4

48.4K 1.6K 389
                                    

Korzystając z nieobecności mojego "współlokatora" szybko zrzuciłam mokrą sukienke i przebrałam bielizne w poszukiwaniu suchych ciuchów.
-Ładna bielizna.-powiedział po raz kolejny wchodząc do pokoju.Zakryłam się jakimś pomarańczowym podkoszulkiem i wrzasnęłam na całe gardło:
-Parker ty głupi,zakłamany,wścipski pedale i zboczeńcu!Wyjdź!Chce się przebrać.
-Możesz się przebierać śmiało.-powiedział wskakując na łóżko z tym swoim głupim uśmieszkiem.
-Przysięgam,że kiedyś cie zabije.Podtopie,albo udusze poduszką.
-Nie uda ci się słonko.-powiedział.
-Nie mów tak to mnie!-no puszczały mi nerwy.Nie mogę.Jak mam żyć w spokoju gdy TO wyprowadza mnie z równowagi.-i wyjdź.Chce się przebrać.Jesteś aż tak tępy,żeby tego nie zrozumieć?Wyjdź do cholery!!-rzuciłam w niego poduszką,ale ten wybuchnął tylko śmiechem.
-Okey okey.-powiedział podnosząc ręce w geście obrony i wstając z łóżka.-niech ci będzie.-i zniknął za drzwiami.Wyciągnęłam z szafy krótkie spodenki gdy James znowu szybko wśzlignął się do pokoju.
-Muszę wychodzić?
-PAAARKER!-mega zła chwyciłam buta i rzuciłam z całej siły.Nastolatek zdążył wyjść z pokoju zamykając drzwi,a but uderzył w ściane.Ubrałam krótkie,jeansowe spodenki w ćwieki i pomarańczowy top odsłaniający trocje brzucha.Wysuszyłam starannie włosy,a sukienke rozwiesiłam.
-Teraz możesz się przebrać.-warknęłam wychodząc z pokoju.
-Chcesz możesz zostać.-powiedział poruszając dwuznacznie brwiami.
-Przebieraj się do cholery.-warknęłam wpychając go do pokoju.Ja usiadłam na łóżku i zaczęłam oglądać coś w telewizji,ale niewiele programów mnie zaciekawiało.

Po chwili do domu wrócili nasi rodzice z naszymi braćmi.
-Gdzie byliście?-spytałam leżąc na łóżku mojej mamy.
-Na placu zabaw z chłopcami.-odpowiedziała.
-No było tyle super atrakcji!-piszczał Timmy.
-Nie pozabijaliście się?-spytał Dylan.
-Niewiele brakowało.-odburknęłam gdy James wyszedł w nowym ubraniu.Krótkich,czarnych spodenkach i niebieskim podkoszulku.Podejrzewam,że to pierwsze lepsze ciuchy jakie znalazł.Faceci...
-Spokojnie tato.-zaśmiał się.-Morgan jeszcze żyje.
-Ty powinieneś martwić się o swoje!-odparowałam,na co on tylko zaśmiał się.-no i z czego rżysz?
-To ty powinnaś się bać.
-Czego?Takiego frajera?Prosze cie Parker...nie rozśmieszaj mnie.
-Bądźcie cicho!-skarciła nas mama.-przez pięć minut bez wyzwisk.
-No ale się nie da pięć minut z tym...-zaczęliśmy mówić w tym samym czasie,ale mama uciszyła nas gestem ręki.
-Pięć minut.-powtórzyła.Gdy zapanowała cisza uśmiechnęła się.-świetnie.Tak ma być.
W tym momencie James przechodząc obok mnie nadepnął mi na nogę.
-AŁA!-zawyłam.-parker,uważaj jak łazisz!
-Miałaś być cicho!-syknął.
-Jak skoro taki pustak depta mi po stopach?!
-Jak masz takie wielkie to się nie dziwie.
-Czyli to pięć minut jest niewykolne.-powiedziała mama na co usłyszała od nas słowo NIE
Ich pomysł to pójście na plażę.Nawet mi się to spodobało.Przebrałam się w strój kąpielowy na który nałożyłam ubranie i wyszliśmy.Nuciłam sobie po drodze jakąś piosenke i o dziwo-nie dokuczaliśmy sobie na wzajem.Całą drogę się unikaliśmy.
Na plaży aż roiło się od ludzi.Niektórzy pływali,inni robili coś w piasku,opalali się,grali w siatkówke lub rzucali frieesbie oraz spacerowali.
Rodzice rozłorzyli koc i zaczęliśmy się rozbierać.Ściągnęłam krótkie spodenki,ale widząc,że James obserwuje mnie zachrząkałam.Od razu zrozumiał.Podniósł ręce do góry i odwrócił się tyłem do mnie,a ja ściągnęłam podkoszulek.Nie lubiałam rozbierać się przy kimś.
-Idę do wody.-zawiadomiłam i ruszyłam w stronę morza czując pod stopami ciepły piasek.Musiałam zwinnie omijać ludzi.W końcu weszłam stopami do morza.Była zimna,więc stopniowo-powolutku wchodziłam coraz głębiej.Byłam już zanurzona do pasa.Jeszcze tylko troszke wyrzej.Chyba dla każdego woda-nawet bardzo ciepła początkowo jest zimna.
Nagle obok mnie przebiegł James.Nie zapowiadało się dobrze.Krzyknął tylko "frajerka" po czym ochlapał mnie i już nie musiałam wchodzić dalej,bo byłam cała mokra.
-Parker idioto!-krzyknęłam.Nie lubiłam gdy ktoś ochlapywał mnie znienacka.Ale on już pływał popisując się jak świetnie to umie robić.
Nagle usłyszałam czyiś oddech przy sobie:
-Cześć.-szybko odskoczyłam oparzona,ale uśmiechnęłam się.

-Zack.Cześć.Przestraszyłeś mnie.
-Sorki.-powiedział z uśmiechem.Jego ciało było cudowne.Widać,że chłopak ćwiczy.Każdy mięsień był wyraźnie wyrysowany.Cudowny widok dla każdej nastolatki.
-Co tu robisz?-spytałam chcąc poruszyć jakiś temat.
-Pływam.-powiedział z uśmiechem.-sama jesteś.
-Nie.Niestety.-odpowiedziałam.Nagle podpłynął do mnie James.Jeszcze jego brakowało do szczęścia.Zrozumcie ten sarkazm.
-Znowu ty?-burknął James.
-Spieprzaj z tąd Parker!-warknęłam.
-Słyszałeś dziewczyne?-odezwał się Zack.-spieprzaj.
-Bo?Wolny kraj,mogę robić co chce.
-Do idź popływać,a nie stój koło mnie.-burknęłam niemiło.
-Jak chcesz.-James wzruszył ramionami.-ale ja bym na niego uważał.-powiedział mi do ucha,a mnie przeszedł dreszcz.Odpłynął,a ja zostałam sama z Zackiem.
-Twój chłopak?-na te słowa zaśmiałam się.Chłopak?Randka?Razem?Te słowa zawsze mnie rozśmieszały.
-Przeciwnie.Wróg.
-I dlatego jesteś z nim na wakacjach?
-Długa historia.-westchnęłam.-nie chce z nim być,ale cóż...taki los.
-Współczuje.-powiedział z uśmiechem.-muszę już lecieć.Miło było.Kiedyś się spotkamy to cie oprowadze.

Pomachałam mu gdy chłopak odchodził.Boże.Jego ciało było cudowne!Zaczęłam sobie pływać na brzuchu i na plecach.Timmy i Pitter w kółkach do pływania siedzieli sobie koło wody zanurzeni tylko do stóp i grzebali w mokrym piachu.
Troche zziębnięta poszłam na koc.Mama opalała się,a Dylan gdzieś popłynął na materacu.Okryłam się ręcznikiem i wzięłam z koszyka bółka z serem i pomidorem.Po chwili przyszedł też James.Boże,łazi za mną czy co?
-Co?Poszedł już?-spytał siadając do mnie.-wystraszyłem go?
-Spadaj!-warknęłam.-i nie wtrącaj się w moja życie.
-Kto poszedł?-odezwała się moja mama leżąc na leżaku.
-Jakiś chłopak.-powiedział James z uśmiechem.
-Poznałaś chłopaka?.pisnęła uradowana mama.

-Co?Nie!-krzyknęłam i zwróciłam się do James'a:-a ty zamknij ryj Parker.-później znów do mamy:-gadaliśmy tylko.
-Tak zawsze się zaczyna.Na początku gadka szmatka,a później miłość.-mówiła mama z uśmiechem.-albo druga teoria.Nienawiść i miłość.

Spojrzeliśmy na siebie z James'em.
-Nie.-powiedzieliśmy w tym samym czasie.
-Czemu nie?-spytała zdziwiona mama.Bez słowa wskazałam na mnie i James'a.-a,że chodzi o was.-brawo,udało jej się zgadnąć.Należy jej się jakiś medal.-to wy jesteście wyjątkiem.Chociaż może kiedyś....
-NIE!FUJ!-przerwaliśmy jej.
-Ja nie dałabym rady być z nim!
-A ja z nią!
-Okey,jak chcecie.-westchnęła kobieta.Po chwili na kocu usiedli Pitter z Timmym.Przykryli się kocami i zaczęli robić zamek z piasku.Ja opalałam się pozwalając,żeby woda wysuszała się z mojego ciała.James znowu poszedł pływać.I dobrze.Mam chwile dla siebie.Gdy zjawił się Dylan zaczął jeść kanapki,ale zaraz znów gdzieś poszedł.
-Mamo,mogę iść się przejść?-spytałam.
-A nie zgubisz się?
-Nie.Spokojnie.Mam w razie czego klucz do domu i telefon.
-Dobra.Idź.

Załorzyłam na suche już ciało ubrania i wyszłam z plaży.Przez długi czas wciąż słyszałam krzyk ludzi i szum morza.Później to ucichło gdy weszłam do miasta.Ale tam też był gwar.Ludzie przepychali się,każdy chciał sprzedać swój towar.Rozglądałam się za fajnymi rzeczami gdy poczułam czyjąś ręke na swoich plecach.
-Znowu się spotykamy.-wyszeptał mi do ucha Zack przez co się uśmiechnęłam.
-Tak.Przepraszam cie za James'a.To frajer.
-Spokojnie.Nie takich już poznawałem.To co?Obiecałem coś,prawda?
-Co?

-No,że pokażę ci miasto.Chodź.-chwycił mnie za nadgarstek i pociągnął,a ja pobiegłem za nim.Przez ponad godzine spacerowaliśmy.Zack pokazywał mi najpiękniejsza miejsca w okolicy.Rzeczywiście było ślicznie.Poznawałm wiele miejsc do któych na pewno będe wracać.Na koniec zabrał mnie na kawę.
-No a jak wakacje?
-Najlepsze na świecie.-powiedziałam biorąc łyk parującej kawy.Zack zaśmiał się.
-Wiedziałam.Każdy wyjeżdża z tąd albo ze smutkiem albo z wielkim szczęściem,że tu był.
-To ja wyjade ze smutkiem i szczęściem.Ale za rok na pewno tu przyjadę.
-Mam nadzieje.Ale spokojnie,jesteś tu dwa tygodnie,tak?Do piero twój drugi dzień.Masz jeszcze tyle do zwiedzenia.
-Nie pokazałeś mi wszystkiego?-spytałam.
-Coś ty.Tego jest za wiele.Ale jak chcesz...
-Pewnie,że chce.Ale nie dzisiaj.Troche bolą mnie nogi.
-Jasne.Rozumiem.-powiedział i zaśmiał się.-ale i tak jesteś wielka.Pokazuje wielu osobą to miejsce,ale nie każdy chce tylko łazić.
-Mi to nie przeszkadza.Lubie spacery.-powiedziałam.
-No to fajnie,bo jeszcze duużo miejsc musze ci pokazać.
Uśmiechnęłam się.Wspaniale się bawiłam gdy Zack oprowadzał mnie i opowiadał o historiach owego miejsca.Cudowną chwile zepsuł SMS od mamy,żebym już wracała.
-Muszę już iść.-powiedziałam.
-Już?Szkoda.
-Wiem,ale na prawdę muszę.Jutro się spotkamy.
-No pewnie,że tak.-uśmiechnął się do mnie,a ja wyszłam z kawiarni i zaczęłam kierować się w strone domu.

Wakacje z kretynemDonde viven las historias. Descúbrelo ahora