○ 41 ○

5.1K 270 27
                                    

Postanowiliśmy zatrzymać się w Austrii jeszcze tydzień. Nie wiem czy nie zostalibyśmy w Europie na stałe. Zapewne by tak było. Otrzymaliśmy telefon od Rogers'a, informujący o rozłamie drużyny i o wybuchu podczas konferencji w Wiedniu.

Barnes został oskarżony o coś, czego nie zrobił. Steve poprosił, aby przyleciał do dawnej bazy Hydry, w Rosji. Na same wspomnienie organizacji, włosy na ciele stają dęba, a mięśnie tężeją w gotowości na atak, który nie nadejdzie.
Zgodnie z jego poleceniem — lecimy. Ma się tam spotkać z Barnes'em. O mnie nie wspomniał, jednak i tak się wkręcę. 
Jakoś.

Wyjaśnił pobieżnie, że chodzi o resztę Zimowych Żołnierzy — Szwadron Śmierci. Zapamiętałam je jako paskudne typy, które nie miały za grosz poczucia humoru. Chociaż jakby się nad tym dłużej zastanowić — mi również nie było do śmiechu, kiedy byłam za grubymi murami syberyjskiego więzienia.

Bo kiedy już tam trafisz, modlisz się żeby wyjść, a wychodzisz, modlisz się, aby nigdy nie wrócić.

A właśnie to chce zrobić Barnes — wrócić w miejsce, które było źródłem jego koszmarów. 
Cholera, mogłam nie odbierać tego walonego telefonu. 

— Wiesz, że jeśli nie chcesz tam iść...

— Przestań – przerywa mi. — Nie chcę żebyś ze mną szła.
Siedzi na kanapie ze spuszczoną głową.

Nie chcę się z nim kłócić, mam tego dosyć. Wyciągam z szafki trunek i upijam łyk, krzywiąc się lekko. Żałuję, że nie mogę się upić. Przydałoby się to nam obojgu.
Po kilku godzinach lotu, czuję jak maszyna ląduje na lodowej pustyni. W oknie, mimo padającego śniegu, widzę wyraźnie drzwi bunkra. 

Po otwarciu drzwi, do pomieszczenia wpada chłodne powietrze, a po chwili do środka wchodzi Kapitan. Ubrany jest w swój śmieszny mundur, a na plecach przytoczoną ma tarczę.

— Cześć — wita się z nami, spoglądając na bruneta, który nie zmienił swojej pozycji. — Co mu jest?

Wzruszam ramionami.
— Uważa, że to kiepski pomysł, żebym poszła tam z wami.

— Akurat tu się z nim zgadzam — oznajmia ostrożnie, podchodząc do James'a. — No, dalej, Bucky. Musimy iść.

— A zatrzymasz ją tutaj? — pyta, podnosząc na niego wzrok, ignorując moje piorunujące spojrzenie.

— Oczywiście. Jeśli będzie trzeba, zwiążę ją i zaknebluję. Obiecuję.
Przygarbiłam się lekko, odwracając wzrok.

Brunet wstał i zaczął się przygotowywać. Ruszyłam w stronę kabiny pilota, jednak nie dane mi było tam dojść.
Uchyliłam się przed ciosem wymierzonym w moją twarz. Bez problemu złapałam kościsty nadgarstek Adkins'a i wykręciłam jego rękę, zmuszając do klęknięcia. Jedną ręką utrzymywałam go w tej pozycji, natomiast drugą odpięłam pasek od swoich spodni i zawiązałam go na przedramionach mężczyzny.

Szarpnięciem postawiłam go na nogi i ruszyłam w stronę wyjścia, ignorując zszokowane spojrzenia mężczyzn. Stanęłam na szczycie metalowych schodów. Wiatr rozwiewał moje włosy na wszystkie strony, a rzęsy szybko pokryły się biały, puchem.

— Jeśli tak bardzo chcesz, bez wyrzutów sumienia mogę cię tutaj zostawić — wysyczałam do ucha mężczyzny.

— Działacie niezgodnie z prawem — wychrypiał, drżąc na całym ciele. — Kiedy Pan Stark się dowie, co mi zrobiłaś...

— Nie dowie się — oznajmiam chłodno, uśmiechając się drapieżnie.
Ustawiłam mężczyznę do pionu i odwróciwszy go twarzą do mnie, wygładziłam jego zielony uniform.
— Nie dowie się, prawda? — dopytałam, ściskając mu boleśnie ramię.
Pokiwał nerwowo głową.

𝐇𝐀𝐈𝐋 𝐇𝐘𝐃𝐑𝐀?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz