Rozdział 25

3.5K 212 205
                                    

~Your P.O.V~

Szłam korytarzami posiadłości Phantomhive wesołym krokiem. Dziś był tak wspaniały dzień. Dość ciepło i zdecydowanie spokojnie. W końcu miałam trochę czasu dla siebie, bez ustawicznego bólu mięśni. Tata naprawdę mnie nie oszczędzał jeśli mówić o lekcjach, zwłaszcza walki. To już pani Ririchi była łagodniejsza i bardziej wyrozumiała. Chociaż nie, ona nadal potrafiła mi się śnić, głównie w koszmarach.

Przycisnęłam do siebie książkę, którą wzięłam z biblioteki. Dziś wybrałam „Przygody Oliviera Twista". Zaciekawiła mnie i wydaje się trzymać w napięciu do końca. Idealnie.

Weszłam do gabinetu hrabiego, gdzie obecnie spędzałam swój czas. Zatrzymałam się zaskoczona, gdy zobaczyłam tatę, stojącego przed biurkiem.

- Coś się stało? - spytałam, wchodząc do środka. Zamknęłam za sobą drzwi i podeszłam do fotela, na którym zazwyczaj siedziałam. Położyłam książkę na stoliczku obok i odwróciłam się do nich.

- Rozmawiamy o tych morderstwach. - Skrzywiłam się trochę na słowa Ciela. - O tych, co piszą w gazecie. Doprawdy, Scotland Yard jest naprawdę bezużyteczny. - Spojrzał na mnie. - Czemu masz koronę na głowie?

- ______? - Tata także na mnie spojrzał. Uniosłam dłoń, by opuszkami palców dotknąć srebrnego diademu, spoczywającego na moich włosach.

- Chodzi ci o mój diadem? Dostałam go od mamy i dziś jest okazja, by go w końcu nosić – odpowiedziałam spokojnie, siadając. Skrzyżowałam nogi w kostkach i przekrzywiłam głowę. Tata się lekko uśmiechał, chociaż wiedziałam, że pewnie znowu czeka mnie bura. Za to Phantomhive chyba zupełnie nie miał pojęcia co się dzieje. Znowu. - No co? Dziś są moje urodziny. - Uśmiechnęłam się.

- Urodziny? Które to już? Dwusetne? - spytał z przekąsem. Wywróciłam na niego oczami.

- Skądże. Pięćdziesiąte siódme. - Odwróciłam od niego wzrok, nadymając policzki. Powiedziałam ile, bo i tak znał już mój wiek.

- Wracając do naszego poprzedniego tematu. - Odwrócił się do taty. - Trzeba znaleźć jakieś tropy. Ten list, który wysłał do prasy, powinien coś znaczyć.

- Jak mówiłem, paniczu... Rozpoznaję niektóre słowa, ale nie mogę sobie przypomnieć, gdzie je widziałem wcześniej. - To mnie zainteresowało.

- Jaki list? - spytałam, wstając. Stanęłam obok taty, który na mnie spojrzał.

- Przed pierwszym morderstwem, sprawca wysłał do gazet i policji niezrozumiały list. Zignorowali go, ale dwa dni później znaleziono ciało dorosłej kobiety. Początkowo tego nie powiązano, ale teraz, trzy tygodnie później, jest druga ofiara – wyjaśnił mi Ciel. Zamyśliłam się trochę. - Jedyną rzeczą wspólną są namalowane na lewych dłoniach ofiar kolory kart do gry.

- Mogę zobaczyć ten list? To, że tata nie wie, nie znaczy, że ja nie mogę jakoś pomóc – zaoferowałam. Wzruszył ramionami i podał mi wycinek z gazety. Przeleciałam go wzrokiem. - Chwila... - mruknęłam, wczytując się uważniej w każde słowo.

"Dawno, dawno temu, był sobie mały sen.

Nie wiadomo, kto go wyśnił, a był on bardzo maleńki.

Mały sen pomyślał: Nie chcę tak po prostu zniknąć! Co mogę zrobić, by ludzie mnie zauważali?

Mały sen myślał i myślał, i w końcu wpadł mu do głowy pomysł:

Zwabię ludzi do swego wnętrza... i to oni stworzą dla mnie świat....!"

- Ale przecież... - zaczęłam. - To dziecięca wyliczanka. - Spojrzałam na hrabiego, a potem na tatę. - Że hrabia nie wie, to się domyślam, ale ty tato?

Córka zła - Ciel x ReaderWhere stories live. Discover now