III

968 67 20
                                    

Najpierw były dźwięki.

Potem ciepły oddech na mojej skórze.

Zielone tęczówki.

Otworzyłam oczy.

Uderzyła we mnie porażająca biel. Podniosłam się do pozycji siedzącej i rozejrzałam po pomieszczeniu. Wszystko białe. Wszystko sterylnie czyste. Tylko biurko i biała szafa, kozetka na której siedziałam i dwa twarde krzesła..

Uderzyła we mnie prawda. Zielone oczy były snem.

- Marinette! - widok na świat przesłoniła mi burza blond włosów.

Pani Klanek oderwała się ode mnie i złapała mnie za policzki. Bardzo uważnie przyjrzała się mojej twarzy.

Wiedziałam co ocenia. Czy nie mam zamiaru się na nią rzucić. Czy nie jestem niebezpieczna dla otoczenia. Po moim emocjonalnym wybuchu w pokoju nauczycielskim nie ma się czemu dziwić.

- Wszystko w porządku, Marinette?

Wymusiłam uśmiech. Kobieta postępowała ze mną ostrożnie, jakby bała się zaraz znowu się rozpłaczę, ale prawda była taka, że ja już nie miałam czym płakać. Pozostało tylko cholerne poczucie pustki i obojętności. 

- Tak - uśmiechnęłam się jeszcze szerzej.

- Może chcesz porozmawiać? - zapytała ostrożnie, kładąc dłoń na moim ramieniu - z profesjonalistą?

Nie wiedziałam nawet, że rąk potrafię, ale wbrew wszelkim oczekiwaniom uśmiechnęłam się jeszcze szerzej.

- Naprawdę wszystko w porządku. To było tylko chwilowe.

Wstałam z kozetki i złapałam swój plecak stojący pod ścianą. Założyłam go, spoglądając przelotnie w lustro.

Zombie. Wyglądałam jak zombie.

Odwróciła się spoglądając na dwie kobiety. Pielęgniarka przeglądała akta (na pewno moje), a nauczycielka wpatrywała się we mnie ze współczucie.

- Dziękuję za wszystko. Ale muszę wracać na lekcje.              

- Załatwiłam ci tydzień wolnego, Lauro.

Przekrzywiłam głowę w prawo przyglądając się pani Klanek. Była widocznie wykończona i martwiła się.

Kiwnęłam głową.

- W takim razie idę do domu - wyszłam z pokoju i zamknęłam za sobą białe drzwi.

Wyszłam ze szkoły i sprawdziłam godzinę na telefonie. A raczej chciałam sprawdzić. Jak zwykle był rozładowany.

Zaczęłam szukać po kieszeniach zegarka na rękę, w końcu znalazłam go w jednej z licznych kieszeni moich bojówek.

Ósma.

Spędziłam cały dzień leżąc nieprzytomna i śpiąc na drzewie. Dostając okazjonalnie ataków histerii.

Najlepszy. Dzień. Ever.

Wyczujcie ten sarkazm.

Wsuwając klucz do zamka usłyszałam przeraźliwie zgrzyt. Towarzyszył mi on również kiedy otwierałam drzwi na oścież, a potem ponownie zatrzasnęłam.

Pierwsze co zrobiłam to podeszłam do małej szafeczki w rogu i wyjęłam małe pudełeczko. Założyłam kolczyki i szybko przywitałam się z Tikki.

Rzuciłam plecak gdzieś w kąt, po drodze zdjęłam bluzę i ją także rzuciłam gdzieś na  podłogę. Powlokłam się do kuchni i włączyłam czajnik. Po krótkim namyśle zakręciłam stary, gazowy piecyk i sięgnęłam do jednej z dolnych szafek.

Razem || miraculousWhere stories live. Discover now