jeśli to sen

7K 1.3K 858
                                    

Fryderyk nie należał do osób cierpliwych. Miał ochotę na gorącą czekoladę w tej chwili – tymczasem mleko, które, jak mu się zdawało, zaczął gotować wieki temu, nadal nie było idealnie ciepłe. Miał ochotę nawrzucać kuchence, jak bardzo złym tworem jest. Ostatecznie mruknął kilka przekleństw. Mógł sobie na to pozwolić, gdyż cała rodzinka wyniosła się na pięć dni z domu, by rozkoszować się zaśnieżonymi stokami. Chopin nart nie cierpiał, jednak nie musiał nawet dyskutować z rodzicami w kwestii, czy koniecznie powinien z nimi jechać – bez wątpienia wróciłby z tej wycieczki chory. Swego czasu słaba odporność ogromnie mu przeszkadzała: choroby oraz koncerty nieraz doprowadzały do problemów w szkole, często cudem uniknął nieklasyfikowania z przedmiotów.

Miał przez te kilka dni robić wiele. Planował dużo ćwiczyć, gdyż Elsner, dowiedziawszy się o powrocie Fryderyka do gry, dał mu mnóstwo utworów, by „nadrobić zaległości". Chopin niemal zakrztusił się, kiedy ujrzał grubą tekę z nutami w dłoniach nauczyciela. Nie rozczytałby tyle przez miesiąc, ba – może nawet dwa. Najwyraźniej Elsner pozwolił sobie na złośliwość za „jego humory", jak to rzekł przy ich ostatnim spotkaniu. Pojawił się jednak problem – Chopin przez minione wolne dni nie robił niczego produktywnego: przesiadywał nad książkami, naśmiewał się z polityków w telewizji (nie miał pojęcia, kto jest kim, po prostu zabawnie wyglądali), zdarzało się mu improwizować przy fortepianie, ale teki Elsnera nie tknął. Po kilku dniach tegoż sielankowego rozleniwienia, bał się nawet na nią spojrzeć.

Mleko było już gotowe. Wlał je do filiżanki (nie lubił kubków) i wymieszał, by chwilę później napar przybrał brązową barwę. Idealnie, stwierdził w myślach, a następnie przeszedł z naczyniem do jadalni i położył je na stole. Włączył radio, znajdujące się na komodzie w rogu pomieszczenia. Przez dłuższy moment ustawiał odpowiednią stację, aż wreszcie usłyszawszy cudowne dźwięki fortepianu, zostawił pokrętło w spokoju i wrócił do gorącej czekolady. Wsypał do niej dwie łyżki cukru, jednak uznał, że to za mało, więc dosypał dwie następne. Uśmiechnął się, czując w ustach słodycz napoju.

Przez kilka minut delektował się ukochanym smakiem, przysłuchując się melodii z radia. Nieraz w takich momentach zastanawiał się, po co człowiekowi potrzebny jest stres i rutyna. Gdyby każdy miał czas, by wypić filiżankę czekolady, pomyślał, żyłoby się łatwiej. Nie pojmował świata, wręcz brzydził się prostotą życia codziennego. Jak można było czerpać radość z siedzenia ławce i słuchania o rzeczach zupełnie nieistotnych?

Dzwonek do drzwi wyrwał go z przemyśleń. Dopił szybko resztkę czekolady i ruszył ku drzwiom. Kto mógłby go odwiedzić? Jeśli byłby to ktoś z jego przyjaciół, uprzedziłby wizytę (po chwili jednak stwierdził, że może się mylić i zaczął na nich narzekać w myślach). A może to Elsner, zastanowił się, kto wie, co mu siedzi w głowie? Nacisnął klamkę, po czym ziewnął. Potrzebował teraz drzemki, nie odwiedzin. Jednakże gdy zobaczył, kto stoi tuż przed progiem, serce podeszło mu do gardła.

Ta cudowna twarz, błyszczące oczy, delikatny uśmiech.

– F–Ferenc? – wydukał zdezorientowany.

Liszt zaśmiał się cicho.

– Nie mogłem przyjechać w lutym, więc jestem w styczniu – rzekł. – Zatrzymałem się w hotelu na kilka dni, nawet nie wiesz, ile błagałem rodziców, by mi zaufali. Wreszcie się zgodzili, więc jestem! To miasto jest całkiem ładne, chociaż – rozejrzał się – przedmieścia są jeszcze ładniejsze.

Fryderyk próbował skupić się na tym, co Ferenc mówi, jednak jednocześnie walczył ze swoim sercem. Miał bowiem wrażenie, że wyskoczy mu ono z piersi. Czy naprawdę się działo? Przesadził z cukrem, na pewno, to wszystko wizja spowodowana przecukrzeniem.

Idealizm dla biednych || polski romantyzm AUWhere stories live. Discover now