ta druga strona

10.2K 1.4K 691
                                    

Celina weszła do sali najciszej, jak się dało. Skinęła głową znajomej dyżurującej pielęgniarce (przeklinając w duchu, że nie jest ona panią Lucynką, która należała do wyjątkowo miłych istot) i skierowała się ku stojącemu w lewym rogu sali łóżku. Zgarnęła wolne krzesło spod parapetu i umieściła je tuż obok aparatury.

– Cześć – przywitała się, zająwszy miejsce. – Wybacz, że tak późno. Pociągi rządzą się własnymi prawami.

Odgarnęła włosy z czoła matki, próbując uspokoić złość na pielęgniarkę, która nie raczyła tego zrobić. Właściwie, nie musiała – Celina po prostu była przewrażliwiona na tym punkcie.

– Wiem – zaczęła – że obiecałam przyprowadzić dziś Adama, ale trochę się posprzeczaliśmy. To nic poważnego, ale byłam wtedy bardzo zła i rozmyśliłam się z poproszeniem go o towarzystwo. Poproszę go za tydzień, może dwa. Wiesz, że dostał dwa z matmy?

W takich momentach Celinie lepiej było patrzeć na smukłe dłonie matki niż jej twarz, nie wyrażającą żadnych emocji.

– Polubisz Adama – stwierdziła. – Zawsze chciałaś, żebym miała takiego chłopaka. Jego elokwencja, takt... wszystko ci się w nim spodoba.

***
– PASZOŁ WON ODE MNIE, WIECZNIE NIENAŻARTA CHOLERO! – Adam po raz któryś już zepchnął stopy brata ze swojego barku.

Aleksander spojrzał na niego z niesmakiem i począł szukać idealnej pozycji do dalszej gry.

– Złość piękności szkodzi, kochanieńki – mruknął jedynie, zaciskając palce na padzie do xboxa.

– Ale ty mnie wpieniasz.

– I vice versa! Siedziałem tu pierwszy i, oczywiście, musiałeś usadowić swoje cztery poetyckie litery akurat obok mnie.

Adam posłał mu nienawistne spojrzenie.

– Mam do tej kanapy takie samo prawo jak ty.

– Jeśli zostanę prezydentem, zrobię wszystko, byś był traktowany jak podczłowiek.

Starszy z braci prychnął.

– Jako kłamca i ułom intelektualny nadajesz się do rządzenia w naszym kraju jak nikt inny.

Aleksander rzucił w niego poduszką, o którą jeszcze przed chwilą się opierał.

– Taki z ciebie kozak? – syknął, po czym wstał, sięgnął po drugiego pada, znajdującego się na ławie przed kanapą i podał go bratu. – Spróbuj ze mną wygrać.

Starszy Mickiewicz wywrócił oczami.

– Żartujesz sobie? Mam ciekawsze rzeczy na głowie niż durne gry na konsoli.

Aleksander zaśmiał się cicho.

– Wymiękasz? – Ponownie wstał i podszedł do półki, gdzie ułożone były wszystkie płyty, które posiadali. Sięgnął po jedno z pudełek i pomachał nim ostentacyjnie. – Założę się, że już zapomniałeś, jak w to się gra.

Kącik ust Adama mimowolnie uniósł się ku górze. Gówniarz w życiu nie pokona go w Call of Duty.

– Będziesz karmą dla zombie, gnojku.

***

Juliusz leżał na łóżku, zastanawiając się, jakim cudem pozwolił sobie na ten pocałunek. Czy był aż tak zdesperowany?

Wyrzuty sumienia dręczyły go bez przerwy. Czuł złość i rozczarowanie własną osobą. Ludwika wciąż mogła robić z nim wszystko, co tylko chciała i sytuacja, w jakiej się znalazła bynajmniej nie przeszkadzała dziewczynie w manipulacji.

Idealizm dla biednych || polski romantyzm AUWhere stories live. Discover now