○ 17 ○

4.7K 281 30
                                    

Wstałam o trzeciej trzydzieści. Wiedziałam to zanim zostałam o tym poinformowana przez Jasper'a, aktualnie ubranego w ciemne jeansy, czarną bluzkę i tego samego koloru skórzaną kurtkę. Przygotowywaliśmy się do ucieczki i raczej wszystko powinno pójść po naszej myśli. Detonator spokojnie i grzecznie spoczywał w kieszeni mojej czarnej bluzy. Jasper upomniał się o niego rano, jednak kiedy posłałam w jego kierunku pytanie mówiące, żeby zastanowił się czy na pewno to chciał mi powiedzieć. 

Kiedy zegarek znajdujący się na lewym nadgarstku mężczyzny wybił godzinę czwartą, rozpoczęliśmy procedurę spierdzielić jak najciszej się da i nie uruchomić alarmu. Skierowaliśmy kroki do pomieszczenia technicznego, skąd mieliśmy dostęp do wszystkich kamer w budynku. Miałam zamiar wprowadzić kod, który wytwarzał pętlę. Pętlą miały być puste korytarze. Wartowników nie trzeba było się obawiać, ponieważ nowojorska Hydra, była tak pewna siebie, iż miała pewność, że nikt nie włamie się do głównego pomieszczenia. Nie przewidzieli jednak ataku od środka. 

Nie wiem czemu, ale w pewnym momencie poczułam rozpierającą mnie dumę. Uważałam, że słusznie robię, skazując na śmierć około pięciuset ludzi i inne syfy, które będą tu pogrzebane. Od razu spochmurniałam, wiedząc, że koniec Hydry, nie będzie końcem moich kłopotów.

Po dotarciu do pierwszego punktu wycieczki i wprowadzenia dziecinnie prostego kodu, mieliśmy około godziny na wymknięcie się z budynku niepostrzeżeni. Przy dobrych wiatrach, bo przecież nikt nie mógł nam zagwarantować, że nie spotkamy żadnego kompana podczas porannej przechadzki. Pamiętałam o swoich zdolnościach, nie wiedziałam jednak czy będę w stanie ukryć również Jasper'a. Martwe przedmioty znikały jak za dotknięciem magicznej różdżki, nie wiem jak to będzie z żywym organizmem, ale mam nadzieję, że niedługo się przekonam.

Szarość ścian korytarzy zaczęła mnie dobijać. Z coraz większym znudzeniem stąpałam za Jasper'em, wpatrując się w jego szerokie plecy. Kiedy nagle mężczyzna zatrzymał się tak gwałtownie, że nie zdążyłam wyhamować i wpadłam na niego z impetem. 

— Czego stajesz na środku pokrako? Pająka się wystraszyłeś? — pytam, pocierając mój nos, który ucierpiał najbardziej.

— Jakbyś nie chodziła z głową w chmurach, to zauważyłabyś, że stoimy pod windą — odpowiedział mrukliwie, siłując się z wajchą.

— Zejdź, dziecko, bo nie mogę patrzeć jak się męczysz — mruknęłam w stronę mokrego od potu chłopaka, odsuwając go od urządzenia.

Podciągnęłam rękawy, złapałam oburącz rączkę, po czym pociągnęłam w swoją stronę. Reszta systemu poszła gładko.
Łańcuch podciągnął do góry siatkę, zapraszając na szaloną wycieczkę na powierzchnię. Nie patrząc na osłupiałego Jasper'a, wzięłam nasze torby i weszłam na chyboczącą się platformę. Czarnoskóry po chwili wpatrywania się ze zmarszczonymi brwiami w wajchę, stanął obok mnie, wciskając jakiś przycisk. Siatka zsunęła się ciężko przed nami i końcem opadła na platformę, która wydała metaliczny dźwięk. Windą szarpnęło dwa razy zanim  w końcu postanowiła ruszyć na górę.

— Niby Nowy York, a system jak w średniowieczu — mruknęłam pod nosem, przy następnym szarpnięciu. Po chwili wyciągarka na dole zaczęła dudnić, jednak metalowa puszka dzielnie jechała w górę.

— Nie obudzimy nikogo tym hałasem? — spytałam, z lekką obawą zerkając w stronę drzwi na dole.

—Spokojnie Ombra, hangar jest bardzo daleko. Nie ma szans, żeby usłyszeli, a szczególnie nie po wczorajszym balowaniu —odpowiedział ze śmiechem. 

— Co znaczy Ombra? - spytałam ze zmarszczonymi brwiami. 

Mężczyzna nie usłyszał mojego pytania albo nie chciał na nie odpowiadać. Usprawiedliwiony został tylko tym, że właśnie wyjechaliśmy na powierzchnię, a siatka zaczęła się podnosić, dając nam przestrzeń do wyjścia. Trochę dalej, ukryty w cieniu drzew i promieni wschodzącego słońca stał mój czarny mercedes. 

𝐇𝐀𝐈𝐋 𝐇𝐘𝐃𝐑𝐀?Where stories live. Discover now