Rozdział 20

3.8K 154 11
                                    

Rozdział 20

Niecały miesiąc do Bożego Narodzenia. Randy jeszcze chowa się na moim strychu. Praktycznie nie hałasuje. Nie sprawia problemów. Namawiam Aleksa, by porozmawiał z Randy'm, ale on nie chce mieć z duchami nic wspólnego. Za to Rose i Erik z chęcią poznali ducha. Mam piątkę najlepszych przyjaciół. Dwójkę żywych i troje martwych. Oczywiście, Ann jest moją przyjaciółką. Nadal cierpi po Rose. Ja też. Ale mniej bo ją widzę.

Spadł pierwszy śnieg. Alex cieszy się jak małe dziecko. Gdy wracaliśmy ze szkoły, ja, Alex i Ann, to dostałam śnieżką w tył głowy.

- Ej!- pisnęłam chichocząc.

Usłyszałam śmiech zza zaspy. Zobaczyłam miodową czuprynę wystającą za nią. Od razu wiedziałam kto to. Wzięłam dużą porcję śniegu i rzuciłam w właściciela włosów. Ann zwijała się ze śmiechu na ziemi. Alex odskoczył gwałtownie, ale po chwili mi oddał. Chciał wykonać kolejny rzut, ale zrobiłam unik i trafił w Ann.

- Alex, już nie żyjesz!- śmiała się.

Tak rozpętała się wojna na śnieżki. Nie zauważyłam gdy rzucaliśmy się śniegiem pod zapalonymi latarniami. Było ciemno. Usłyszałam głos mamy Aleksa:

- Alex, wracaj! Kolacja!- wołała kobieta.

- Już!- odpowiedział.

Pożegnał nas i zniknął w swoim domu. Ann zrobiła to samo. Tyle, że ona mieszka dalej. Pobiegła więc ulicą do swojego domu. Ja zaś skierowałam kroki do siebie. Już miałam wejść do środka, gdy zobaczyłam czerwoną ciecz na śniegu. Na jej widok wzdrygnęłam się. Krew. Ostrożnie szłam po krwistych śladach. Prowadziła przed furtkę do mojego ogródka. Przeszłam przez bramę. Czerwień prowadziła do zmasakrowanego ciała. Moje serce zabiło szybciej. Podeszłam i ze strachem odkryłam kto tu leży.

- T-tato?- szepnęłam, ledwo trzymając się na nogach.

Padłam na kolana i łzy zaczęły mi spływać po policzku. Powstrzymywałam się, by nie wydrzeć się w niebogłosy.

- Dlaczego? Dlaczego? Dlaczego?- pytałam sama siebie zapłakana.

Odsłoniłam oczy i zobaczyłam, że tu nic nie ma. Nie ma ciała mojego taty ani krwi. To nie mogło mi się przewidzieć! Całość była realistyczna. Zbyt realistyczna...

Jak burza wpadłam do domu. Tata jak zawsze siedział przy stole z książką, a mama robiła kolację. Podbiegłam do taty i go przytuliłam.

- Jejku, co ci się stało?- zapytał zdziwiony, ale szczęśliwy.

- Nic, tylko stęskniłam się- powiedziałam.

Po chwili uścisnęłam i mamę. Nie wiem co bym zrobiła, gdyby im się coś stało.

- Chyba, ty, Alex i Ann fajnie się bawiliście- powiedziała mama w czasie kolacji.

- Tak. Cieszę się, że mam takich przyjaciół.- mówiłam.

- Szczególnie po...- tata nie skończył, bo mama puknęła go w ramię łokciem.

Wiem, co chciał powiedzieć. Po śmierci Erika i Rose. Łza spłynęła mi po policzku. Zauważyli to. Tacie zrobiło się głupio, że mi przypomniał. Mama oczywiście miała współczucie w oczach. Byłam w stanie zjeść tylko dwie kanapki z masłem. Dalej nic nie przeszło mi przez gardło. Poszłam do pokoju. Słuchałam muzyki. Czyli moje ukochane zajęcie. Nagle do mojego ,,sanktuarium" wszedł Randy. Oczywiście przez ścianę, a jakby inaczej.

- No co tam?- zachowywał się jak kumpel.

- Ech... Nic... Dobrze...- nie wiedziałam czy mówić o halucynacji czy nie.

- Widzę, że coś jest nie tak. Gadaj.- czy on czyta w myślach? A no tak Jane Jąkała się włączyła.

- No nic. Tylko ten Lucyfer i trochę czuję się obserwowana- nie kłamałam.

- Nie martw się. Będzie okey. Muszę znikać. Nie przeszkadzam.

- Pa.

Zostałam sama ze swoimi myślami. Było cicho. Zauważyłam, że nie zasłoniłam rolet. Leniwie podeszłam do okna. Za nim stał we własnej osobie, Lucyfer. Patrzył się w moje okno. Odskoczyłam jak poparzona. Gdy znowu podeszłam do okna, nie było go.

- Cholera- szepnęłam sama do siebie.


W cieniuWhere stories live. Discover now