Rozdział 25

40.7K 1.8K 122
                                    

~Cheryl~

Od tamtej feralnej nocy trzy lata temu, byłam pewna jednego. Nigdy więcej nie dam się zaciągnąć do łóżka, takiemu palantowi jakim jest Hugh.
A jednak myliłam się.
Wszystko poszło na nic, gdy w mojej krwi pojawiła się odrobina alkoholu. Na dodatek brak czułości ze strony mężczyzn przez tak długi czas zrobił swoje.
Wiedziałam, że to co robimy jest złe, ale błagam!
Dwoje samotnych i spragnionych czułości ludzi i oto efekt.
Leżałam wtulona w klatkę piersiową Hugh i za nic w świecie nie miałam zamiaru się stąd ruszyć.
Ciągle byliśmy nadzy i nadal czułam zapach seksu w pokoju. Ta noc nie skończyła się na jednym razie.
Podejrzewam, że już nigdy więcej po tym wszystkim nie spojrzę w oczy Cormanowi.
Boże, co my żeśmy wyprawiali!
A niby jesteśmy już dorosłymi ludźmi...
Westchnęłam głęboko i starałam się zmusić do wstania. Muszę iść do łazienki, ale za nic w świecie nie chcę obudzić Hugh. Najlepiej w ogóle jakby zniknął i przez jakieś pięć lat nie pokazywał mi się na oczy.
I to nie z powodu, że jestem na niego zła. Ja jestem tak zawstydzona, że mam ochotę zakryć się pościelą i zacząć krzyczeć w poduszkę.
W sumie po głębszym przeanalizowaniu tego wszystkiego, powinnam być na niego wściekła, więc dlaczego nie potrafię?
Przecież między nami nic nie ma, nic nas nie łączy. Seks nie może się nam przytrafić. To jest niedopuszczalne!

A jednak nie potrafiłam, tym bardziej, że ręka Hugh właśnie w tym momencie, suneła po moich plecach coraz bardziej w dół.
O nie...

***

– Mama! – obudził mnie krzyk Alexa. Szybko zerwałam się z łóżka, prawie zaplątując nogi w pościel. Gdy byłam już przy drzwiach, zawróciłam gwałtownie i zarzuciłam na siebie satynowy szlafrok.
Jeszcze tego brakuje bym nago przed dzieckiem paradowała.
Wbiegłam do pokoju malucha i od razu przytuliłam Alexa, który zdążył już zejść z łóżeczka.
Znowu miał zły sen, znowu śniło mu się coś, czego nie jest mi w stanie opowiedzieć.
Przytuliłam go jeszcze mocniej i pocałowałam w główkę.
– To tylko zły sen – powiedziałam, ale z jego oczu zdążyły już polecieć pierwsze łzy.
Wzięłam go na ręce i zaczęłam kołysać, mówiąc przy tym uspokajające słowa. Kolejny raz nie byłam w stanie pomóc mojemu dziecku.

***
Gdy jakimś cudem udało mi się go uspokoić, idę do kuchni by przygotować śniadanie. Hugh nigdzie nie ma, więc najwidoczniej jest już w pracy.
Gdy tylko weszłam do pomieszczenia, zobaczyłam przylepioną na lodówkę żółtą karteczkę.
Już z daleka widziałam, że jest zapisana pismem Hugh. Zresztą, kogo innego jak nie jego?

Musiałem iść do pracy. Jakby coś się stało, to dzwoń. W lodówce jest mleko, a w szafce płatki na śniadanie dla Alexa

Uśmiechnęłam się pod nosem i wyrzuciłam karteczkę do śmietnika, znajdującego się pod zlewem.
Wyjęłam mleko i płatki, po czym przygotowałam dla małego śniadanie. Dla siebie zrobiłam kanapki i mocną kawę.

Gdy wszystko było już gotowe, zawołałam Alexa i upiłam pierwszy łyk kofeiny. Gdy chłopiec pojawił się w kuchni, już nie było widać, by wcześniej płakał. Uśmiechnęłam się do niego, ale on jedynie ominął mnie i spróbował wdrapać się na krzesło. Podniosłam go i gdy tylko usiadł, odepchnął moje ręce. Wzruszyłam ramionami, ale siadłam obok i zaczęłam jeść.
– Chcesz dziś pojechać do cioci Charlotte, gdy ja pójdę do pracy? – spytałam, ale on pokręcił przecząco głową. Był zły i nawet nie wiedziałam dlaczego.
– Coś się stało? – ponownie spytałam, dobrze wiedząc, że mi nie odpowie. Tak jak się spodziewałam, pokręcił tylko głową i powrócił do jedzenia.
Westchnęłam przeciągle.
Coś mu się na pewno nie podoba, ale przecież nie odezwie się. Będzie to w sobie dusił, a ja będę się martwić. Tak jest zawsze.

Po śniadaniu wykąpałam Alexa i sama szybko się umyłam. Nie mogłam spóźnić się do pracy, a znajdowaliśmy się poza centrum miasta, przez co dojazd był utrudniony. Na dodatek nie miałam z kim zostawić Alexa, do mojej sąsiadki na pewno go nie wyślę. Do Charlotte chyba też nie. Pozostaję tylko oddać go moim rodzicom.

Wybiegłam ubrana z łazienki, wiążąc włosy w koński ogon.
– Skarbie, zbieraj się, jedziemy do dziadków! – krzyknęłam i upiłam resztkę kawy w kuchni.
Powinnam pościelić łóżko, i trochę ogarnąć pokój małego, ale nie na mam na to już w ogóle czasu.

Gdy zaczęłam ubierać buty, na korytarzu pojawił się Alex z misiem w dłoni. Tym razem był smutny i zamiast iść, szurał nóżkami.
– A co to za misio? – spytałam, a chłopiec pomachał mi maskotką przed oczami.
– Chcesz go zabrać do babci i dziadka? – Pokiwał głową i usiadł na podłodze, przyciągając za sznurówkę prawego buta.
– A będziesz grzeczny? – Moje pytania chyba zaczęły go denerwować, bo posłał mi wkurzone spojrzenie.
Zaśmiałam się i pocałowałam go w głowę.

Gdy wyszłam od swoich rodziców, zostawiając tam Alexa, nie miałam czasu już prawie na nic. Szybko wsiadłam w autobus i modliłam się by jak najszybciej dojechać do miejsca pracy. Na mieście był bardzo duży korek, w dodatku niedaleko centrum zdarzył się wypadek.
Wyciągnęłam telefon z kieszeni i gdy zobaczyłam godzinę na wyświetlaczu, prawie dostałam zawału.
W dziesięć minut nie dojadę do pracy, nawet nie ma mowy.
Jeżeli szef ma dobry dzień, to może nic się nie stanie, ale jeśli jest zły, to już mogę szukać nowego źródła dochodu.
Gdy chciałam już chować telefon do tylnej kieszeni spodni, on niespodziewanie zadzwonił.
Okazało się, że to Hugh.
Przygryzłam wargę, myśląc o tym, by się rozłączyć, ale zrezygnowałam i przesunęłam palcem, odbierająca połączenie.
Może to coś ważnego.
– Tak? – odezwałam się dość cicho jak na mnie.
– Hej, jak tam? – Miałam dziwne wrażenie, że pyta się mnie o wrażenia po wspólnie spędzonej nocy, niż o poranek.
Chociaż w sumie, z rana też to robiliśmy.
– W porządku – powiedziałam, i momentalnie odetchnąłem z ulgą gdyż autobus wjechał w mniej zakorkowaną ulice.
– Jedziesz do pracy?
– Tak – jęknęłam. Ta rozmowa była dziwna, ale cieszyłam się, że jest odbywana przez telefon.
– Mały jest u Charlotte czy u twoich rodziców?
– U moich rodziców.
– Jak będę wracał z pracy to go zabiorę, tylko podaj adres – Otworzyłam szeroko oczy na to co powiedział. Chce pojechać do moich rodziców?
– Nie musisz, ja go odbiorę – stwierdziłam. Miałam wrażenie, że Corman w tym momencie się uśmiechał. W ogóle był pewny siebie, podczas tej krótkiej konwersacji. Tak jakby był zadowolony z tego, co stało się w nocy.
– Nie, ja go odbiorę, ale wyślij mi adres – westchnęłam i nie widząc innego wyboru, zgodziłam się na podanie mu miejsca zamieszkania moich rodziców.

****

Korekta - _Patty022_

gunsloveroses

He's Your SonWhere stories live. Discover now