ze skrajności w skrajność

14.3K 1.7K 1.3K
                                    


Dziewiąta dwadzieścia sześć.

Celina westchnęła z bezsilności, chowając telefon do plecaka. Nie mogła podarować Adamowi faktu, że nie obudził jej o właściwej godzinie. Sam zapewne pisał aktualnie sprawdzian z matematyki i oboje doskonale wiedzieli, że wkrótce dziewczyna będzie musiała przygotować go do poprawki.

Chwyciła plecak i wyszła z pokoju, mając wielką nadzieję, że nic ani nikt nie przeszkodzi jej w sukcesywnej ewakuacji. Niewielkim korytarzykiem szybko przedostała się do przedpokoju. Już wyciągnęła dłoń ku klamce, gdy usłyszała znajomy, żeński głos.

- O, kochanie, nareszcie wstałaś! Chodź tu szybko.

Lista przekleństw, które wymawiała w duchu, dłużyła się z niewiarygodną prędkością.

Wielbiła panią Mickiewicz jak największe bóstwo w ludzkiej postaci, ale w tym momencie doskonale przeczuwała skutki rozpoczęcia konwersacji. Była pewna, że Adam doniósł jej o wszystkim, nie pomijając szczegółów.

Stanęła w progu kuchni, gdzie została powitana promiennym uśmiechem.

- Przepraszam za kłopot - oznajmiła na wstępie. - Muszę wracać do bursy, żeby się ogarnąć, a potem pędzę na lekcje, więc nie mam zbyt wiele cza...

- Celinko. - Kąciki jej ust wciąż były uniesione. - Siadaj, ale już.

- Nie, naprawdę, nie mogę...

- Kochanie, nie lubię się powtarzać. - Dziewczyna wyczuwała napięcie w głosie swojej "teściowej", więc niechętnie wykonała polecenie.

Weszła do kuchni i zajęła miejsce, umieściwszy plecak przy krześle. Spojrzała na stół i zobaczyła duży kubek z herbatą oraz obszerny talerz kanapek. Na ten widok jej żołądek przypomniał, jak wiele czasu minęło od ostatniego posiłku.

- Herbata już wystygła, zrobię ci nową - powiedziała z troską pani Mickiewicz.

- Nie trzeba. - Ułożyła ręce w obronnym geście. - Naprawdę! Wypiję taką.

- Skarbuś, uspokój się i jedz kanapki.

- Czy wy rozmawiacie o jedzeniu? - usłyszały głos Aleksandra, który chwilę później stał w progu.

Miał na sobie piżamę. Rumieńce zdobiły jego twarz, a wzrok wskazywał na to, że wstał niewiele później od Celiny.

- Mierzyłeś temperaturę? - zapytała go matka.

- Mhm... trzydzieści osiem i cztery.

- Wracaj do łóżka, podłoga jest zimna - Celina zerknęła na stopy chłopaka, by stwierdzić, że tak jak się domyśliła ze słów pani Barbary, był boso. - Zaraz zrobię ci śniadanie.

Splótł palce swoich dłoni i poruszał nimi w dziękczynnym geście. Następnie odwrócił się i skierował do pokoju.

- Rano nie mógł się podnieść z łóżka - wyjaśniła pani Mickiewicz, przygryzając lekko dolną wargę. - Nie mam pojęcia, co mu dolega. Najprawdopodobniej grypa, chociaż znając zdolności kulinarne Adama, który miał zrobić mu obiad, możliwe, że się potruł.

Celina zaśmiała się cicho na tę myśl. Jeżeli przypalenie wody było sztuką, mogła uznać swojego chłopaka za pełnoprawnego artystę.

Zanim druga herbata była gotowa, dziewczyna zjadła trzy kanapki i czuła, że więcej nie jest w stanie przełknąć. Nie cierpiała, gdy jej ściśnięty żołądek odmawiał posłuszeństwa.

- Strasznie schudłaś - powiedziała pani Barbara, wzdychając ciężko. - Jesz coś w ogóle?

Dziewczyna prychnęła teatralnie, udając urazę.

Idealizm dla biednych || polski romantyzm AUOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz