Rozdział 29

42.8K 1.6K 299
                                    

Od autora - poprzedni rozdział nie wyświetlał się wszystkim ze względu na obciążone serwery wattpada. Wystarczyło poczekać trochę i powinno wszystko być okey. Jeżeli z tym rozdziałem będzie podobnie to proszę byście pisali do mnie na priv, bym wiedziała, że coś jest nadal nie tak. Jednak tak jak pisałam, wystarczy poczekać :)
Dodatkowo do tego rozdziału dodana jest piosenka, która świetnie opisuje perspektywę Hugh, a w szczególności pierwsza zwrotka :)
Na samym końcu wstawię również zdjęcie Alexa.

~Hugh~

Bursztynowego trunku coraz bardziej ubywało w szkle. Jak tak dalej pójdzie zapewne znów będę pijany i nie będę w stanie stanąć na nogi. Jednak w obecnej chwili, było to chyba jedyne rozwiązanie.
Chociaż w sumie, nazwanie tego w ten sposób było błędem. Zresztą, tak samo jak moje życie.
Kiedy tylko coś zaczynało się układać od razu musiało się spieprzyć.
Prychnąłem pod nosem i upiłem whisky. Pieczenie w gardle pojawiło się natychmiast, a ja czułem, że tego mi właśnie potrzeba.
Uśmiechnąłem się pod nosem i zapatrzyłem w przestrzeń za oknem. Toronto szło spać. Słońce chyliło się coraz niżej, a towarzyszące temu odgłosy miasta powoli przeistaczały się w ciszę.
Gdzieś na dole jakaś matka szła z wózkiem, a ja mimowolnie wyobraziłem sobie Cheryl z Alexem. Chłopiec oglądałby tymi pięknymi oczami wszystkie wystawy sklepowe. Oczywiście najbardziej interesowały by go te z zabawkami. Cheryl mimowolnie by się uśmiechała, a ja...
Mnie by tam niestety nie było, gdyż znów coś bym spieprzył.
Przewróciłem oczami i sięgnąłem po butelkę mojego przyjaciela. Niestety jak się okazało nawet cholerny Jack Daniels musiał mnie zawieść i cudowny trunek się skończył. Rzuciłem butelkę o ścianę, a ona rozbiła się na drobniejsze kawałki.
Zabawne, ale tak właśnie wygląda moje serce...

Wstałem z fotela i poprawiłem marynarkę. Byłem jeszcze w miarę trzeźwy, gdyż bez problemu utrzymywałem się w pionie. Chociaż... Może po prostu mi się tak tylko wydawało?
Skrzywiłem się na ten cholerny widok z okien mojego biura i wyszedłem z niego, głośno trzaskając drzwiami.

Na dole portier posłał mi zaniepokojone spojrzenie, a ja go olałem. Jego obowiązkiem jest niewpuszczanie nieproszonych osób, a nie, patrzenie się na mnie z odrazą.

Wychodząc na zewnątrz zaciągnąłem się świeżym powietrzem pomieszanym ze spalinami i skierowałem się w tym jednym cholernym kierunku.
Postawiłem sobie za cel dowiedzieć się, czy przespałem się z tą dziewczyną, czy może ktoś po prostu miał zbyt nudne życie, więc postanowił zaingerować w moje.

Drogi z każdym krokiem ubywało, a ja coraz bardziej czułem, że to co robię jest dobre. Może trochę zamroczył mnie alkohol, ale na pewno nie, aż tak bardzo, by potem tego żałować.
Przeszedłem przez przejście i tuż przy wejściu wpadłem na jakiegoś żebraka. Wyciągnąłem z kieszeni banknot i dałem mu, na co zareagował tak, jakby właśnie wygrał sto razy tyle na loterii. Uśmiechnąłem się pod nosem.
Szczerze mówiąc identyfikowałem się z nim. Obydwoje byliśmy biedni, tylko każdy w trochę innym znaczeniu.

Otworzyłem drzwi i momentalnie dym papierosowy uderzył w moje nozdrza. Zazwyczaj mi to nie przeszkadzało, ale teraz miałem ochotę uciec stąd jak najszybciej. Przegoniłem ręką kłęby tego śmiercionośnego gówna i podszedłem do jakiegoś faceta, który akurat sprzątał kieliszki ze stolika. Położyłem rękę na jego ramieniu, na co ten odskoczył przestraszony. Gdy tylko zobaczył z kim ma do czynienia zaśmiał się pod nosem.

- Witam panie Corman. Co podać? - spytał z sarkazmem, a ja za cholerę nie mogłem zrozumieć czemu jest taki w stosunku do mnie.
- Pamiętasz może kto stał za barem wczoraj w nocy? - Nie interesowały mnie jakieś humorki tego gówniarza, więc od razu przeszedłem do rzeczy.
- Ooo tak, ja i moja koleżanka. Tylko, że to akurat ja musiałem się z panem użerać...
- Super! - przerwałem mu gwałtownie - W takim razie grzecznie teraz usiądziesz i powiesz mi wszystko, co się działo tamtej nocy. A w szczególności od momentu, gdy pojawiła się obok mnie pewna cycata blondynka - szarpnąłem go za koszulkę i usadziłem na pierwszym lepszym krześle, po czym pomachałem mu przed nosem pieniędzmi, które miałem w kieszeni.
Chłopak uśmiechnął się na widok banknotów, ale po chwili przybrał typową dla siebie minę.

He's Your SonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz