Rozdział 14

4K 266 217
                                    

~Sebastian P.O.V~

Zmarszczyłem brwi, wyżynając ręcznik z nadmiaru wody. Chłodny, wilgotny materiał przyłożyłem do czoła ______. Nadal była rozpalona, kaszlała i nie budziła się.

Spojrzałem na zegarek stojący na komodzie. Zbliżało się południe. Wcześniej już zająłem się paniczem i zabroniłem służbie podchodzić bliżej pokoju. Nadal muszę zawiadomić żonę i lekarza. W tym całym zamieszaniu nie miałem czasu by dokończyć list.

Wziąłem pergamin oraz pióro i znowu zacząłem pisać. Starałem się krótkimi i zwięzłymi słowami wyjaśnić co się działo. Kiedy skończyłem, podpisałem się swoim prawdziwym imieniem. Westchnąłem cicho, patrząc na moją małą dziewczynkę. Pogładziłem ją po włosach i odłożyłem pióro. Zwinąłem pergamin i zapieczętowałem go. Wstałem z łóżka i podszedłem do okna, które otworzyłem.

Przez chwilę patrzyłem na niebo, na którym w końcu pojawił się biało-srebrzysty kształt. Po chwili na parapecie wylądowała sowa. Podłożyła łepek pod moją dłoń, na co zacząłem ją lekko głaskać.

- Też się cieszę, że cię widzę, Silvea – stwierdziłem spokojnie. Przywiązałem zwój do jej łapki. - Leć do Rillianne i przekaż jej wiadomość ode mnie.

Sowa posłusznie wzbiła się do lotu. Przez chwilę patrzyłem za nią, po czym zamknąłem okno i odwróciłem się w stronę ______. Pogłaskałem ją po głowie, zabierając wilgotne kosmyki z jej czoła.

Nagle poczułem nieznośne pieczenie na lewej dłoni. Wyśmienicie, jeszcze panicz mnie wzywa. Wiedziałem, że zignoruje, kiedy mu powiedziałem, że nie będę przez jakiś czas tak dostępny. Ale po co słuchać się demona, który skończył trzy tysiące lat.

Wstałem ze swojego miejsca, założyłem rękawiczki i marynarkę. Spojrzałem ostatni raz na Minou i wyszedłem z pokoju. Zamknąłem za sobą drzwi z cichym westchnięciem. O co też może mu chodzić?

Szybkim krokiem ruszyłem do gabinetu panicza. Kiedy byłem już przed właściwymi drzwiami, zapukałem trzy razy, a kiedy usłyszałem pozwolenie, wszedłem do środka.

- Wzywałeś mnie paniczu.

- Tak. - Podniósł wzrok znad dokumentów, którymi się zajmował. - Usiądź. Chciałbym dowiedzieć się paru rzeczy. - Przez moment stałem zaskoczony, po czym zająłem krzesło przed jego biurkiem. I teraz wiem jak się czują osoby, które przychodzą do mnie w jakiś sprawach. Tylko różnica jest taka, że ja siedzę na tronie, a obok jest moja żona.

- O co chodzi paniczu?

- Mam parę pytań i chciałbym byś odpowiadał mi zgodnie z prawdą i dość rozlegle. Czy to jasne? - Odłożył kartkę i pióro.

- Oczywiście, paniczu. - Skinąłem głową. No to pies pogrzebany... Chociaż, prawda ma więcej niż jedną warstwę. Przy odrobinie szczęścia uda mi się ominąć większość niewygodnych rzeczy. Jednak ta cholerna dyplomacja, której byłem zmuszony się uczyć, na coś się przyda. - Odpowiem na wszystkie pytania. - Przez chwilę milczał, zastanawiając się nad pytaniem. Brońcie mnie wszystkie demony tego świata...

- Jakie jest twoje prawdziwe imię? Nie to, które ci nadałem, ale to twoje. Twoje prawdziwe... - w końcu spytał.

- Corvus – odpowiedziałem. A do tego z dwadzieścia innych, które otrzymałem z przejęciem tytułu Szatana. Wliczając w to Pana Zniszczenia, Antychrysta, Diabła, Biesa, Belzebuba i parę innych. Chłopiec patrzył na mnie uważnie.

- To znaczy...

- Z łaciny kruk – wyjaśniłem. - W Piekle wiele imion jest nadawanych z łaciny. Jej nowożytna wersja wywodzi się bezpośrednio z starożytnego języka demonów, teraz już praktycznie zapomnianego. Przez kontrakty i przebywanie w waszym świecie większość z nas posługuje się uniwersalnym, a ten starożytny służy tylko w dokumentach urzędniczych. - Zawsze ich nie znosiłem. Jako syn Najwyższego Lorda, musiałem się nauczyć lingua daemoniorum, ale za papierkową robotą nigdy nie przepadałem. Czy to jako młody panicz, czy jako władca.

Córka zła - Ciel x ReaderWhere stories live. Discover now