○ 33 ○

3.9K 280 21
                                    

Wiatr rozwiewał moje włosy na wszystkie strony. Nie przeszkadzał mi nawet fakt, iż uderzały w moją twarz. Zmrużyłam powieki, delektując się chwilą spokoju i ciszy.
Słońce powoli kryło się za horyzontem, a niebo pokryte było różowo-pomarańczowymi refleksami. Obserwowałam ludzi, spieszących się w tylko sobie znanym kierunku i zakorkowane ulice.

Stałam na dachu, dopóki nie zapanował mrok. Kiedy ciemność otuliła moje ciało, wiedziałam, iż nadszedł czas odzyskania swojej własności.
Powoli zeszłam na dół, po czym — nie widząc nikogo — ruszyłam schodami na piętro, gdzie byłam przetrzymywana.

Droga dłużyła mi się niemiłosiernie. Mojego samopoczucia nie poprawiał fakt, iż na każdym kroku musiałam być stale czujna.
Uważnie rozglądając się na boki, pokonywałam kolejne zakręty, coraz bardziej zbliżając się do celu.

Wydawało mi się to podejrzane, jednak z drugiej strony — po co mieliby ochraniać nieużywane pomieszczenie?

Kilka minut później znajdowałam się w metalowej celi, która przez chwilę wiele tygodni pozbawiała mnie sił. Szybko podeszłam do łóżka, pod którym znajdowała się — już widoczna — torba. Zawiesiłam ją na lewe ramię i szybkim krokiem skierowałam się w stronę pokoju.
Po dotarciu na miejsce, odetchnęłam głęboko, rozglądając się na boki. Nie dostrzegając nikogo, połowy łam torbę przy szafie, po czym nie zapalając światła, rzuciłam się na łóżko.

Musiałam przejrzeć teczkę.
Jednak chyba nic się nie stanie jeśli obejrzę ją jutro, prawda?


❉❉❉


Cóż, mogłabym tak mogłabym pomyśleć, gdyby tylko udało mi się zasnąć. Moje powieki kleiły się tak bardzo, iż ja sama błagałam o sen. Byłam na granicy — jeszcze chwila, a bym odpłynęła. 

Oczywiście, nie wszystko idzie po mojej myśli. Do moich uszu doszedł stłumiony huk. Był on cichy, jednak odgłos powtarzał się co dziesięć sekund.

Lekko podminowana wstałam z łóżka i wyszłam na korytarz. Teraz miałam gdzieś, czy ktoś mnie zobaczy. Musiałam zidentyfikować dźwięk, a potem zneutralizować przyczynę.
Po około dziesięciu minutach zostałam doprowadzona do części laboratoryjnej. Za szybą zauważyłam Tony'ego, który uderzał w rurę leżącą na stole, trzymanym w dłoni...młotkiem.

Przetarłam twarz dłońmi, zmęczona głupimi pomysłami miliardera. Kto o pierwszej w nocy wali młotkiem w metalową rurę? No jasne... Odpowiedź stoi przede mną.

Zaklęłam w myślach i weszłam do pomieszczenia, pełnego próbek, mikroskopów i miliona przenośnych ekranów. Nawet gdybym bardzo chciała, nie potrafiłabym nazwać połowy tych rzeczy.

— Stark — oznajmiłam z westchnieniem, krzywiąc się po usłyszeniu jeszcze głośniejszego huku.

— Słucham? — spytał, nie patrząc w moją stronę.

Odbiegł od stolika, wyraźnie niezadowolony z efektów swojej pracy. Zniknął na chwilę w pokoju obok, by po chwili wrócić z dziwną maszyną, przypominającą odkurzacz...
Spojrzałam w jego stroną z niepokojem, kiedy wycelował "lufą" w rurę, o średnicy dłoni.

— Stark?

Nie odpowiedział, tylko wcisnął czerwony przycisk, w tym samym momencie usłyszałam wystrzał i tumany kurzu, które wypełniły cały pokój.

— Stark, nic ci nie jest? — zawołałam, odkasłując i mrużąc oczy.

Podeszłam do okna i otworzyłam je na oścież, a kiedy wszystko opadło — zauważyłam mężczyznę z uwagą przyglądającemu się metalowym kawałkom, aktualnie rozrzuconym po całym pokoju.
Zdecydowanie obudził całą wieżę.

𝐇𝐀𝐈𝐋 𝐇𝐘𝐃𝐑𝐀?Where stories live. Discover now