oglądając się jeszcze w moją stronę i patrząc na mnie ciepło, szczerze i przepraszająco. Nie zdążyłem się nawet zastanowić nad znaczeniem jego spojrzenia, bo po całej rezydencji rozniósł się potężny huk, a ja tak jak stałem tak teraz z sercem w gardle biegłem do źródła dźwięku. Stanąłem w drzwiach i dosłownie zrobiło mi się słabo.

- Alex... - załkałem rzuciwszy się do leżącego. Jeszcze żył, chociaż wiedziałem, że to jego ostatnie chwile. Krew powoli sączyła się z jego klatki piersiowej.

- Przepraszam. - wychrypiał, a ja nie powstrzymując łez po prostu go pocałowałem. Ostatni raz. Ledwo rozłączyłem nasze usta, a on zaczął krztusić się krwią.

- Kocham cię. - szepnąłem jeszcze wtulając jego martwe już ciało w siebie. Nie przejmowałem się krwią, ona się nie liczyła. Właśnie straciłem ukochaną osobę. Zacząłem szlochać jak małe dziecko. Czy to nie zabawne? Cierpię po stracie kogoś, kto znęcał się nade mną i chciał mnie zabić. Ale nic na to nie poradzę, że kocham go nad życie i już nie będę miał go przy sobie. Mam ochotę zrobić z tym kolesiem to samo co on z Alexem, ale nie mam siły. Jedyne czego chcę to, żeby Alex wrócił. żeby to się nie stało, żeby nie robił się chłodny i obejmował mnie właśnie w tej chwili...

- Zostaw go. - usłyszałem głos nad sobą i poczułem dłoń na swoim ramieniu.

Trudno jest kochać będąc ranionymWhere stories live. Discover now