○ 5 ○

7.1K 429 55
                                    

Potarłam dłonie, lekko zawstydzona. Mężczyzna wyprostował się, jednak na jego twarzy dalej znajdował się grymas bólu.

— Masz niezłego sierpowego — oznajmił, trzymając się za nos.

Niespodziewanie zamachnął się nogą, a ja uchyliłam się i przeturlałam na bok. Zdołałam ujrzeć błysk białych zębów, po czym znowu uniknęłam spotkania z łokciem James'a. Mężczyzna atakował raz za razem, a ja dzięki temu mogłam w miarę rozeznać się w jego stylu. Zauważyłam, że jego prawa stopa, znajdująca się z przodu, zawsze robi delikatny wykrok przed atakiem.
Wiedziałam, co próbował mi udowodnić, że jest lepszy od kobiety. Nawet takiej, która przeszła szereg treningów i badań.
Niedocenienie przeciwnika było najgorszym z możliwych błędów. Cały swój arsenał, wyłożył mi jak na tacy. Nie mógł mnie niczym zaskoczyć. 

Uniknęłam lewego sierpowego, wykorzystując siłę rozpędu mężczyzny, podstawiłam mu nogę, o która potknął się i wyłożył na materacu, który skutecznie uchronił go przed urazem.

Wciągnęłam powietrze. Spojrzałam na mężczyznę mokrego od potu, który powoli podnosił się, aby po chwili stanąć przede mną z wyrazem determinacji na twarzy. Męczył się, wiedziałam to ja, on i tłum gapiów, który ustawił wokół nas, zamykając w kole. Mimo to nie odpuszczał. Ze znudzeniem, unikałam następnych ciosów wymierzonych w moją stronę. Czując coraz większe zniecierpliwienie, złapałam mężczyznę za nadgarstek, po czym błyskawicznie wykręciłam rękę do tyłu. Kopnęłam mężczyznę w zgięcie kolana, zmuszając go do klęknięcia, a po chwili położenia się na materacu. 

Zaczęłam lekko wyginać ręce w stronę głowy. Usłyszałam cichy jęk.

— Poddajesz się? — spytałam beznamiętnym tonem.

W odpowiedzi usłyszałam kolejny jęk.

— Zdajesz sobie sprawę, że jeszcze trochę ją wykręcę, a połamię ci kość?

— Poddaję się — usłyszałam szept.

W mgnieniu oka postawiłam James'a na równe nogi, a on złapał się za bolącą rękę. Wokół panowała cisza. Wśród tłumku odnalazłam wzrokiem Chucka, do którego podeszłam.

— Następnym razem dajcie mi kogoś, z kim chociaż lekko się zmęczę, bo to — wskazałam za siebie palcem.   — W ogóle nie pomoże przygotować się do spotkania z Barnes'em. Wierzę w ciebie, Chuck.

Nie czekając na niczyją reakcję, wyszłam z sali i skierowałam swoje kroki do celi.
Po dotarciu do celu, zatrzasnęłam za sobą metalowe drzwi i usiadłam na niewygodnym materacu. Oparłam się plecami o zimną ścianę i przymknęłam powieki. 

Nie mam pojęcia, ile trwałam w stanie nieświadomości, lecz kiedy usłyszałam zbliżające się kroki, zdobyłam się tylko na zirytowane westchnienie. Zgrzyt drzwi, światło żarówek z korytarza i charakterystyczny zapach Chucka w przejściu.

— Zapraszam, rozgość się — poklepałam miejsce obok siebie, dalej nie otwierając oczu.

— Rumlow chce cię widzieć — oznajmił ponurym głosem, nie ruszając się z miejsca.

Westchnęłam, mrużąc oczy.

— Czemu sam do mnie nie przyjdzie? Boi się odwiedzić wilka na jego terenie? — zakpiłam.

— Ma robotę dla ciebie.

— Jaką?

— Na pewno nie taką za biurkiem. Rusz się, a on wyjaśni ci szczegóły.

— Dobrze, zaraz przyjdę. Spokojnie staruszku, znam drogę.

Mężczyzna patrzył na mnie chwilę, po czym odszedł, mamrocząc coś o niewychowanych ludziach.

Postanowiłam udać się do Brock'a, może mieć coś fajnego. Najpierw trzeba wstać. Postawiłam dwie stopy na podłodze i podniosłam się z posłania, w akompaniamencie strzykających kości.

Po osiągnięciu pierwszego celu, stałam się niewidzialna i ruszyłam na ścianę naprzeciwko. Przechodziłam przez kolejne, wciąż kierując się prosto. Przeszłam przez koszary, zbrojownię, toaletę, pokój tortur, w końcu po przejściu przez bardzo grubą ścianę, znalazłam się w znajomym pokoju Rumlowa. Właściciel siedział za biurkiem, w stosie papierów. Poczułam mrowienie na ciele i odchrząknęłam znacząco. Dyrektor wzdrygnął się, po czym złapał za galopujące serce. 

— Mówiłem ci, żebyś tak nie robiła — oznajmił surowym głosem.

— Tak jest szybciej, dobra mów co tam masz— powiedziałam, siadając na skórzanym fotelu, przed biurkiem.

Zaczął grzebać w szufladach, a po chwili, położył przede mną czerwoną teczkę. Miała pozaginane rogi i była lekko poplamiona brązową substancją, po lekkim zapachu, mogłam wyczuł, że była to kawa.

— Twój pierwszy cel to mężczyzna starający się włamać do naszego systemu. Stanowi zagrożenie, ponieważ już kiedyś udał mu się to. Nie możemy dopuścić do tego, aby sytuacja sprzed lat się powtórzyła, dlatego też...

— Co mam z nim zrobić? — przerwałam jego wywód, za co zostałam zgromiona spojrzeniem ciemnych tęczówek.

— Zlikwidować.

— Wypadek czy morderstwo?

— Chyba nie rozumiem.

—Ma to wyglądać na wypadek czy morderstwo?

— Hmm — podrapał się po czarnych włosach, po czym uśmiechnął się. — Tragiczne morderstwo.

— Do kiedy mam czas?— spytałam, wstając z fotela i biorąc do ręki teczkę.

— Biorąc pod uwagę fakt, iż musisz zapoznać się z nowymi czasami... Tydzień.

Skinęłam głową, po chwili poczułam znajome ciarki i ruszyłam do celi. Po dotarciu na miejsce, przybrałam normalną formę, rzuciłam teczkę pod łóżko i położyłam się na łóżku. Przykryłam kocem i po chwili oddałam się w objęcia Morfeusza.

𝐇𝐀𝐈𝐋 𝐇𝐘𝐃𝐑𝐀?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz