25.

26.8K 1K 38
                                    

Byłam tak bardzo zmęczona weekendem w Londynie, że większą część lotu przespałam. Obudziłam się, kiedy byliśmy już niedaleko Nowego Jorku, a ja nie marzyłam o niczym innym niż położyć się w wygodnym łóżku. W Ameryce jeszcze nie było wschodu Słońca, dlatego czułam się trochę, jakbym cofnęła się w czasie. Z drugiej strony cieszyłam się, że skoro wciąż była tutaj noc to mogłam iść jeszcze spać.
Odwróciłam się do Harrego, który standardowo pracował na laptopie. Kiedy zobaczył, że się przebudziłam, spojrzał na mnie i lekko się uśmiechnął.
- Hej. - powiedziałam krótko.
Musiałam wyglądać tragicznie po tak długiej podróży. W dodatku miałam na sobie makijaż z poprzedniego dnia, więc na pewno zdążył rozmazać się po całej twarzy, kiedy spałam.
- Dzień dobry w Ameryce. - odparł zadowolony.
Chyba sam cieszył się na powrót do domu. Widziałam, że ciężko było mu zostawić za sobą Anglię, ale widać też było, że to tutaj czuł się lepiej.
- Wreszcie w domu. - mruknęłam, przeciągając się na tyle ile pozwalało mi ciasne miejsce.
- Było aż tak źle? - zażartował, a mnie zdumiewał jego dobry humor. To było rzadkie zjawisko.
- No cóż.. - zaczęłam. - Twoja mama jest naprawdę wspaniała. Z kolei twój tata trochę mnie przeraża. - powiedziałam szczerze, a on się roześmiał.
- Przepraszam za niego, Flore. Zdaję sobie sprawę, że potrafi onieśmielić człowieka. - przyznał szczerze.
- To nie twoja wina. Poza tym naprawdę mi się podobało.
- Cieszę się. - odparł krótko i wrócił wzrokiem do swojego komputera.
Westchnęłam i odwróciłam się do małego okienka. Mogłam rozpoznać już Nowy Jork i most Brookliński, który w nocy wyglądał zjawiskowo przez oświetlenie na nim.
Niedługo potem wylądowaliśmy. Dłużąca się w nieskończoność odprawa sprawiła, że znowu byłam zmęczona. Za oknami już prawie świtało, ale nie bardzo mnie to interesowało. Chciałam tylko łóżka. Mojego łóżka, masy poduszek i miękkiej pościeli, pachnącej moim domem.
- Znowu zaśniesz na stojąco? - zapytał Harry, rozbawiony moim stanem.
- Bardzo możliwe. - odparłam i akurat zebrało mi się na przeciągłe ziewnięcie, które potwierdziło tylko moje zmęczenie.
Taksówka czekała już na nas przed budynkiem lotniska, a ja szybko zanurzyłam się w jej ciepłym wnętrzu. Skuliłam się na siedzeniu i oparłam o drzwi, aby uciąć sobie drzemkę, wiedząc, że do mojego mieszkania na Brooklynie jest jakieś pół godziny drogi. W samochodzie cicho grała muzyka, sprawiając tylko, że łatwiej było mi usnąć.
Poczułam, jak ktoś trząsa moim ciałem i próbuje mnie obudzić. Otworzyłam zaspane oczy i zobaczyłam Harrego, stojącego przy samochodzie.
- No chodź, zaraz się położysz do łóżka. - powiedział, a jego głos wydawał się być bardzo spokojny.
Wyszłam z taksówki, która szybko odjechała, gdy tylko stanęłam na ulicy. Chciałam zatrzymać ją dla Harrego, ale zdałam sobie sprawę, że nie stoimy pod moim domem. Spojrzałam na chłopaka, który od razu zrozumiał dlaczego miałam na twarzy wymalowany znak zapytania.
- Nie dyskutuj. - powiedział krótko, zamykając mi usta.
Byłam za bardzo zmęczona na kłótnie, więc po prostu poszłam za nim. Jego mieszkanie było bliżej lotniska, więc właściwie mogłam się spodziewać, że mnie tu zabierze.
Od razu pomaszerowałam do jego sypialni. Jeśli miałam spać u niego, to niech sobie nie myśli, że zadowolę się twardą kanapą. Potrzebowałam łóżka. Rzuciłam się na nie i wydobyłam z siebie dźwięk zadowolenia. Usłyszałam za sobą pomrukiwanie chłopaka, ale nie przejęłam się nim.
- Rozbieraj się. - powiedział, sprawiając że przewróciłam się na plecy i spojrzałam na niego podejrzliwie.
Miał naprawdę rozbawione spojrzenie i nie mogłam zrozumieć jego zmian nastroju. Raz wydawał się być zmęczony mną i miałam wrażenie, że byłam kulą u jego nogi, a za chwilę bawiło go wszystko co robiłam i miał to zaczepne spojrzenie.
Przemyślałam jego słowa i postanowiłam wprawić go w zdumienie, zabierając się za rozpinanie rozporka. Na jego oczach zaczęłam ściągać swoje ciasne jeansy, a on wprost nie mógł oderwać ode mnie swojego spojrzenia. Jeden-zero. Znowu. Następnie przeciągnęłam swoją koszulkę przez głowę i zostałam w samej bieliźnie.
- Teraz lepiej? - spytałam ironicznie, a kiedy spotkałam się z nim wzrokiem, moje serce mocniej zabiło, a ja dosłownie mogłam je usłyszeć.
Harry przyglądał mi się palącym wzrokiem, a jego usta były zaciśnięte w wąską linię. Wyglądał, jakby dobry humor nagle go opuścił, a to sprawiło, że nie czułam się już tak pewnie, jak przed chwilą. Byłam głupia, myśląc, że mogłam go sprowokować.
Zdziwiłam się, kiedy zaczął iść w moją stronę, a moje oczy z pewnością zwiększyły dwukrotnie swój rozmiar. Harry zatrzymał się przy komodzie i wyjął z niej jedną koszulkę, którą rzucił w moją stronę. Byłam zbyt rozkojarzona nim, żeby móc ją chwycić, dlatego opadła na moje kolana.
- Teraz będzie lepiej. - odezwał się niskim głosem, na dźwięk którego dostałam gęsiej skórki.
Pospiesznie ubrałam na siebie jego koszulkę i schowałam się pod kołdrę, przykrywając się nią po samą brodę. Zanim zasnęłam myślałam jeszcze o tym, że powinnam wziąć sobie jakiś urlop od mojego cudownego męża, ponieważ dzieliłam z nim ostatnio zbyt wiele mojego czasu. Postanowiłam wyspać się, a potem od razu wziąć swoją walizkę i pojechać do swojego mieszkania. Nie wiedziałam czy wciąż było w nim bezpiecznie, ale nie mogłam się dłużej ukrywać. Shane zniknął, nie wiadomo gdzie, więc nie tylko w mieszkaniu było niebezpiecznie. Gdyby chciał, mógłby mnie zaskoczyć gdziekolwiek bym poszła.
Obudziłam się naprawdę wypoczęta, a to przełożyło się na mój dobry humor. Harry zasnął obok mnie, odwrócony do mnie plecami. Słyszałam tylko jego ciche pochrapywanie, więc stwierdziłam, że jeszcze sobie pośpi. Ja nie miałam zamiaru marnować czasu. Było już po trzynastej, a mój żołądek wołał o jedzenie. Wstałam z łóżka i pierwsze co, to odsłoniłam zasłony. Od razu w pokoju zrobiło się jasno, dzięki promieniom słońca, które wpadały do środka. Wzięłam swój telefon i sprawdziłam wiadomości. Morgan chyba zmartwiła się moim brakiem odzewu i nieobecnością w pracy, bo miałam od niej dwa nieodebrane połączenia i jedną wiadomość:
Myślałam, że wracasz w niedzielę! Dlaczego nic nie powiedziałaś? Wszystko w porządku?
Odpisałam jej, że wróciłam niedawno i wzięłam sobie dodatkowy dzień wolnego. Nie wyobrażałam sobie iść dziś do pracy, kiedy wróciliśmy kilka godzin temu z Europy. A dzięki Harremu nawet nie musiałam sama niczego załatwiać. Jakiś plus w tym całym bagnie.
Byłam głodna, a Harry nie miał zbyt wielu rzeczy w lodówce. Znalazłam na szczęście najprostsze składniki, z których mogłam usmażyć naleśniki.
Włączyłam playlistę w moim telefonie, nastawiając głośność na tyle, aby nie obudzić chłopaka w sypialni i zabrałam się za robienie jedzenie. Dobrze, że robiło się je dość szybko, inaczej chyba zjadłabym surowe ciasto. W międzyczasie zrobiłam też kawę w ekspresie, który był tak skomplikowany, że parę minut zajęło mi jej robienie. Kiedy smażyła się ostatnia porcja okrągłych placuszków, wciągnęłam się w najnowszy hit Aronchupa i śpiewałam do drewnianej łyżki, że mam lamę w swoim salonie. Wzięłam patelnię do ręki i odwróciłam się, żeby wyłożyć placki na talerz. O mało co nie upuściłam jej, kiedy wystraszona niespodziewanym widokiem Harrego, podskoczyłam w miejscu. Chłopak po prostu stał z cynicznym uśmiechem na twarzy i przyglądał mi się, jak robię z siebie idiotkę.
- Cześć. - powiedziałam i odchrząknęłam, udając że nic się właśnie nie wydarzyło.
- Cześć. - odpowiedział, brzmiąc na rozbawionego.
Podszedł bliżej, siadając przy jednym ze stołków przy kuchennym aneksie. Postawiłam przed nim talerz z naleśnikami i kubek gorącej kawy. Tym razem to ja byłam rozbawiona jego zdumionym wyrazem twarzy.
- Jednak warto było się obudzić. - skomentował. - A już byłem zły, że mnie obudziłaś.
- Przepraszam. Naprawdę nie chciałam. Starałam się nie być zbyt głośno. - wytłumaczyłam, ale przerwałam, kiedy zaczął się śmiać.
- Flore, spokojnie. Tylko żartowałem.
Bardzo śmieszne. Normalnie żart roku.
- Ciężko cię wyczuć. - burknęłam, siadając na krześle obok niego.
- Co masz na myśli? - spoważniał, zainteresowany moimi słowami.
Wzięłam do buzi kęs naleśnika i wolno przeżuwałam, aby nie musieć mu odpowiadać. Czułam, jak się we mnie wpatrywał, wyczekując aż rozwinę swoją myśl.
- Mam na myśli twoje humory. Jesteś  najbardziej skomplikowaną osobą jaką znam. - odparłam.
Zmarszczył brwi w zdziwieniu, bo wciąż nie wiedział o co dokładnie mi chodziło.
- W jednej chwili wydajesz się być skłonny do żartów, możemy normalnie porozmawiać i naprawdę miło spędzić czas, a za chwilę traktujesz mnie dosłownie jak gówno. - wyrzuciłam z siebie, wprawiając go w zdumienie. - No nie patrz tak na mnie.
- Nie traktuję cię jak gówno. - bronił się, jakby oburzony moimi oskarżeniami.
- Ale wciąż masz mnie tylko za złodziejkę, która błagała cię o litość, co nie? - spytałam z sarkazmem, dając mu do zrozumienia, że słyszałam dokładnie co mówił o mnie Niallowi.
Chyba go to zaskoczyło, bo zaniemówił. Wbił wzrok w swój talerz i jak to miał w zwyczaju, analizował wszystko w swojej głowie.
- To nie tak. - powiedział po chwili. - Po prostu nie chcę tego komplikować.
- Czego komplikować? - wzburzyłam się. - Nie możemy po prostu traktować się, jak dwoje szanujących się ludzi? To dla ciebie takie trudne?
- Nie byłoby trudne, gdyby nie ty! - zdenerwował się i uderzył dłońmi o blat stołu.
Spojrzałam na niego skonsternowana jego wybuchem. My nie potrafiliśmy się dogadać. Za każdym razem, kiedy napotykaliśmy problem, każde z nas denerwowało się i wychodziła z tego wielka kłótnia.
- Gdyby nie ja? - zdumiona, przyłożyłam dłoń do klatki piersiowej.
- Kiedy traktuje cię z dystansem, jest po prostu łatwiej. - chwycił za widelec, ale nawet nie miał zamiaru zabrać się za jedzenie.
- O czym ty mówisz? - dopytałam.
- Nie chcę, żebyś za dużo sobie wyobrażała. Jestem twoim naczelnym i gdyby nie ten układ między nami, nie spędzilibyśmy razem tego czasu. - powiedział coś, co już raz usłyszałam z jego ust.
- Nie musisz mi tego ciągle powtarzać. - zabrzmiałam na urażoną, choć nie chciałam tego okazać.
- Chyba jednak powinienem. Może wtedy nie wyskakiwałabyś mi z jakimiś wyznaniami. - uniósł się, mówiąc to z przekąsem.
Nie wiedziałam co dokładnie mu wyznałam, ale przynajmniej wiedziałam, że byłam po prostu głupia.
- Może gdybyś nie dobierał się do mnie przy każdej lepszej okazji, to nie miałabym takiego bałaganu w głowie.
Wstałam ze swojego miejsca, ponieważ mimo głodu, straciłam ochotę na jedzenie. Chyba nie dane było mi zaspokoić swój żołądek. Nie kiedy miałam do czynienia z tym irytującym człowiekiem.
- Może gdybyś uważniej się przyjrzała, dostrzegłabyś, że jestem tylko facetem. To leży w mojej naturze.
- Oh. - zatrzymałam się w półkroku, kiedy zmierzałam do sypialni. - To był powód, dla którego zaciągnąłeś mnie do łóżka? - odwróciłam się do niego, wyczekując odpowiedzi.
- Może po prostu było mi cię żal. - prychnął.
Jego słowa zabolały mnie, jakbym została właśnie spoliczkowana. Były jak kubeł zimnej wody wylanej na głowę. Poczułam ukłucie w sercu, bo właśnie tam zakiełkowały moje uczucia do Harrego. Choć broniłam się przed tym, przez ten krótki czas przywiązałam się do niego. Być może dlatego, że dzieliłam z nim wielki sekret i połączyły nas problemy. Może dlatego, że zauważyłam w nim coś więcej niż tego gbura, którego widywałam tylko w pracy. Cokolwiek to było, miałam teraz pewność, że potrzebowałam się z tym uporać.
Wpatrywałam się w niego w miejscu przez dłuższą chwilę, powtarzając w głowie jego słowa jak mantrę. Po prostu było mu mnie żal. Kolejny punkt dla Harrego.
Musiałam się odwrócić, bo bałam się, że za chwilę się po prostu rozpłaczę. Nie obchodziła mnie już nawet moja walizka, której nawet nie było nigdzie na widoku, a ja nie miałam pojęcia gdzie była schowana. Wzięłam tylko swoje ubranie, które szybko na siebie założyłam. Koszulkę, w której spałam rzuciłam na łóżko. Nie miałam pojęcia, jak wyglądałam i nie obchodziło mnie to w tym momencie. Musiałam tylko wydostać się z tego mieszkania. W głowie przysięgałam sobie, że moja noga więcej tu nie postanie, a relacje między mną i Harrym powrócą na właściwy tor. Przecież nie musiałam spędzać z nim czasu dla tego układu.
Skierowałam się do drzwi wyjściowych, ignorując chłopaka, siedzącego ciągle w tym samym miejscu i grzebiącego w talerzu. Nie fatygowałam się z żadnym pożegnaniem, nie chciałam wyjść na jeszcze bardziej żałosną. Otworzyłam drzwi, jednak nie mogłam wyjść, bo na mojej drodze stanął wysoki mężczyzna ubrany w grafitowy garnitur. Stanęłam zdumiona wpatrując się w niego, kiedy on mierzył mnie bacznym i ciekawym spojrzeniem.

Wyjdź za mnie I HSKde žijí příběhy. Začni objevovat