○ 7 ○

6.7K 472 92
                                    

Osoba stojąca za rogiem nie zdawała sobie sprawy, jak wielkie zagrożenie czyhało za ścianą. Skutecznie ignorowała odgłosy strzelaniny, dochodzące z dołu. Powoli podniosłam się z miejsca, zaciskając zęby. Powoli zaczynałam słabnąć, nie mogłam utrzymywać iluzji przez cały czas. Bezszelestnie przeszłam za regał z papierami, dzięki czemu, mogłabym podejrzeć przeciwnika i trochę zregenerować siły. Powstrzymałam się od westchnienia ulgi, kiedy przyjęłam swoją materialną postać. Oparłam głowę o metalową konstrukcję, wsłuchując się w oddech osoby po drugiej stronie.

Po dojściu do siebie, odwróciłam się przodem do przeciwnika, by zobaczyć, czy nie ma zamiaru opuścić pomieszczenia. Ujrzałam szczupłą kobietę w obcisłym, czarnym kostiumie. Rude włosy do ramion, zakrywały jej twarz, a do pasa przytoczone miała dwa pistolety i dwa sztylety.

Nie czyniąc żadnego szelestu, pochylona, zaczęłam poruszać się w stronę drugiego końca pokoju, tak aby znaleźć się za plecami kobiety i zaatakować ją z zaskoczenia. Stała pochylona nad jednym z naszych komputerów, do którego podpięła pendriva. Wychyliłam się zza stołu, uważnie przyglądając się kobiecie. Nic nie wskazywało na to, czy usłyszała cokolwiek, bądź zauważyła moje przemieszczenie się.

Wróciłam za stół, nasłuchując poruszenia za ścianą. Nie chciałam, aby ktoś nieproszony wszedł podczas wykonywania mojego teraźniejszego zadania. Powoli wstałam z miejsca i cicho podeszłam do agentki, odwróconej do mnie plecami. Wyjęłam sztylet i trzonem, trzasnęłam ją w skroń. Złapałam upadające, nieprzytomne ciało. 

Po schowaniu sztyletu za cholewkę buta, zaciągnęłam ciało do rogu pomieszczenia. Podeszłam do szafek i z jednej z szuflad, wyjęłam łańcuch. Wróciłam do nieprzytomnej kobiety, po czym ułożyłam ją na brzuchu. Zaczęłam obwiązywać łańcuchem jej nadgarstki i kciuki, po czym pociągnęłam go jeszcze wokół kostek. Dzięki umiejętności przenikania rzeczy, sprawiłam, że łańcuch scalił się w połowie pleców, przez co, kobieta aby się uwolnić, musiałaby mieć do dyspozycji dobrego mechanika i sprzęt. Dla pewności szarpnęłam łańcuchem, który porządnie opinał ciało kobiety. Podniosłam się z klęczek i podeszłam do komputera, w którym tkwił pendrive. Spojrzałam na ekran, na którym widniało 78% pobierania danych. Pokręciłam głową z rozbawieniem. Zalogowałam się na stronę komputera, wymuszając bezpieczne wyjście pendriva. Kto wie, może gdybym wyszarpnęła go od razu mógłby wybuchnąć, albo zainfekować komputer. Ostrożności nigdy za wiele.

Po bezpiecznym wyciągnięciu pendriva, rozejrzałam się po pomieszczeniu. Rzędy komputerów, przykryte były warstwa pyłu i odłamkami szkła. Usłyszałam kroki i już nie był to hałas dochodzący z pola walki, tylko bliższy. Ktoś wchodził po schodach i szedł w moją stronę. Były one ciężkie i głośne. Przeciwnik był wysoki, dobrze zbudowany i odważny. Sapnęłam ze zirytowania. Czy nikt już nie boi się Hydry? Wyciągnęłam sztylet zza cholewki. Przykucnęłam za jednym z rzędów, tak aby mężczyzna nie zobaczył mnie. Jego towarzyszka spoczywała w odległym kącie.

— Natasha — usłyszałam syknięcie.

— Romanoff — warknął mężczyzna, podchodząc do komputera w którym znajdował się pendrive.

Zdziwiony zaczął rozglądać się na boki.

Naskoczyłam na niego za sztyletem. Zwinnie uniknął mojego ciosu, zasłaniając się tarczą i oddalając się na dwa metry. Ubrany był w śmieszne niebieskie wdzianko z motywami flagi Ameryki przy pasie. Pół twarzy zakrywała maska tego samego koloru. Tarcza, którą się zasłaniał miała niebieski i czerwony pas biegnący przy krawędzi, natomiast w środku znajdowała się srebrna gwiazda.

Zamachnęłam się na niego sztyletem, jednak i tego ciosu uniknął. Stanęłam przed nim i spojrzałam w jego błękitne oczy, wyrażające zaskoczenie i to czego nienawidziłam najbardziej - współczucie. Warknęłam pod nosem i zapozorowałam atak w lewy bok, jednak w ostatniej chwili przerzuciłam sobie nóż do prawej dłoni i zraniłam mężczyznę w udo, które zaczęło krwawić. Rana została zadana głęboko, dlatego niebieskooki  złapał się za krwawiące miejsce, opuszczając tarczę. Czym prędzej uderzyłam go lewą pięścią w twarz. Z jego nosa popłynęła czerwona posoka, zabarwiając jego "mundur".

— Kapitanie! — usłyszałam krzyk dochodzący ze strony zdewastowanego wejścia.

Błyskawicznie odwróciłam się w tamtą stronę i ujrzałam człowieka ze stali. Może bardziej człowieka ukrytego w blaszanej puszce? Wyciągnęłam pistolet i zaczęłam ostrzeliwać blachę. Nie dało to większego skutku, ponieważ maszyna zaczęła zbliżać się w moją stronę. Zaczęłam celować w miejsca zgięć kończyn. Trafiłam parę razy w kolano i mężczyzna znajdujący się w środku, opadł na lewą stronę. Obróciłam się w stronę niebieskookiego, który próbował wstać, kopnęłam go parę razy w brzuch, zranione miejsce i twarz.

— O mój Boże! — usłyszałam kolejny okrzyk zaskoczenia. 

Zirytowana odwróciłam się w tamtą stronę.

Mężczyzna, dobrze zbudowany, ma pistolet, którym celuje we mnie. Metalowe ramię. Zimowy Żołnierz. Myślałam, że do naszego spotkania dojdzie później.

Miałam wrażenie, że wszystkie osoby znajdujące się w pomieszczeniu wstrzymały oddech.

— Buck, miałeś czekać w samolocie — wyjęczał kapitan leżący za mną.

— Jasne, siedzieć i czekać, aż skopią wam dupę? — spytał, dalej we mnie celując.

— Na co czekasz? Strzelaj! — warknął blaszak zniekształconym głosem.

— Nie mów mi co mam robić! — odwarknął James, zaciskając bardziej palec na spuście.

— Strzel — powtórzyła puszka.

— Nie mów mi... — nie dokończył, ponieważ do naszych uszu doszedł huk.

W zwolnionym tempie widziałam, jak pocisk wypruwa w moją stronę. Był bardzo blisko mojego ciała, miałam wrażenie dojmującego zimna. Nie poczułam jednak bólu. Nabój przeniknął moje ciało, robiąc dziurę w ścianie za mną. 

Bez zastanowienia, wyjęłam pistolet z kabury i zaczęłam strzelać w stronę Barnes'a. W ostatniej chwili zakrył się metalową ręką. Nie zaprzestając ostrzału, przeszłam obok niego i wyskoczyłam za zmaltretowaną barierkę. Z gracją przeturlałam się po ziemi, od razu włączając się w walkę z wrogami. Nie miałam szans w starciu z tamtą trójką na raz. Przy następnym spotkaniu, jeśli miałam wygrać, musiałam ich rozdzielić. Karabin z pełnym magazynkiem, rzuciłam w stronę Rumlowa, który nagle został bez broni.

—Odwrót! Odwrót powiedziałem! — usłyszałam głos w słuchawce jednego z agentów wrogiej organizacji. 

Po chwili w suficie bunkru została zrobiona ogromna dziura, przez którą wyłoniła się część samolotu. Widziałam agentów, biegnących w tamtą stronę, więc czym prędzej wykorzystałam fakt, iż są tyłem i rozpoczęłam ostrzał. Moi współpracownicy poszli w moje ślady i po chwili podłogę wyścielały ciała wrogów. Nie uda się zabić wszystkich.

Zobaczyłam blaszaka, który dzięki swojemu kombinezonowi, transportował rudą do statku, trzymając ją na rękach. Bez namysłu strzeliłam w stronę kobiety. Trzy strzały. Trzy trafienia.

Puszka zawróciła i po chwili pokonywała tę samą trasę, tyle że z "kapitanem". Tego udało mi się trafić tylko raz, ponieważ zakrywał się tarczą.

Podczas trzeciego kursu, kiedy to transportował na statek James'a, nie udało mi się trafić ani razu. Z ponurym wyrazem twarzy, rozejrzałam się i zauważyłam znajomą, rudą czuprynę w tłumie uciekających. To był James Creews. Czyli to on zdradził. Wyjęłam kolejny pistolet i postrzeliłam go w łydkę i prawe ramię. Opadł na ziemię, zwijając się z bólu.
Po kilku minutach usłyszałam oddalające się okrzyki radości, odlatujących agentów.

Jednak to ja zwyciężyłam.

Uszkodziłam ich najlepszych ludzi.

To ja mam ich dane.

I to ja złapałam zdrajcę.

𝐇𝐀𝐈𝐋 𝐇𝐘𝐃𝐑𝐀?Where stories live. Discover now