konwenanse

13.4K 2K 1.2K
                                    

Juliusz zamknął za sobą drzwi, zdjął kurtkę, szalik i buty. Fakt, że nie słyszał jeszcze wyrzutu matki podsuwał mu na myśl cudowną wizję – być może w domu jest jedynie August.

Zerknął na otwartą szafkę, będącą miejscem przeznaczonym na buty. Uśmiechnął się z satysfakcją na widok pustego miejsca, gdzie powinny znajdować się szare botki Salomei. Gdyby się dowiedziała, że wyszedł, byłby, najdelikatniej to ujmując, martwy.

Zadowolony wparował do kuchni, ignorując siedzącego przy stole Augusta, obserwującego poczynania pasierba znad notebooka. Otworzył lodówkę i zaczął badać jej zawartość.

– Ledwie gorączka ci spadła i już się włóczysz?– powiedział mężczyzna, na co Juliusz wzdrygnął się lekko. – Twoja matka nie będzie zadowolona.

– Nie musi przecież wiedzieć – odparł beznamiętnie, po czym sięgnął po pierwsze lepsze produkty, mogące nadawać się na pożywną kanapkę.

Podszedł do chlebaka, wyciągnął kilka kromek i zajął się przygotowywaniem posiłku.

– Pozwolę sobie polemizować.

Juliusz spojrzał na niego pogardliwie.

– Widzisz pozytywne skutki denerwowania jej? – zapytał.

– Myślałeś o tym dając się pobić jak ostatni kretyn?

Uśmiechnął się nerwowo, ale nie odpowiedział. Nie widział w tym potrzeby. Położył kanapki (a właściwie kromki z masłem, bo tyle udało się mu przygotować) na talerzu i chwycił naczynie, by zabrać je do pokoju. Odwrócił się plecami do Augusta i ruszył ku wyjściu.

– Prawda w oczy kole, co? – usłyszał za sobą. – Zamiast zgrywać obrażanego, przestań sprawiać problemy.

Nie oglądając się, uniósł rękę, prezentując ojczymowi środkowy palec i wyszedł z pomieszczenia.

Niedługo potem zamknął za sobą drzwi do pokoju. Usiadł przy biurku, na którym chwilę później postawił talerz. Mimowolnie wyobraził sobie piękną przyszłość, gdy wyniesie się z domu, zostawiając Salomeę ze swoim ukochanym błędem życiowym sam na sam.

Ten wybitnie irytujący człowiek wparował w jego życie już dawno temu, a on wciąż nie potrafił do końca uodpornić się na jego zachowanie.

Sięgnął po swoją obiadokolację i rozpoczął konsumpcję. Przy okazji wyciągnął telefon i zaczął sprawdzać powiadomienia, które w większości nie były niczym interesującym.

Przygryzł lekko wargę, zobaczywszy, że Ludwika napisała do niego obszerne podziękowania za cudowny dzień, podsyłając dodatkowo wspólnie zrobione zdjęcie. Uchwyciła aparatem swój pogodny uśmiech i Juliusza, który, udając, że nie spogląda na obiektyw, delektował się paleniem.

Miał ochotę na papierosa.

Ale coraz mniej na Ludwikę.

Odkąd stał się klasycznym przypadkiem ofiary postrzelenia z karabinu modelu friendzone, spełniał swoją rolę „tylko przyjaciela" pozornie jeszcze lepiej niż wcześniej.
Nie rozumiał własnego postępowania.

Z jednej strony, zadawał sobie ból, będąc przy niej i siląc się na podtrzymywanie nieszczerej relacji. Czuł się niewyobrażalnie głupio jednak tu pojawiała się niezdrowa alternatywa, bo nie potrafił przestać i porzucić ostatniej osoby, która jeszcze pamiętała o jego obecności – wiedział, że potrzebuje kogokolwiek przy sobie. W szkole wciąż czuł się samotny, a wszystkie inne znajomości z gimnazjum zniknęły w obszernej szufladce o nazwie "przeszłość".

Idealizm dla biednych || polski romantyzm AUOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz