10

43.4K 1.6K 362
                                    


Godzina 23:00.A za oknem wciąż pada.BA!Leje jak scebra.Słysze tylko jak deszcz stuka o rynne i o parapet oraz jak wiatr przewraca drzewo które stuka o moje okno.I na dodatek doszła burza.Świetnie.Zakryłam się kołdrą gdy usłyszałam trzask.Później się rozbłysło więc przykryłam się cała kołdrą.Bardzo bałam się burzy.Bałam jak cholera.
-Parker.-wyszeptałam.-Parker,obudź się.
Ten tylko coś mruknął,ale nadal spał jak zabity.
Odkryłam się tak,że widać mi było tylko oczy po czym spojrzałam w okno.Usłyszałam znowu potężny grzmot.Zerwałam się z łóżka i zaświeciłam światło.
-Co ci Morgan?-spytał James rozespanym głosem.Zauważył,że cała się trzese patrząc na błyskawice za oknem.-boisz się burzy?-spytał siadając.
-Ja?Nie...nigdy.-odparłam posyłając mu uśmiech,ale gdy usłyszałam kolejny grzmot cofnęłam się i pisnęłam.James zaśmiał się cicho.
-Boisz się burzy.-powtórzył.
-No i co?Będziesz się śmiać?
-Nie.Skąd ci to przyszło do głowy?Też się bałem burzy jak byłem dzieckiem.
-Ale ty byłeś dzieckiem.Ja jestem prawie dorosła i umieram słysząc burze!
-To siadaj koło mnie.-powiedział robiąc mi na łóżku wolne miejsce.Pokręciłam głową na NIE
W tym momencie usłysałam kolejny huk.Pisnęłam i razem z kołdrą wskoczyłam do łóżka Jamesa.Nie wiedziałam co robie.Zbyt się bałam.Ten tylko zaśmiał się i zapytał:
-Czemu boisz się burzy?
-Sama nie wiem.Może dlatego,że gdy miałam dziesięć lat pojechałąm na rower z kuzynką.Byliśmy daleko od domu gdy zaczęło padać,a później byłą burza.Piorun trzasnął tuż obok nas.Zaczęliśmy uciekać na rowerach.Moja kuzynka została porażona,bo miała telefon przy sobie.Ja na szczęście zostawiłam go w domu.Trafiła do szpitala,ale przeżyła.
-Ale jesteś w domu.Tu ci nic nie grozi.-powiedział z uśmiechem.
-Wiem,ale...mimo to i tak się boje.To było okropne.-czułam jak łzy napływają mi do oczu.-później Ashley musiała mieć rehabilitacje i częste wizyty w szpitalu.
-A tobie nic się nie stało?
-Ja miałam szczęście.Ale Ashley nie.
-Miała.-poprawił mnie.-przecież przeżyła.
W tym momencie nastąpił kolejny grzmot,a ja schowałam się pod kołdrę z piskiem.

JAMES
Uśmiechnąłem się pod nosem widząc jak Kim przeraźliwie boi się burzy.To prawda-nienawidze ją,ale to nie znaczy,że nie mam serca.Współczuje jej.Jest mi jej żal,że tak cholernie boi się burzy.Widać,że cała się trzęsie.
-Może o niej nie myśl.-powiedziałem.
-Ł...łatwo ci mó...mówić.-jąkała się.-gdy na polu błyska się i widać pioruny to nie tak łatwo być spokojną.

Wstałem z łóżka,podeszłem do okna i zasłoniłem żaluzje,a później połorzyłem się obok niej.
-Teraz nie będziesz widzieć błyskawic.
-Dziękuje,ale wciąż widze,że się błyska.
-Pomyśl,że to...ludzie którzy zapalają na zewnątrz światła.Od razu będzie ci lepiej.

Kim spojrzała na mnie przestraszonymi oczami i spytała:
-Ty nigdy się niczego nie bałeś?
-Nie.
-James....
Spóściłem wzrok,a po chwili na nią spojrzałem.
-Gdy byłem mały strasznie bałem się ciemności.To dlatego,że kiedyś oglądałem horror gdzie potwory straszyły pod łóżkiem i w szafie.Gdy było ciemno zaczynałem płakać bojąc się,że w moim pokoju są potwory.Moja mama musiała do mnie cały czas wstawać,albo ja biegłem do niej.Gdy słyszałem jakiś szelest od razu wpadałem w histerie.
-Teraz się nie boisz?-spytała.
-Kiedyś moi rodzice kupili mi pluszaka.Zwykły pluszak,ale powiedzieli,że on jest specjalny do odstraszania potworów.Że dzięki temu potwory uciekną i nigdy nie będą mnie straszyć.Od tej pory spałem spokojnie.
-Wow.Twoi rodzice mieli niezły pomysł.
-Wiem.-odpowiedziałem z uśmiechem.-dzięki nim już się nie boje.A mój pluszak...chociaż ciężko to powiedzieć wciąż siedzi w moim pokoju.Co prawda już troche poszarpany,bez łapki i jednego oka,ale jest.-spojrzałem na nią i uśmiechnąłem się.Kim spała....nawet słodko.Przykryłem ją kocem i spojrzałem na okno.Nie widziałęm piorunów,słyszałem tylko grzmoty,deszcz i widziałem jak się błyska.Później zasnąłem.
KIM
Obudziłam się wcześnie rano przykryta kocem.Byłąm pewna,że zasypiałam przykryta tylko do nóg,a nie cała.Spojrzałam obok siebie gdzie spał James.Więc to nie mył sen.Na prawdę z nim spałam...fuj.Chociaż...teraz jak na niego patrze wygląda całkiem uroczo i niewinne.Włosy które leżą na jego twarzy i poduszce ma rozczochrane,jedną ręke ma zrzuconą z łóżka,drugą na sobie.Uśmiechnęłam się cicho i wstałam,aby odsłonić żaluzje.Za oknem widziałam ślady po deszczu.Na betonie były duże kałuże,trawa też była mokra tak samo jak rynny i parapet.Ale świeciło słońce,więc wiedziałam,że kałuże powinny zaraz zniknąć.Zapowiadało się dzisiaj na ładną pogode.
-Co ty robisz?-usłyszałam zachrypnięty głos James'a,więc odwróciłam się w jego stronę.Widać,że nie dawno wstał.
-Patrze przez okno.-odpowiedziałam jakby to było najprostsza rzecz na świecie.
-Wiem,ale chodzi mi o to czy...musisz się tak wypinać?

Do piero teraz zauważyłam,że stoje oparta o parapet i rzeczywiście James miał racje.
-Zboczeniec.-warknęłam rzucając w jego stronę poduszke.Ten tylko się zaśmiał.
-Co?Już nie boisz się burzy?-zapytał.
-Jak mam się bać burzy skoro jej nie ma?-burknęłam zażenowana.
-Wiesz jak się wczoraj do mnie tuliłaś?-spytał poruszając dwuznacznie brwiami.

-Co?Ja do ciebie!?-zaczęłam panikować.Nie pamiętam,żebym się do niego tuliła.Może to przez sen?Ze strachu?Albo...może coś piłam.
-Żartuje.-zaśmiał się.-nie denerwuj się tak.
Warknęłam tylko i usiadłam na swoim łóżku.
-Jestem głodna.-powiedziałam po chwili.
-Wiesz...ja chyba też.
-No to się ubieraj.-burknęł zirytowana.-i idziemy do jadalni.
-A nasi rodzice?
-Pewnie śpią.Pójdziemy sami.Nie będziemy na nich czekać.
Wzięłam ubrania i poszłam do łazienki.Ubrałam moje ulubione krótkie spodenki z ćwiekami i do tego błękitny podkoszulek z buldogiem.Kocham buldogi i kiedyś chciałabym mieć takiego.
Włosy związałam w wysokiego koka,a ponieważ było gorąco zrobiłam też lekki makijaż który ograniczył się tylko do maskary i szminki.Wchodząc do pokoju oczywiście musiałam zastać James'a bez koszulki.Chciałam odwrócić wzrok,ale nie potrafiłam.Miał dobrze wyrzeźbione ciało.Wiele chłopców marzyłoby o takim ciele.
-Mam się nie ubierać?-spytał z usmiechem widząc jak się mu przyglądał,dlatego od razu odwróciłam wzrok.
-Ubierz się szybciej.Głodna jestem.-warknęłam.
James ubrał krótkie spodenki i koszulke z napisem "Bad boy".
-Idziemy?-spytał i w tedy zauważyłam,że nadal się na niego patrze.Boże!Co ze mną?Pokręciłam głową i szybko ruszyłam za nim.-cicho.-powiedział szeptem widząc jak nasi rodzice śpią.Wzięłam moje trampki w ręce i na boso zaczęliśmy zakradać się do drzwi.Niestety-zważywszy na to,że jestem pechowcem i niezdarą potknęłam się o cos.James który stał przodem do mnie złapał mnie.To dobrze,bo gdybym upadła wszyscy by nas słyszeli.
-Możesz troche uważać?-szepnął.
-Sorki.-po tych słowach wyszliśmy z pokoju.Tam ubraliśmy na spokojnie buty i poszliśmy na dół.Czując przepyszne zapachy wiedziałam,że kucharki dzisiaj się postarały.A mój brzuch był coraz głośniejszy.
-Sałatki.-powiedziałam podchodząc do bufetu.
-Zwariowałaś?!-syknął James.
-A tobie co?
-Zobacz.-wskazał na pyszne naleśniki z różnymi dodatkami.-chcesz jeść sałatki gdy czekają na ciebie takie pyszności.
-Wiesz...odchudzam sie...-po tych słowach James wybuchnął niekontrolowanym śmiechem zwracając tym sposobem uwage innych.-a tobie co?

-Prosze cie dziewczyno.Jesteś szczupła.Niejedna laska chciałaby mieć taką figure,a ty się odchudzasz?-i znów zaczął się śmiać.
-Wiesz...chce być jeszcze chudsza.
-To jedz waciki nasączone wodą,albo wafle ryżowe!-zażartował.-a będziesz już tak chuda jak patyk.Teraz uważam,że jesteś za chuda.

-Więc co proponujesz?-spytałam.James chwycił mnie za ramiona i zaprowadził w inne miejsce.-zjedz naleśniki.Uwierz mi,naleśniki są zawsze pyszne.
-Sama nie wiem...
-Patrz ile masz dodatków.
-W sumie...nie zaszkodzi.-uśmiechnęłam się i zaczęliśmy nabierać sobie naleśniki.Ja zjadłam dwa.Dodałam do środka bitą śmietane i banany,a na wierzch polałam czekoladą.Później usiedliśmy do stołu.James miał racje,a rzadko to mówie.Boże!one były najlepsze na świecie.
-Rzadko to mówie,ale masz racje.-powiedziałam kończąc pierwszego naleśnika.
-Mówiłem?Naleśniki rządzą!Są najlepsze na świecie!
-Ale oczywiście musisz być brudny.-zauważyłam z uśmiechem podając mu chusteczke.-dlaczego naleśniki nie mogą być codziennie?
-I tu się z tobą zgadzam.-powiedział.
-Idę po jeszcze.-odpowiedziałam biorąc talerz i wstając od stołu.
-I to rozumiem mała!-odezwał się James z wielkim uśmiechem.

Wakacje z kretynemWhere stories live. Discover now