○ 25 ○

4.2K 288 14
                                    

— Ładnie go załatwiłaś — usłyszałam głos Stark'a.

Siedziałam po turecku na łóżku, tyłem do drzwi i mojego gościa.

— Żyje? — spytałam, dalej się nie odwracając.

— Tak. Leży w skrzydle medycznym i wraca do zdrowia — odpowiada.

Słyszę jego oddech przy szybie celi.

— Ktoś wie, że tu jesteś? — pytam, kładąc się na materacu, zakładając ręce pod głowę i patrząc w sufit.

— Nie muszę zdawać nikomu cogodzinnego raportu, odnośnie mojego położenia — odpowiada tonem, jakby tłumaczył coś małemu dziecku. 

Uśmiechnęłam się pod nosem.

— Szczerze to myślałam, że jednak zdajesz raporty z każdego dnia. Mów, co chcesz wiedzieć i spryszczaj stąd.

— Nurtuje mnie jedna rzecz. Co robiłaś w Berlinie?

— Zwiedzałam — mruknęłam z przekąsem.

— A ja jestem wróżką — mówi rozbawionym tonem, siadając na plastikowym krześle.

— Nie twój interes — warknęłam. — Taka odpowiedź pasuje?  Nie? Przykro mi. Innej nie otrzymasz. Żegnam.

Odwracam się  do niego plecami, przykrywając kołdrą. 

Słyszę westchnienie bruneta, a po chwili szuranie butów i w końcu zgrzyt metalowych drzwi. 

Nie spodziewałam się raczej gości, dlatego mocniej wtuliłam się w poduszkę.

Nie powstrzymałam warknięcia, kiedy usłyszałam odgłos kroków i poczułam znajomy zapach.

Mogłam przyjąć na krzesło każdego, naprawdę. Każdego, tylko nie jego. Nie Jasper'a Salerno.

Kiedy drzwi zatrzasnęły się za nim z hukiem, niepewnym krokiem podszedł do krzesła i usiadł na nim. Potarł dłonie i zaczął przyglądać się wnętrzu. Byle tylko nie spojrzeć na mnie.

Błąd.

— Witaj, Ombra — zaczął niepewnie. — Cóż, mam nadzieję, że zapewniłem tobie dogodne warunki. Masz wygodne łóżko, regularne posiłki. Treningi. Później być może drużyna pozwoli tobie na swobodne poruszanie się po budynku. Nie zapominajmy o opiece medycznej.

Zaczęłam głębiej oddychać, by nie wstać i mu nie przywalić.

— Chciałbym wiedzieć, co robiłaś w Berlinie?

— Wyjdź — powiedziałam zimnym tonem.

— Ale...

— Wyjdź — powtórzyłam, podnosząc się.

Podeszłam szybkim krokiem do szyby. Cienkiej powłoki, która dawała złudne poczucie bezpieczeństwa osobie po drugiej stronie. Zmierzyłam chłodnym wzrokiem, zastygłego w przerażeniu mężczyznę. 

Siedział na krześle, sparaliżowany ze strachu, patrząc na mnie rozwartymi, ciemnymi ślepiami. 

— Salerno. Masz siedem sekund na opuszczenie pomieszczenia.

— Proszę, nie rozśmieszaj mnie — zaczął z prychnięciem.

Uniosłam brew.

— Nic mi nie zrobisz, a wiesz dlaczego? Bo musiałabyś użyć swojego asa w rękawie. Oni coś podejrzewają, ale nie biorą cię na poważnie. Uważają, że gdybyś miała jakieś nadprzyrodzone zdolności, już dawno byś ich użyła.

Przywołał na usta drwiący uśmieszek i zaplótł ręce na klatce piersiowej, odchylając głowę do tyłu.

— Wyjdź — powtórzyłam po raz trzeci.

Mężczyzna westchnął i powoli podniósł się z krzesła. Swoje kroki skierował się do wyjścia.

— Salerno — zawołałam, na co przystanął w miejscu. — Pozdrów ode mnie Thomsona Hamley'a - dodałam, uśmiechając się pod nosem.

Ramiona czarnoskórego opadły, a on sam rzucił się w stronę drzwi, aby jak najszybciej ewakuować się z pomieszczenia.

Pościeliłam łóżko, po czym położyłam się na nim na plecach. Patrzyłam na biały, nieskazitelny sufit, licząc uderzenia serca.

Cztery tysiące pięćset dziewięćdziesiąt dwa uderzenia serca później, metalowe drzwi otwierają się, a do środka wkracza mój gość.

— O co chodzi? —szepcze, stając przy samej szybie.

— Dobrze cię widzieć — mruknęłam, zerkając w jego stronę. — Mam nadzieję, że zaopiekowaliście się moimi rzeczami.

W jego oczach zauważyłam błysk zrozumienia.

— Tak. Leży sobie na ósmym piętrze, w metalowej szafce numer pięć, w zbrojowni. Razem z bronią. Tobie jednak w niczym to nie pomoże — dodał kpiącym tonem. 

— Oczywiście — odpowiadam cicho, teatralnie krzywiąc twarz. — Chcesz sprawić przyjemność więźniowi? Za godzinę przynieś mi coś do roboty, bo zanudzę się na śmierć.

— Da się zrobić — odpowiada, marszcząc czoło.

—No to w drogę, żołnierzu.

Żegna mnie skinieniem głowy, po czym odchodzi.

Za godzinę mam zamiar wdrożyć mój plan w życie. 

Przez godzinę przypominam sobie wszystko od nowa i jeszcze raz. 

Kiedy w celi gasną światła — wiem, że na mnie już pora. Staję się niewidzialna dla ludzkiego oka i wychodzę na korytarz. Kieruję się do panelu głównego wieży, czyli świata komputerów. Jest czternasta, a to oznacza, że superbohaterowie są w kuchni lub na treningu. To z kolei oznacza, że przy monitoringu mojej celi siedział zwykły agent, który teraz prawdopodobnie sra w gacie ze strachu.

Mam trochę czasu, zanim zostanie włączony alarm. Skręcam w lewo i przechodzę przez metalowe drzwi. Widzę trzy rzędy komputerów. Wybieram ten najbardziej w rogu i włamuję się na odpowiednią stronę. Widzę plik dokumentów, gdzie musiał grzebać Stark, by dowiedzieć się czegoś o mnie. Szybko usuwam te strony, całkowicie zacierając swoje poprzednie życie, o którym zaczęłam coraz więcej się dowiadywać, po przeleceniu wzrokiem stron. 

Teraz mnie nie znajdą. Nie mam czasu, by uczcić swoje małe zwycięstwo, ponieważ muszę zabukować lot do Berlina i znaleźć jakiś transport. 

Po piętnastu minutach, wychodzę z pomieszczenia, ze zwycięskim uśmiechem na ustach. Muszę zajść po strój i broń. Kieruję się na ósme piętro, do zbrojowni. Po dotarciu na miejsce, znajduję odpowiednią szafkę, z której wyciągam kostium i broń, wszystkie rzeczy stają się niewidzialne przy zetknięciu z moją skórą.

Nie przejmuję się dziwnym mrowieniem, kiedy biegnący korytarzem ludzie, przenikają przeze mnie. Szybkim krokiem kieruję się do wyjścia. Po drodze zahaczam o szatnię, z której kradnę wełnianą czapkę, kozaki i czarną, zimową kurtkę. Zmieniam postać na widzialną, kiedy wychodzę na ulicę.

Zimny wiatr owiewa moje policzki. Wsuwam dłonie do kieszeni, a w lewej znajduję... Klucze od samochodu. Los się do mnie uśmiechnął. Omiatam wzrokiem okolicę i pięć metrów dalej widzę szare Audi. Lawirując między tłumem ludzi, dostaję się do samochodu. 

Wsuwam kluczyk do stacyjki i odpalam silnik. Ostatni raz zerkam w stronę wieży, po czym kieruję się w stronę lotniska.

𝐇𝐀𝐈𝐋 𝐇𝐘𝐃𝐑𝐀?Where stories live. Discover now