Rozdział 39

344K 11.5K 22.3K
                                    

24 czerwca 2016 

Dzisiaj jest zakończenie roku szkolnego, a już jutro pierwszy dzień wakacji, których wręcz nie chcę. Nie chcę na kalendarzu zobaczyć ''25 Sobota'' 

Przez cały tydzień z Alanem się nie kłóciłam, spędzaliśmy dużo czasu i czasami myślałam, że jestem bardzo nachalna, ale uświadomiłam sobie, że mam to w dupie. On i tak jutro wyjeżdża i chcę z nim jak najwięcej czasu spędzić. Ludzie w szkole już od dłuższego czasu zauważają mnie i Alana, jak wysiadam z jego auta, wsiadam, jak rozmawiamy na przerwach, wyrywamy się i spędzamy czas. Do teraz mam w głowie bezcenny wyraz twarzy Jessic'i, która obserwuje mnie z zazdrością i pogardą. 

W środę byłam na jakiś badaniach, bo mamusia ubzdurała sobie, że coś ze mną jest nie tak. Schudłam, szybko się męczę, jestem osłabiona, senna i dużo pije; dla niej coś jest nie tak, a mi się wydaje po prostu, że to przez te wszystkie kłótnie, ten cały stres. Włączyła się w niej matczyna opieka i dzisiaj po zakończeniu roku jadę z nią po wyniki. 

Była ósma nad ranem. Ja zaczynam o dziesiątej zakończenie roku, a Alan o dziewiątej. Chcę pojawić się na jego zakończeniu. Chcę go zobaczyć, jak mój mały chłopczyk odbiera dyplom. Pomimo jego problemów w szkole z zachowania przepuścili go i przez bardzo długie lata o Alanie Hendersonie każdy nauczyciel będzie wspominać. 

Alan wspomniał, że po moim powrocie z lekarza chce mnie zabrać gdzieś i to ma być ''niespodzianka''. Cholernie mnie ciekawi, co on planuje..

Zrobiłam sobie makijaż w postaci pudru, tuszu do rzęs i czarnej kredki wokół oczu. Pomalowałam usta brzoskwiniową pomadką i pokręciłam końcówki włosów prostownicą. Wróciłam się do swojego pokoju założyć białą spódniczkę przed kolana, która idealnie podkreślała moje biodra i tyłek. Założyłam czarną, przewiewną koszulę na krótki rękaw z białym kołnierzykiem i czarne szpilki. Poprawiłam jeszcze wygniecione miejsca i zabrałam białą kopertówkę wrzucając do niej telefon, papierosy, pieniądze i kobiece bzdety i zeszłam na dół, gdzie czekał już Alan. 

Miał na sobie ten fioletowy, długi płaszcz, jak zawsze absolwenci mają i do tego czarna czapka. Ugh, wyglądał słodko.

- Co za gówno to jest.. - Warknął i poprawiał kołnierzyk.

- Wyglądasz uroczo - Uśmiechnęłam się.

- Marnie, pamiętaj o lekarzu - Pojawiła się mama i spojrzała na mnie znacząco. 

- Pamiętam. Będę najpóźniej o dwunastej - Powiedziałam i wyszłam razem z Alanem kierując się od razu do samochodu.

Kurwa, on już kończy szkołę... On zaczyna collge.. Jutro go już nie będzie.

- Ja pierdole.. Nie dość, że jest tak gorąco, to jeszcze mam siedzieć w tym stroju nie wiadomo ile - Zaśmiał się, ale bardziej był oburzony. 

- Kończysz już szkołę, ciesz się - Uśmiechnęłam się delikatnie.

Nie, nie kończ jej.

- No, wreszcie - Odpiął kołnierzyk i odetchnął z ulgą ruszając prosto do szkoły.

Całą drogę przegadaliśmy o głupotach. Ja myślami cały czas błądziłam o tym, co będzie za tydzień. Jak będzie w domu, jak będę funkcjonować bez niego. Czy sobie poradzę, czy załamie się. Będzie pisać czy też może zignoruje mnie... 

Tak bardzo staram się nie pokazywać mojego smutku przez to, że on wylatuje. Jakoś mi się udaję, ale jutro jestem pewna, że poryczę się jak mała dziewczynka.

*

Zatrzymaliśmy się przed szkołą, gdzie było od masy ludzi w tych strojach. Było kilka minut przed dziewiątą, dlatego każdy już wchodził do szkoły. 

Mój mały chłopczykOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz