12. Fundament cz. 2

1.3K 136 31
                                    

Nie miał pojęcia kim jest ten shinobi ani co robi, ale Szakal miał rację — rzucał się w oczy na swój cichy sposób. Na suficie leżał z nogą na nodze wysoki mężczyzna w średnim wieku. Co ciekawe nie tylko on opierał się sile i potędze grawitacji, lecz również jego ubranie, włosy i niczym nieprzytrzymywane stronie książki, którą trzymał w bardzo luźnym chwycie. Jednak to nie było w nim najdziwniejsze.

Każdy szanujący się ninja, czy też jak kto woli shinobi, powinien mieć na sobie ubranie przede wszystkim wygodne, lekkie, zdatne do cichego poruszania się, lub ciężkie, przystosowane do przyjmowania na siebie mocnych ciosów. Pal sześć z kolorystyką! Sam Uzumaki nie przestrzegał zasady prawiącej jakieś głupoty o maskujących odcieniach! Ale to... To coś złamało pierwszą i najważniejszą regułę.

To nie był strój do walki.

Było to składające się z trzech warstw, uroczyste kimono w ciemnym odcieniu fioletu wchodzącego w czerń z dość obszerną ilością materiału spoczywającego na ziemi. To znaczy suficie. Na pierwszy rzut oka można było stwierdzić, że tkanina jest delikatna i podatna na każdy możliwy czynnik, na jaki tylko może natrafić ktoś z jego profesji. Poza tym nawet chodzenie w tym tak, by nie potknąć się o własne nogi i nie nadepnąć na materiał było pracochłonną sztuką samą w sobie, a co dopiero walka.

I w pewnym momencie Naruto już sam nie wiedział, co było większą oznaką głupoty — ten ubiór, czy przeklęty, trzymetrowy, czarny warkocz, który jakimś cudem spokojnie spoczywał na sklepieniu. I jakby tego było mało, to czytał Icha Icha.

Plaga stulecia — pomyślał, powstrzymując uśmiech na myśl, że też padł ofiarą tej choroby.

Mężczyzna podniósł (lub opuścił, trudno stwierdzić, kiedy ma się tak różne perspektywy) wzrok znad trzymanego tomu. W mgnieniu oka znalazł się na dole, najzwyczajniej w świecie wybijając się rękami i zeskakując na podłogę. Pomimo że on wylądował lekko, gruby warkocz uderzył z głuchym łoskotem o posadzkę, podnosząc tumany kurzu. Jego upadek jednak nie odebrał mu majestatu, który wytworzył, układając się spiralą wokół właściciela. Można wręcz było stwierdzić, że w paradoksalny sposób dodawał shinobi powagi i mocy. Wydawało się wręcz, że bez niego zdawałby się zwykłym mężczyzną o delikatnej, w dzisiejszych czasach rzadko spotykanej urodzie.

Długa twarz o dobrze widocznej linii szczęki była stosunkowo wąska i posiadała tak dostojne w swej subtelności rysy, że można było go wziąć za jednego z lordów feudalnych, lub bawidamka ze szlachetnym rodowodem. Miał długie rzęsy i brwi wygięte w łagodny łuk. Z łatwością można było sobie wyobrazić go wśród kobiecego grona.

Mężczyzna otworzył czarne oczy, unosząc pochyloną ku ziemi twarz. Dopiero teraz dało się zobaczyć, że jego włosy wraz z rzęsami mieniły się fioletowym odcieniem, nadając majestatu bladej jak kość słoniowa cerze. Czarne oczy pomknęły automatycznie ku Uzumakiemu jakby ich właściciel wyczuł, że jest obserwowany. Zmierzył go zaciekawionym wzrokiem.

— Dziękuję Wole, możesz odejść — po tych słowach chłopak skłonił się nisko w jego kierunku, a następnie o wiele płycej w stronę blondyna, by zniknąć w labiryncie ludzi. — Oficjalny jak zawsze — rzucił na rozluźnienie. — To z czym do mnie przychodzisz?

— Mam list... — zaczął, lecz od razu urwał, widząc jak brunet, o ile można go tak nazwać, każe mu przestać ruchem dłoni.

— Ja nie gryzę, podejdź — chłopak bezzwłocznie wykonał polecenie, w drodze zauważając, jak wysoki jest jego rozmówca oraz co schował między połami materiału — ninja-too*. Na pewno miał coś około dwóch metrów. Wydawał się spokojny i niegroźny. Można wręcz powiedzieć, że był swego rodzaju łagodnym gigantem. A przyjemniej tak mogłoby się wydawać.

Vampire Story || Naruto [PL]Where stories live. Discover now