ta kobieta to skarb

16K 2.1K 1.3K
                                    

– Celinko, słońce moje...

Dziewczyna odwróciła się na pięcie, słysząc wśród typowego gwaru podczas przerwy międzylekcyjnej, głos ukochanego. Mickiewicz stał, uśmiechając się perliście, tuż za nim zaś, jego najlepszy przyjaciel – Zygmunt Krasiński machał rękami w przeczącym geście, jakby to, co zaraz Adam miał powiedzieć, musiało być przez nią z góry potraktowane jako największe zło.

– Widzę, że czegoś potrzebujesz, bo pojawiłeś się podejrzanie szybko – skwitowała. – No, dawaj, o co chodzi?

– Korki z matmy, pilnie – zaczął, jednak szybko dodał – jeśli to nie problem, skarbie.

Celina westchnęła.

– Dzisiaj? – zapytawszy, dostrzegła dezaprobatę wymalowaną na twarzy Zygmunta. – Pysiek, znając ciebie, nie kojarzysz w ogóle, co robiliście na lekcjach, więc będzie ciężko – pokręciła głową lekko. – Kiedy macie ten sprawdzian?

– Właściwie to jutro...

– Adam!

Na ten krzyk Mickiewicz skrzywił się z niesmakiem.

– Kochanie... – podszedł do dziewczyny, objął ją lekko, jak to zawsze robią chłopcy, by zawstydzić Bogu ducha winną dziewczynę – ty jesteś taka zdolna, przecież masz rozszerzoną matmę...

Celina, mimowolnie czerwona na twarzy, spojrzała na Adama. Ten uśmiechał się w sposób specyficzny, jaki zapamiętała z dnia, gdy go poznała, a właściwie dnia, gdy prawie ją potrącił rowerem. On klął, ona krzyczała. Wszystko na środku jezdni, wśród trąbiących samochodów. A potem jakimś cudem zostali szkolnym symbolem bezgranicznej miłości.

– Nie mam pojęcia, o której kończysz, ale czekaj o piętnastej na parterze – Wzruszyła ramionami z trudem, gdyż Adam wciąż ją obejmował. – Dzięki za ostrzeżenie, Zygmuś – powiedziała z politowaniem w kierunku Krasińskiego – ale temu mężczyźnie jakoś ciężko się odmawia.

– Mnie tam idzie świetnie – odparł chłopak beznamiętnie.

– Tak właściwie – zaczęła Celina, spojrzawszy na Mickiewicza – co z tym całym pierwszakiem od bójki? Jakoś go ostatnio nie widuję, a od września rzucał mi się w oczy z powodu tych loczków. Urocze takie...

– Nie mam pojęcia i jakoś mnie to nie interesuje – skłamał Adam, na co Zygmunt prychnął.

Mickiewicz wciąż zamartwiał się stanem Juliusza (czego, rzecz jasna, na głos nie mówił), jednak Krasiński za dobrze go znał, by nie wiedzieć, co jest na rzeczy. Czasem widział, jak przyjaciel na lekcji przegląda messengera, wpisując dane Słowackiego. Definitywnie wahał się, czy napisać z zapytaniem, jak się czuje.

– Pewnie przechodzi rekonwalescencję o zamierzonych skutkach na tyle skutecznych, by nauczyciele niczego nie podejrzewali – podsumował ostatecznie.

Chwilę później dźwięk dzwonka polecił wszystkim wyruszenie pod klasę.

– Chodź, panie poeto, czwarte piętro czeka – Zygmunt nonszalanckim ruchem ręki wskazał na drzwi.

– Już pędzę, siewco fikcji fanowskiej dzieł Dantego.

– Szlag by cię, Adam, to tylko nawiązanie do tytułu!

Celina patrzyła na ich tonące w tłumie sylwetki.

Przymknęła oczy i skrzywiła się na myśl, że będzie musiała poświęcić wolny dzień.

Czego się nie robi dla miłości, pomyślała.

***

Adam siedział na ławce ze słuchawkami w uszach. Celina kończyła godzinę później, toteż musiał poczekać, a na szukanie produktywnej alternatywy nie miał ochoty. Myślał o tym, że jego dziewczyna zaczęła się mocniej malować. Nie przeszkadzało mu to nadzwyczaj, jednak miał wrażenie, że musiał być w tym zabiegu jakiś podtekst. W ogóle, ostatnio nie odpisywała mu na wiadomości, była synonimem roztrzepania, czy też pogubienia w każdym tego słowa znaczeniu. Dopiero dziś, widząc jej całkiem naturalne zachowanie, doszedł do wniosku, że dziwny stan prawdopodobnie minął.

Idealizm dla biednych || polski romantyzm AUOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz