ślepiec

6.9K 1.1K 407
                                    

Adam wyszedł ze szkoły, dziękując w duchu losowi, że pozwolił mu wytrwać piątek. Ilość bezsensownych sprawdzianów, kartkówek i zgryźliwości nauczycieli przekroczyła dziś normę. Był pewien, że nie przy jeszcze jednej lekcji szlag by go trafił. Stwierdził w duchu, iż powinien napisać testament, jeśli pod koniec drugiego semestru będzie skazany na to samo.

Stanął w pobliżu wejścia do szkoły, by zaczekać na Celinę. Miała spędzić z nim resztę dnia, po czym zgarnąć bagaże z bursy i wrócić do domu. Od kilku dni pytał, czy nie ma ochoty wpaść na kilka dni do niego. Za każdym razem spotykał się jednak z negatywną odpowiedzią, więc postanowił odpuścić z błaganiem. W pewnym momencie doszedł do wniosku, że gdyby był blisko niej przez tak długi czas, wyrzuty sumienia zmusiłyby go do wyznania prawdy. Tak, miał wyrzuty sumienia.

Czuł się okropnie ze świadomością tego, co uczynił. Chciał móc się z kimś podzielić własnym strapieniem, ale nikt by go nie zrozumiał. Nie było w jego środowisku osoby, która mogłaby spojrzeć na tę sprawę czysto obiektywnie. Po chwili sam stwierdził, że byłoby to niemożliwe. Jeszcze do tego zachowanie Juliusza! Przez ostatnie dni chodził bardzo podenerwowany, a Słowacki jak zwykle musiał dorzucić swoje trzy grosze. Doskonale rozumiał powagę sytuacji i nie musiał bez przerwy słuchać, jak bardzo spieprzył sprawę. Wreszcie nie wytrzymał – powiedział mu, co sądzi o jego poezji. Zrozumiał wtedy, że obaj zmienili się: Juliusz nabrał pewności siebie, on zaś stał się niezwykle niestabilny emocjonalnie. Nie mógł jednak dopuścić, by zostało to zauważone i wykorzystane. Nie wiedział już, czego spodziewać się po człowieku, którego jeszcze do niedawna nazywał przyjacielem, a wcześniej... Cholera, do dziś wstydził się tych idiotycznych myśli! Pojawiły się one tak szybko jak zniknęły. Miał wrażenie, że zupełnie o nich zapomniał; tymczasem one zdradziecko wdarły się do jego pamięci najprawdopodobniej tylko po to, by go dobić. Brzydził się sam sobą.

Jak na złość Juliusz kilkanaście sekund wcześniej opuścił gmach szkoły i zapalał papierosa. Adam nie potrafił opisać, jaką dezynwolturą emanował w tym momencie Słowacki, a właściwie takie odnosił wrażenie. Co zaraz się stanie? Celina wyjdzie ze szkoły, a ten gówniarz beztroskim krokiem podejdzie do nich, zdradzając swym zachowaniem, jak bardzo ma ochotę zemścić się za krytykę jakichś miernych wierszyków? Wariuję, pomyślał, po czym westchnął cierpiętniczo.

– Czemu nie czekałeś w szkole? – Do jego uszu dobiegł głos Celiny. – W dodatku znowu nie wziąłeś szalika...

Wziął ją pod ramię i ruszyli w stronę przystanku.

– Będę się obnosił z faktem, że jestem zahartowany – mruknął nieco zniechęcony. Własne myśli go dobiły. Postanowił więc szybko zmienić temat. – Mam nadzieję, że ten kretyn nie zjadł całego obiadu.

Dostrzegł delikatny uśmiech na twarzy dziewczyny.

– Zawsze możemy zrobić powtórkę ze spaghetti.

Adam zerknął przez ramię na Słowackiego. Ten patrzył na niego z pogardą, więc odwrócił wzrok i w pełni skupił się na rozmowie z dziewczyną. Nie będzie się przez niego dekoncentrował!

– Żeby ten gówniarz się do nas przyczepił? – kontynuował. – Proponuję zamówić pizzę i zamknąć się na klucz.

– Cóż za altruizm.

– Wypraszam sobie ten sarkazm – rzekł, siląc się na pogodniejszy ton. – Aleksander doprowadzi do mojej śmierci głodowej.

Dziewczyna z rozbawieniem przyjrzała się jego sylwetce.

– Myślę, że możesz być spokojny o swoje życie.

Adam próbował się uśmiechnąć, ale wiedział, że wyszło mu to niezwykle miernie.

Idealizm dla biednych || polski romantyzm AUOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz