○ 18 ○

4.4K 298 22
                                    

— Cień— oznajmił nagle Jasper, siedzący na plastikowym, białym krześle przy stole.

Zmarszczyłam czoło, odwracając się do niego przodem.

— Podczas ucieczki — zaczął, wpatrując się w białą firankę, poruszającą się pod wpływem lekkiego wiatru. — Zapytałaś mnie co znaczy Ombra. Po włosku znaczy cień. To było moje pierwsze skojarzenie, kiedy ciebie zobaczyłem. Byłaś cicha, owiana tajemnicą i zapewne sama o tym nie wiedziałaś, ale instynktownie wtopiłaś się w tło bawialni, przez co ledwo cię zobaczyłem.

Nałożyłam jajecznicę na talerz, który postawiłam przed mężczyzną. Po chwili na stół położyłam również dwie kromki chleba i jeszcze parującą herbatę. Usiadłam naprzeciwko Jasper'a, uważnie mu się przyglądając. W nocy przejrzałam jego cały życiorys. Lepiej wiedzieć z kim się mieszka pod jednym dachem. Był Włochem, miał rodzinę w Wenecji i córkę. Pięć lat temu został wezwany do USA i teraz tu siedzi. W każdy wtorek dzwoni do rodziny i rozmawia godzinami.

— Co zamierzasz zrobić? — spytałam, bawiąc się skrawkiem szarej bluzki.

— Według mnie, najlepiej by było zgłosić się do Tarczy o pomoc... — przerwałam mu wybuchem śmiechu.

— Jasperze Salerno, wyjaśnijmy sobie jedną, aczkolwiek bardzo istotną rzecz. Dla ludzi, poza tym mieszkaniem, jestem przestępcą. Jedyne co mnie może spotkać to śmierć lub — w lepszym wypadku— dożywocie za kratkami — oznajmiłam poważnym i spokojnym tonem.

— Nie rozumiem ciebie —powiedział opierając się o oparcie krzesła i mrużąc oczy.

Ja również odchyliłam się, przeczuwając poważną rozmowę.

— Myślałem, że chcesz odpokutować swoje winy. Wysadziłaś bazę Hydry, bardzo nam pomagając, w dodatku...

— Czekaj, czekaj— przerwałam mu, zaplatając ręce na piersi. — To nie ja robiłam za wtykę i przy okazji działałam na dwa fronty. To nie ja wykorzystałam okazję, żeby chować się za plecami super żołnierza, byle tylko chronić własną dupę. Przestań pieprzyć, Jasper, bo sam nie jesteś święty. Akurat w Hyrze, uważam, że bardzo dobrze ci się powodziło. Szybko dostałeś awans i myślę, że w Tarczy nie ma takiego luzu pomiędzy wartami i ćwiczeniami. 

— Ale weź daj pokój, rozmawiamy teraz o tobie, a nie o mnie... — uniósł się.

— Problem w tym, że z tobą też jest kłopot! Powiedz mi chociaż jedną rzecz, w której się różnimy. — powiedziałam, głęboko spoglądając mu w oczy — Oboje zabijaliśmy, kiedy nam to zlecono. Oboje robiliśmy to z zimną krwią. Obojgu nam uchodziło to na sucho. Jest tylko jedna rzecz, która nas różni. Ja postępowałam honorowo i służyłam tylko jednej organizacji. Nie robiłam za jakiegoś szczura, który jest gówno warty.

— Co ty możesz wiedzieć o honorze?! Jesteś tylko kobietą, która mordowała niewinnych ludzi! Chociaż pewnie nawet ich nie pamiętasz — drwił dalej, dobrze się bawiąc. — W dodatku uważałaś, że to co robisz jest słuszne. Te wasze HAIL HYDRA, które zawsze odmawiacie przed śmiercią, jak modlitwę jest przezabawne!

Po tym zdaniu wkurzyłam się. Co ja gadam, byłam tak wkurwiona, że myślałam, że zaraz mu łeb ukręcę i powieszę na balkonie. Gniew zaczął przejmować kontrolę.

—Fizia mizia się zezłościła? —spytał słodko, przechylając głowę na bok.

— Wypierdalaj — wydyszałam, zaciskając i rozkurczając palce. Krzyknęłam z bólu. Żołnierz przejmował kontrolę. Upadłam na kolana, czując rozsadzający ból w czaszce.

— Szybko zasłoń rolety, wyjdź, zamknij drzwi i nie wracaj — wyjęczałam, dalej klęcząc na podłodze.

Czarnoskóry, rzucił mi spanikowane spojrzenie, po czym szybko wykonał polecenia, które mu wydałam i zatrzasnął za sobą drzwi wejściowe. Uśmiechnęłam się pod nosem, czołgając się do łazienki w swoim pokoju.

— O nie sukinsynu, nie pozwolę mnie zabrać — wymamrotałam, coraz mniej kontaktując.  

Nie mam pojęcia ile trwała moja ciężka przeprawa korytarzami, lecz kiedy znalazłam się w swojej sypialni, odetchnęłam głęboko. Stopą zatrzasnęłam za sobą drzwi i zakluczyłam je. Musiałam przeboleć to w spokoju. Podpierając się o ścianę, po dość długiej chwili, udało mi się wstać. Zamknęłam się w łazience, pojękując cicho. Każda komórka paliła mnie żywym ogniem, dochodził do tego okropny ból głowy. Żołnierz mieszkający we mnie, do tej pory uśpiony, próbował teraz przejąć nade mną kontrolę. Starałam się zamknąć go w najdalszym zakątku mojego umysłu, jednak w niczym to nie pomagało. 

W mojej karierze, taki atak nastąpił cztery razy. Za każdym razem pętano mnie i zamykano szczelnie w najodleglejszym pokoju, by nie słyszeć zwierzęcych wrzasków. Teraz zaciskałam zęby, aby tylko nie wydać z siebie najmniejszego pisku. To uczucie zaczęło mnie dusić. Zamknęłam oczy i oparłam się o umywalkę. Kiedy po paru minutach, trochę się uspokoiłam, spojrzałam na lustro, zawieszone przed sobą. Moje czarne włosy związane były w starannego warkocza. Miałam na sobie czarne rurki, adidasy, szarą bluzkę z długim rękawem. Nie odważyłam się na początku spojrzeć w swoje oczy. 

Wiedziałam jak wyglądają. Zwykle mieniły się pięknym złotem, czasami połyskując w ciemności. Teraz jednak wyglądały jak oczy szczutego psa. Źrenice rozszerzone do granic możliwości, wychwytywały nawet najmniejszy ruch, obwód tęczówek zmieniał się na krwistoczerwony kolor. Wszystko to było reakcją obronną. Podczas walki o kontrolę, moje mięśnie były napięte do granic, nos próbował wychwycić zapach wroga, natomiast uszy słyszały nawet lekki podmuch wiatru na dworze. Byłam drapieżnikiem w ciele kobiety. Wilk w ciele owcy. 

Ataki nie trwały długo. Zazwyczaj jakieś dwie — trzy godziny. Warunek był jeden. Nikt nie mógł mi wchodzić w drogę. Błagałam w myślach, aby staruszka z naprzeciwka nie prosiła o jakiś produkt, bo przed jej zabiciem nie powstrzyma mnie nawet najtwardsza stal. 

Skuliłam się w kącie łazienki, przykładając skroń do zimnych kafelek, mając nadzieję, że to coś pomoże. Balansowałam między rzeczywistością i ciemnością. Ciemność była dobra, pozwalała mi na chwilę oddechu, wprowadzała w stan błogości. Jednak chwilę potem lądowałam w objęciach rzeczywistości, która przynosiła ból i cierpienie. 

Moje dryfowanie między jawą, z snem, przerwały odgłosy na klatce schodowej. 

Zwierzę uwięzione we mnie, aż zadrżało z wyczekiwania. Nie przejęłabym się tym, gdyby była to jedna osoba. Jednak na klatce schodowej znajdowało się co najmniej dziesięć. Wzdrygnęłam się, czując jak napinają mi się wszystkie mięśnie. Zza okna słyszałam gwizdki policjantów i cichnące krzyki przechodniów. Zabezpieczali teren. Mimowolnie zaciągnęłam się zapachem, a moja głowa opadła na pierś. 

Jasper. Ty popaprany idioto.

Wstałam, zaciskając zęby. Ludzie byli coraz bliżej i nie mieli dobrych zamiarów. Szybko spakowałam rzeczy do podróżnego plecaka, który dostałam od czarnoskórego parę dni temu. Nałożyłam na siebie czarną bluzę i lekko odgarniając firankę, wyjrzałam na ulicę. Radiowozy i inne czarne vany. Zapewne samochody jakiejś organizacji. Wszystkie stały półokręgiem wokół mojej klatki.

Kroki były coraz bliżej drzwi. Zamknęłam oczy i wsłuchałam się w otoczenie. Tuż za głównymi drzwiami, wyczułam dwójkę podobnych do mnie organizmów. Ich puls był spokojny, a co za tym idzie, właściciele myśleli, że pójdzie ze mną łatwo. Za nimi znajdował się Jasper, który z kolei wytwarzał wokół aurę skrajnego przerażenia. Nim też się zajmę. Bardzo dokładnie. 

Wiedziałam, że mój atak nie minął, jednak miałam to w dupie. Czułam się zdradzona i wkurwiona, co potęgowała wewnętrzna walka. Przewróciłam szafę tak, że blokowała drzwi. Ja tymczasem udałam się do kuchni, gdzie dopiłam herbatę Jasper'a i zabarykadowałam drzwi kolejną dawką mebli. Owszem, byłam wkurwiona, jednak doskonale wiedziałam, że działając podczas ataku, zrobię krzywdę wszystkim na około. Musiałam zostać w domu, w łazience. Zamknięta na cztery spusty. Znowu poczułam pulsowanie w głowie i czując coraz większe mdłości, rzuciłam się w stronę swojego "schronu".

Wcisnęłam się w kąt i nasłuchiwałam. Agenci na początku starali się wyważyć drzwi , jednak po chwili zaczęli w nie walić z całym impetem. 

Widziałam, że zaraz dostaną się do środka, moja warownia nie wytrzyma długo, a mój atak nie zakończy się do tego momentu. 

Siedziałam więc i czekałam na nieuniknione.

𝐇𝐀𝐈𝐋 𝐇𝐘𝐃𝐑𝐀?Where stories live. Discover now