○ 19 ○

4.3K 318 36
                                    

Uśmiechnęłam się, słysząc, że moim oprawcom udało się wyłamać drzwi wejściowe.

— Gdzie ona jest? — usłyszałam znajomy głos.

— Nie mam pojęcia, ostatnim razem widziałem ją w kuchni — odpowiedział cicho Jasper.

Skrzywiłam się, kiedy do moich uszu doszło skrzypienie paneli w przedsionku. Wciągnęłam powietrze i po zapachu nie miałam wątpliwości, że Steven Rogers postanowił złożyć mi wizytę. Mężczyzna kierował się w stronę kuchni, mijając mój pokój. Reszta agentów rozproszyła się po salonie. Jednak w moim domu znajdował się jeszcze jeden super żołnierz. Był nim James Barnes. Nie wiedzieć czemu, moje ciało samoistnie spięło się na tę informację. 

Całymi siłami starałam się nie jęknąć z bólu, kiedy zaczął iść w stronę mojej sypialni. Moje drugie "ja" gryzło, drapało i wyło wewnątrz mnie, by wyeliminować zagrożenie. Zacisnęłam mocniej zęby, by nie zdradzić swojego położenia.

— Steve, ona jest tutaj — oznajmił cicho brunet, kiedy nie dał rady otworzyć moich drzwi. 

— Już idę — usłyszałam jak druga osoba stoi pod moimi drzwiami — Na trzy.

Raz.

Ała.

Dwa. 

Muszę się ogarnąć.

Trzy.

Wydech.

Huk wyłamywanych drzwi przeszył mroczną ciszę. Agenci ustawili się w półkole wokół wejścia do pokoju. Ludzie na zewnątrz również są w stanie gotowości. Wydawać by się mogło, że nie ma drogi ucieczki. Ale ja jestem żołnierzem, a w dodatku nie takim zwyczajnym. 

Stawiali kroki uważnie, jakby szukali bomby, gotowej rozerwać wszystkich na strzępy. 

— Uważaj, Buck, ona może być wszędzie — cichy głos kapitana, przebija się przez szum.

— Jest za tymi drzwiami — odburkuje mu Barnes, gotowy w każdej chwili wyważyć cienką powłokę, jaka mnie od nich dzieli. 

Nie wiem czemu chcą mnie zgarnąć. Miałam zacząć nowe życie, już miałam iść na rozmowę o pracę. Okazuje się jednak, że muszę uciekać i się ukrywać. Nie chcę tego. Trzeba było umrzeć podczas tej cholernej misji sto lat temu.

Kolejny huk sprawia, że na chwilę tracę kontrolę nad swoim ciałem i dopuszczam Żołnierza do sterów. Kiedy tylko drzwi upadają przede mną, a moim oczom ukazują się dwie potężnie zbudowane sylwetki, moja ręka działa jak automat. Sztylet pędzi w stronę Rogers'a z taką prędkością i siłą, że ofiara nie zdążyła się odsunąć. Metalowe ostrze zatapia się w jego piersi po samą rękojeść, a ja wykorzystując ich rozproszenie, wtapiam się w tło. Nie zobaczą mnie już. 

James rozgląda się uważnie po wszystkich kątach, nasłuchuje. Nic nie usłyszy. Nic nie zobaczy. Przechodzę przez ścianę, kierując się w stronę Jasper'a. Nawet teraz, mimo że jest otoczony przez uzbrojonych agentów — sra w gacie po pas.

— Sierżancie? — pyta drżącym głosem, zaciskając dłonie w pięści.

Po chwili Barnes wyłania się zza rogu, trzymając w metalowej dłoni mój nóż. Za nim kroczy Rogers, który nie cierpi tak bardzo, jakbym chciała. Cicho mrucząc pod nosem, idę w stronę drzwi wejściowych, chcąc trochę podładować akumulatory. Zatrzaskuję je z hukiem, a cały arsenał broni jest kierowany w stronę drewnianej powłoki.

Idę spokojnie do kuchni i wracam do towarzystwa ze sznurami. Wiem, że słyszą moje ciche pomruki, kiedy wiązałam kolejne supły, jednak miałam dość i popuściłam wodze mojej sadystycznej naturze. Cała załoga była spięta, jednak nikt nie odważył się wyjść czy choćby drgnąć. 

𝐇𝐀𝐈𝐋 𝐇𝐘𝐃𝐑𝐀?Where stories live. Discover now