Fryderyk trzasnął drzwiami, usprawiedliwiając się w myślach, że zrobił to nieświadomie. Jakaś wewnętrzna siła, której dotąd nie znał, kazała mu nieco mocniej pociągnąć za sobą klamkę. Obawiał się, że za chwilę spotka się z konsekwencjami tego czynu, jednak jedyne słowa jakie usłyszał wciąż dotyczyły powodów ich kłótni.
– Nie miałeś lekcji od dwóch tygodni! Skoro tak się zarzekasz, że nic ci nie jest, Elsner będzie przychodził regularnie!
Skrzywił się z niesmakiem. Nie mógł przecież podać rodzicom przyczyny swojego przygnębienia, a tym bardziej wrócić do gry. Codziennie, wróciwszy ze szkoły, próbował się zmusić do ćwiczeń i codziennie kończyło się tą samą śpiewką – drżeniem rąk, ściskiem w żołądku i istną definicją oporu w głowie. Chopin nie mógł pojąć tej nagłej zmiany; rozpacz zaczęła się zmniejszać, był wściekły na siebie, swoje emocje, a przede wszystkim – co musiał wreszcie przyznać – powód złamanego serca. Związek Liszta najprawdopodobniej rozkwitał – choć nie potwierdzały tego media społecznościowe (Ferenc był od nich uzależniony), a Fryderyk nie otrzymywał na ów temat zbyt wielu wiadomości, przeczuwał, że musi tak być. Że na pewno jest szczęśliwy ze swoją miłością. Pisał rzadziej, a jeśli już, to o sprawach błahych. Chopin miał ochotę cisnąć telefonem o ścianę, gdy Ferenc zaczął się zachwycać pierwszym śniegiem.
Jego nie cieszyło nic.
Celina namówiła go na włączenie się w przygotowanie imprezy urodzinowej dla Adama (w przypływie głębokiego przygnębienia długo ją ignorował, aż wreszcie oberwał książką w głowę, by chwilę później zostać poproszonym o udzielenie jednoznacznej odpowiedzi). Powiedziała później, że przyda mu się zajęcie, bo wygląda, jakby przygotowywał się do obrony doktoratu z wyglądania jak siedem nieszczęść. To przedziwne porównanie w jakiś niezrozumiały dla niego sposób pozwoliło mu opuścić kłębowisko własnych, stawiających w centrum postać Liszta myśli.
Zajął się więc przygotowaniami. Jak na siedemnaste urodziny, pomyślał, Adam będzie miał naprawdę wielką imprezę. Wiedział jednak, że Celina w ten sposób chce wyleczyć kompleksy swego chłopaka, który często narzekał na fakt, że życie skrzywdziło go okropnie pozwalając mu przyjść na świat pod koniec grudnia, ba – w nieszczęsną, jak zwykł ją określać, Wigilię.
Ta myśl uświadomiła mu, że jego urodziny również zbliżają się wielkimi krokami. Wkroczy w dorosłość (a przynajmniej na papierze). Czy cokolwiek się wtedy zmieni?
Dzwoniący telefon przerwał jego rozmyślania. Fryderyk spojrzał na wyświetlacz i zamarł. Ferenc.
Poczuł, jak wszystkie mięśnie spinają się wbrew jego woli. Nie, nie może odebrać, nie może słyszeć tego głosu. Odrzucił połączenie, czując, jak w jednej chwili całe napięcie znika.
– To iluzja – szepnął sam do siebie. – Niech mi ktoś powie, że to wszystko nigdy się nie wydarzyło.
Dlaczego zakochał się w mężczyźnie? Dlaczego w przyjacielu? Dlaczego w Ferencu Liszcie?
Znów dźwięk z telefonu przebił się przez zgiełk jego myśli, tym razem informując o nowej wiadomości. Fryderyk przymknął oczy, wziął głęboki wdech i sięgnął po komórkę (wyciszył ją później, gdyż Liszt miał tendencję do rozdzielania zdań na miliony fragmentów).
Ferenc: panie chopin!
Ferenc: nie może pan rozmawiać?
Ty: Nie.
Ferenc: no nic, napiszę tutaj
Ferenc: pamięta pan, jak pisaliśmy jakiś czas po ostatnim konkursie?
CZYTASZ
Idealizm dla biednych || polski romantyzm AU
RandomAdam nadużywał słowa "cholera". Juliusz papierosów. Zygmunt nie wiedział, co ze sobą zrobić, a Fryderyk przysiągł, że już nie zagra na fortepianie. Cyprian mógł jedynie być dozgonnie wdzięczny niebiosom, że poznał ich tak późno. *** Za okładkę dzię...