Rozdział 26

3K 176 256
                                    

~Your P.O.V~

Nie było dobrze.

Znaczy się, było dobrze, ale nie było. Kiedy tata i ciocia wrócili po nocnym poszukiwaniu śladów, okazało się, że coś mają. Gorsza wiadomość jest taka, że oznaczało to bal, za dwa dni, w jakiejś nieznanej mi posiadłości. Nie że narzekam, ale ostatnie doświadczenia z balem u kogokolwiek nie są najlepsze. Chyba nie muszę przypominać sprawy Kuby Rozpruwacza i balu u Wicehrabiego, do tego etapu w moim życiu naprawdę nie chcę wracać.

Z innych, ciekawszych wiadomości - tata nie zabił ani mnie, ani Ciela. Po prostu nas nie zauważył śpiących razem. Gdy się obudziłam, hrabiego już nie było, więc byliśmy bezpieczni. Dobrze, że jednak przeżyjemy. Co w ogóle we mnie wtedy wstąpiło? Na Szatana, jakie to było głupie i nieodpowiedzialne z mojej strony, przecież on ma narzeczoną. A moi rodzice mogą jeszcze coś wymyślić z moim stanem cywilnym, chociaż mam szczerą nadzieję, że jednak tego nie zrobią.

- Teraz twoja kolej. - Podniosłam głowę i spojrzałam na Somę, który wyczekiwał na mój ruch. Przejrzałam szybko swoje karty i jedną wyrzuciłam na stół.

- Już – mruknęłam, odchylając się na fotelu. Graliśmy w Pikietę, bo w sumie książę tylko w to potrafił grać. Z tymi wszystkimi wydarzeniami nie mogłam się teraz jeszcze skupiać na grze, która wymagała mojej uwagi. - Czy coś wiadomo? - spytałam Ciela, który siedział na drugim fotelu i popijał herbatę.

- Na razie nie. Pewnie wrócą w ciągu godziny – odpowiedział. Wysłał tatę i ciocię, by zdobyli zaproszenia na ten cały bal. Po prostu świetnie.

- Mam dość. - Odrzuciłam swoje karty. - Poddaję się. Nie jestem w stanie się skupić.

- No weź – jęknął starszy nastolatek. - Jeszcze jedna runda.

- Jestem zmęczona, Soma. Może jutro. - Wstałam ze swojego miejsca. - Idę się przejść, wrócę za... Jakiś czas.

Wyszłam z salonu, gdzie dotychczas spędzaliśmy dzień, i przeszłam do małego ogródka, który był za posiadłością. Usiadłam na ławce i odchyliłam głowę. Cisza, spokój, nawał myśli w głowie. A miałam nadzieję na chociaż chwilę wytchnienia. Książę pewnie będzie teraz męczyć hrabię, który potem mnie zwyzywa, bo mu nie pomogłam. Bywa. Życie czasami jest okrutne.

Zamknęłam oczy i odetchnęłam głęboko, by się trochę uspokoić. Nie jest tak źle, jak może być. Przynajmniej tak zawsze mówił dziadek Sirius.

Tak miło... Czułam zapach świeżych kwiatów, jak w ogrodzie, w domu...

***

- Mamo, mamo! Zobacz! - mały czarnowłosy chłopiec wykrzyknął, wyciągając zaciśnięte dłonie w stronę różowowłosej kobiety, która klęczała na trawie niedaleko niego. Trzymał wianek zapleciony z białych i niebieskich kwiatków, które rosły dookoła nich. - Siostrzyczka mi pomogła! - Mówił trochę niewyraźnie i gubił parę głosek, ale co się dziwić, miał dopiero trzy lata.

- Naprawdę? - zaśmiała się, biorąc od niego wianek. Położyła go na jego włosach i zgarnęła kosmyk za jego ucho. - Proszę bardzo, mój mały książę.

- To dla ciebie, mamo. - Przybiegła do nich (h/c) włosa dziewczynka już przyozdobiona wiankiem. Królowa pochyliła głowę, na której już spoczywał diadem, i pozwoliła, by jej córka założyła jej wianek.

- Dziękuję, kochanie. - Uśmiechnęła się do swoich dzieci. - Zrobiliście także dla taty?

- Jeszcze nie. - Pokręciła główką. Chłopiec przytulił się do kobiety i przymknął sennie oczy. - Kiedy wróci?

Córka zła - Ciel x ReaderWhere stories live. Discover now