X

826 63 12
                                    

- Jak ja dawno tego nie robiłam - zamknęłam oczy wdychając chłodne, listopadowe powietrze. Lekki wietrzyk owiewał mi twarz, chłodząc zaognione po długim biegu, policzki.

- Koniec przerwy - Czarny Kot poprawił się na dachówkach i wygiął usta w swoim asymetrycznym uśmiechu, po czy dodał - Dlaczego odpuściłaś sobie Biedronkę?

Zadarłam podbródek wpatrując się w nocne niebo i błyszczące na nim gwiazdy dając sobie chwilę do namysłu.

- Za dużo wspólnych wspomnień. A po za tym Tikki mnie denerwowała.

- Tikki? - chłopak uniósł brwi w pytajacym geście - Tikki to anioł na ziemii. W porównaniu do Plagga.

Na widok jego zrezygnowanej miny z mojego gardła wyrwał się cichy chichot. Otworzyłam usta, by coś odpowiedzieć, jednak przerwał mi dochodzący z dołu hałas. Odruchowo sięgnęła do yo-ya, w głowie pojawiło mi się tysiące możliwych scenariuszy. Napad. Kradzież. Gwałt. Podczas rutynowych patroli w Paryżu nie mieliśmy tylko akcji z akumami, takie sytuacje też się zdarzały. Nasze interwencje nigdy nie były przyjemne.

Rzuciłam Adrienowi porozumiewawcze spojrzenie i na palcach skierowałam się w stronę krawędzi dachu. Pochyliłam się nad nią, zerka jąć ostrożnie w dół.

- Jesteś pewny!? Zero reakcji! ? - wysoka postać w pelerynie z kapturem przyciskała do ściany dobrze zbudowanego chłopaka. Trzymała go za gardło. W półmroku nie byłam w stanie zobaczyć twarzy ofiary.

- Przysięgam, że nazwałem ją Marinette! Nic nie odparła! - poszkodowany zaczął się wyrywać, ale jego starania postkutkowały tylko pięścią napastnika na jego twarzy. Zawył z bólu i złapał się za krwawiący nos.

Poczułam na ramieniu dłoń swojego partnera i odwróciłam się do niego. Adrien spojrzał na mnie zaniepokojony, usta zacisnął w wąską linię. Uspokoiłam go kiwnięciem głowy, ale w środku miałam ochotę płakać.

- Jesteś bezużytecznym gówniarzem - postać splunęła na chłopaka i zdjęła z głowy kaptur, odsłaniając blond włosy. Przeczesała je palcami - Jesteś pewien, że ten Adrian Kot wygląda tak samo, jak ja?

- Na sto procent - stłumiony głos chłopaka rozbrzmiewa w zaułku. Dopiero teraz go rozpoznałam. To Antek.

- To jej mąż, debilu. Jak mogłeś się nie zorientować!? - blondyn zaczął już wrzeszczeć. Przestał się przejmować przechodniami i potencjalnym zagrożeniem podsłuchania.

- Przecież on zginął tej samej nocy, co twój ojciec.

-Najwyraźniej jakoś zmartwychwstał - warknął blondyn i zaczął zataczać kółeczka po wąskim zaułku - musimy go zlikwidować. Czarny Kot nie może żyć, jeśli chcemy zniszczyć Biedronkę aka Marinette aka twoja wspaniała Laura.

Palce Adriena zacisnęły się mocniej na moim ramieniu, jego kocie pazury wbiły mi się w skórę. Z przerażonym wyrazem twarzy odwraciłam się do chłopaka. Nawet w ciemności dostrzegłam jego pobladłą twarz.

- Obserwuj ją. Uwiedź. Cokolwiek, byle ich rozdzielić. Ach, dlaczego on musiał wrócić! - usłyszeliśmy tępe uderzenie, jakby ktoś walnął pięścią w mur - już prawie ją mieliśmy!

Adrien najciszej jak mógł wyciągnął ramiona i przycisnął mnie do swojej piersi, by stłumić szloch wydobywający się nagle z mojego gardła. Przycisnęłam się do niego, tak, by między nami nie zostało żadnej wolnej przestrzeni. Nie mogę znowu go stracić.

- Co będę z tego miał? - Głos Antka przetoczył się po zaułku i wzbija do góry, by wibrującą nutą osiąść w moim umyśle. Wstrząsnęły mną dreszcze.

- Jeśli blondasek zniknie, a ty będziesz wystarczająco szarmancki Marinette będzie twoja. Potrzebne mi tylko jej miraculum i może jeszcze chcę jej zdrowie psychiczne w ramach zemsty. Potem będzie tylko twoja, wypłakująca się w twoje ramię.

- Umowa stoi. - Rozlega się odgłos cichych kroków, a następnie Antek pojawił się na chodniku. Wsadził ręce do kieszeni i gwizdając skierował się w stronę pobliskiego sklepu monopolowego.

- Marinette? - Poczułam na plecach ciepłe dłonie Adriena, jego usta zetknęły się z płatkiem mojego ucha, a ciepłe powietrze owiało mój policzek.

- Nie mogę cię znowu stracić - szepnęłam, podnosząc głowę i spoglądając w jego zielone oczy. Mignęła w nich pojedyncza iskierka, jakby podjął właśnie jakąś decyzję, ale zignorowałam to. Czekam na jakąkolwiek reakcję z użyciem słów.

Nie doczekałam się jej. Chłopak objął mnie w pasie i rozsunął kicikij. W totalnej ciszy przemieszczaliśmy się po paryskich dachach, kierując się w stronę naszego mieszkania. Adrien postawił mnie na balkonie, po czym wypowiedział formułkę zwrotną. Poprawił T-shirt na ramionach i pocałował mnie delikatnie w czoło.

- Prześpij się. Ja muszę jeszcze coś załatwić - otworzył drzwi balkonowe i przepuścił mnie przodem. Przeszłam przez próg i dopiero wtedy poprosiłam Tikki o zdjęcie przemiany.

- Czy coś się...?

- Nie - przerwał mi - nic się nie stało. Po prostu mam mam coś do roboty - posłał mi wymuszony uśmiech, po czym nacisnął klamkę sypialni, by wyjść.

- Adrien! - doskoczyłam do niego gwałtownie i chwyciłam za ramię. W moim głosie słychać było histerię - domyślałam się, co on kombinuje - nie szukaj go, rozumiesz!? Masz go nie szukać!

Odwracił się. Kolejny wymuszony uśmiech.

- Nie będę. Przyrzekam.

Jedną rękę przyłożył do piersi, a drugą unosi do góry. Zachichotałam cicho, rozluźniając mięśnie. Muszę mu zaufać. Puścił mi oczko i pospiesznym krokiem wyszedł z sypialni.

- Jak myślisz Tikki? Co on kombinuje? - odwraciłam głowę w kierunku, siedzącej na lampce nocnej, kwami. Obok niej Plagg zwinął się w kłębek i zapadł w głęboki sen.

- Nie wiem Marinette -stworzonko podniosło łapki do góry w geście bezradności - ale na pewno nic złego. Musisz mu zaufać.

Kiwnęłam głową i podeszłam do szafy, z której wyciągnęłam piżamę. Skierowałam się do łazienki. Po dwudziestominutowym prysznicu i dokładnym umyciu zębów wyszłam i wślizgnęłam się pod miękką kołdrę.

Czas na zasłużony odpoczynek.

-----------------------------

Obudził mnie stukot kółek i dźwięk otwieranych drzwi. Podniosłam się z poduszki, nieprzytomnie rozglądając się dookoła. Nadal jestem jedną nogą w królestwie Hypnosa*. Musi być już rano, bo słońce leniwie wpada do pokoju i tańczy pomiędzy złotymi kosmykami, stojącego w drzwiach Adriena.

- Dzień dobry - wychrypiałam, podnosząc się z łóżka i spuszczając stopy na zimną podłogę. Mój mąż podszedł do mnie i pocałował w czoło. Nad jego ramieniem dostrzegłam srebrną walizkę na kółkach, której nigdy wcześniej nie widziałam.

- Ktoś przyjechał? - wymamrotałam zaspana i wstałam z łóżka podchodząc do szafy. Zamierzam wybrać coś do ubrania się, jednak półki, świeca pustkami.

- Nie. To my wyjeżdżamy. - Odwraciłam się z powrotem do chłopaka, który pokazał mi trzymane w dłoni dwa bilety lotnicze. Na korytarzu dostrzegłam kolejne trzy walizki - wracamy do Francji, Marinette.

Razem || miraculousOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz